Bruksela o płacy minimalnej. Polskie 2800 złotych w 2021 roku to za mało?
Komisja Europejska chce ustalić wspólne dla krajów Unii zasady kształtowania płacy minimalnej. Unijne traktaty nie pozwalają Brukseli na bezpośrednie ingerowanie w poziom wynagrodzeń w krajach członkowskich, ale polscy pracodawcy obawiają się, że w świetle szykowanej dyrektywy Trybunał Sprawiedliwości UE zyska uprawnienia do badania, czy płaca jest "wystarczająca".
Jak na razie Komisja Europejska przedstawiła projekt dyrektywy w sprawie "adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej". Nie przewiduje on identycznego poziomu najniższych płac w poszczególnych krajach członkowskich. Zobowiązuje jednak do wprowadzania stałych reguł, według których wysokość płacy minimalnej byłaby korygowana oraz negocjowana przez związki zawodowe i innych partnerów społecznych.
Żelazne reguły
Orędownikiem wprowadzenia stałych zasad jest Luksemburczyk Nicolas Schmit, komisarz UE do spraw pracy i spraw socjalnych. Dyrektywa zobowiązywałaby do ustawowego umocowania takich wskaźników, jak siła nabywcza pensji minimalnej w danym kraju, średnie tempo wzrostu płac oraz zmiany w wydajności pracy. Dzięki tym kryteriom krajowe przepisy wymuszałyby wzrost płacy minimalnej proporcjonalny do zmian w produktywności gospodarki oraz do ogólnego wzrostu wynagrodzeń.
- Gdy płace są bardzo niskie, młodzi ludzie wyjeżdżają do innych krajów Unii, co prowadzi do braków na rynku pracy. Dlatego trzeba poszukiwać nowej równowagi - argumentuje Nicolas Schmit.
ZOBACZ: Asseco uruchamia inicjatywę #BiznesBezPapieru i przyłącza się do Programu Czysta Polska
KE za wzór stawia Europie kraje skandynawskie, w których rozpowszechnione są negocjacje zbiorowe z udziałem związków zawodowych i organizacji pracodawców. Efekt jest taki, że kraje te mają najmniejszy odsetek osób z pensjami minimalnymi, a jednocześnie nie zezwalają na duże dysproporcje płacowe.
Wbrew wcześniejszym spekulacjom, w projekcie dyrektywy nie ma przepisu, który wprost zobowiązywałby państwa członkowskie do ustalania wysokości najmniejszego wynagrodzenia na poziomie co najmniej 50 proc. przeciętnej płacy krajowej i 60 proc. mediany. Mediana to swego rodzaju "płaca środkowa". Innymi słowy taka, która dzieli zatrudnionych na dwie równe grupy - połowa zarabia mniej niż mediana, a połowa więcej.
Niezadowoleni związkowcy i pracodawcy
KE nie chce dyktować konkretnych progów procentowych, bo nie może - w świetle traktatów - bezpośrednio ingerować w systemy płacowe w poszczególnych krajach. Polscy związkowcy z OPZZ są rozczarowani takim stanowiskiem Brukseli. Przypominają, że w przeszłości Parlament Europejski rekomendował wyznaczenie progu płacy minimalnej na 60 proc. mediany wynagrodzeń w poszczególnych państwach UE.
Pracodawcy obawiają się jednak, że progi procentowe i tak zostaną wprowadzone przez KE, tyle tylko, że „tylnymi drzwiami”. Cytują motyw 21 projektu dyrektywy: "Wykorzystanie wskaźników powszechnie stosowanych na szczeblu międzynarodowym, na przykład 50 proc. średniego wynagrodzenia i 60 proc. mediany wynagrodzeń, może pomóc w ocenie adekwatności płacy minimalnej w stosunku do poziomu wynagrodzeń".
ZOBACZ: Efekt szminki. Przez pandemię tracą producenci kosmetyków
- W praktyce może to oznaczać, że Trybunał Sprawiedliwości UE zyska uprawnienia do badania, czy pensja minimalna jest "adekwatna", a więc do rozstrzygania kwestii jej kształtowania i wysokości w poszczególnych państwach. Nie można wykluczyć pytań prejudycjalnych do TSUE o to, czy krajowe zasady ustalania najniższej pensji gwarantują, że jest ona odpowiednia - argumentuje Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan. Konfederacja jest zresztą przeciwna nadawaniu dokumentowi KE rangi dyrektywy. Jej zdaniem, powinien mieć on charakter jedynie zalecenia lub rekomendacji.
Spór o 2800 złotych
Środowiska biznesowe obawiają się, że w przyszłości polska płaca minimalna może zostać uznana przez instytucje unijne za „nieadekwatną”. Raczej nie powinno to dotyczyć najmniejszego wynagrodzenia w 2021 roku. Wzrośnie ono z 2600 do 2800 złotych brutto i prawdopodobnie przekroczy granicę 50 proc. średniej pensji w gospodarce narodowej.
ZOBACZ: Szczepionka przeciwko Covid-19. Co zrobi Komisja Europejska?
Ekonomiści z Forum Obywatelskiego Rozwoju przypominają, że każda płaca w wysokości 2800 zł brutto to z punktu widzenia wypłacającego ją pracodawcy wydatek rzędu 3373 zł, bo do pensji trzeba dodać podatki i składki. To zwiększa całą kwotę aż o 39 proc.
Rachunek jest następujący: w przyszłym roku osoby zatrudnione na pełny etat w oparciu o umowę o pracę będą zarabiać co najmniej 2062 zł netto, czyli o 141 zł na rękę więcej niż teraz. Tym samym łączne koszty po stronie pracodawcy wzrosną aż o 241 zł - z 3132 zł w 2020 roku do 3373 zł.
Płace w czasie pandemii
Z prognoz ekonomistów wynika, że w Polsce w 2021 roku będziemy mieli skok najmniejszej pensji ponad dwukrotnie większy od ogólnego wzrostu wynagrodzeń w gospodarce. Konfederacja Lewiatan przypomina, że wiele firm jest teraz mocno zadłużonych w ZUS, w bankach, firmach leasingowych i u kontrahentów. Zaciągnęły długi, żeby ochronić miejsca pracy i nie zwalniać pracowników w czasie pandemii. W przyszłym roku, kiedy będą musiały spłacać pożyczki, dodatkowy wzrost kosztów może doprowadzić do opóźnionej fali upadłości.
Z danych jakie Ministerstwo Finansów wysłało do Rady Dialogu Społecznego wynika, że aż 63 proc. pracowników w mikrofirmach i 40 proc. w małych przedsiębiorstwach otrzymuje płacę minimalną. Z tego wniosek, że najbardziej narażeni na podwyżki najniższego wynagrodzenia są właściciele najmniejszych firm.
ZOBACZ: Polityka pieniężna NBP. Stopy procentowe mogą się nie zmienić do 2022 roku
Zdaniem pracodawców, w dobie koronawirusa i walki o przetrwanie szybkie podnoszenie płacy minimalnej będzie równoznaczne z wypchnięciem wielu tysięcy gorzej wykwalifikowanych pracowników do szarej strefy. Tajemnicą Poliszynela jest, że w niektórych mniejszych przedsiębiorstwach praktyką stało dawanie dodatkowych pieniędzy w kopercie pod stołem, podczas gdy w wykazie dla ZUS widnieje jedynie pensja minimalna. To negatywne zjawisko może się nasilić.
Bogatsi płacą więcej
Płaca minimalna w Polsce jest dotkliwa dla pracodawców, ale niewysoka na tle innych krajów Europy. Nasze 2800 zł to około 625 euro. Najwyższe wynagrodzenie podstawowe wśród wszystkich krajów UE ma teraz Luksemburg zapewniający pracującym obywatelom minimum 2142 euro. Nieco w tyle jest Wielka Brytania (traktowana jeszcze jako członek wspólnoty) z kwotą 1760 euro. Podium zamyka Irlandia, w której obowiązuje próg 1707 euro.
ZOBACZ: Inflacja według NBP nadal wysoka. Ponad 4-procentowy wzrost cen
Polska pod względem wysokości minimalnego wynagrodzenia lokuje się w środku stawki europejskiej. Na 22 kraje Starego Kontynentu, które mają ustawowo określoną najniższą pensję zajmujemy 13. pozycję. Podniesienie płacy do poziomu 2800 zł nie zmieni naszego miejsca w Unii Europejskiej. Wciąż będziemy "średniakiem".
W Genewie - 100 złotych za godzinę pracy
W Polsce od przyszłego roku minimalna stawka godzinowa będzie wynosiła 18,30 zł brutto. Tymczasem mieszkańcy Genewy i okolic w lokalnym referendum postanowili zwiększyć płacę minimalną do najwyższego poziomu na świecie. Godzina pracy została wyceniona na prawie 100 zł.
Genewa to stolica jednego z najzamożniejszych kantonów w Szwajcarii. Decyzja mieszkańców jest odbierana jako wyraz solidarności bogatych obywateli z rzeszą pracowników hoteli, sprzątaczek, fryzjerów i kelnerów, którzy w czasie kryzysu mają problemy finansowe.
ZOBACZ: Otwarcie sklepów meblowych. Kiedy decyzja?
Nowa, genewska stawka godzinowa to 23 franki szwajcarskie, co zapewnia każdemu pracownikowi minimalne miesięczne wynagrodzenie na poziomie 4 tysięcy franków (3850 euro), czyli ponad 17 tysięcy złotych.
Nie można jednak zapominać, że koszty życia w Szwajcarii są bardzo wysokie. Za wynajęcie pokoju miesięcznie płaci się tysiąc franków, następne 500-700 franków trzeba wydać na jedzenie, a 550 franków kosztuje ubezpieczenie zdrowotne. Tylko osoby zarabiające co najmniej średnią krajową (5600 franków netto) mogą mówić, że są w dobrej sytuacji finansowej.
Szacuje się, że w Szwajcarii jest 600 tysięcy ludzi biednych. Kilka lat temu Helweci odrzucili w referendum ideę dochodu podstawowego, czyli wypłacania każdemu obywatelowi 500 franków co miesiąc.
Czytaj więcej