Białoruś. Ostrzeżenia wobec Kościoła i Cerkwii, kolonia karna za starcia ze służbami bezpieczeństwa
Prokuratura Generalna Białorusi wydała oficjalne ostrzeżenia przedstawicielom Koscioła katolickiego oraz Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej za publiczne potępienie zniszczenia spontanicznego miejsca pamięci działacza Andreja Bandarenki, zmarłego po pobiciu. Z kolei na cztery lata kolonii karnej skazał sąd młodego człowieka, który rozpylił gaz pieprzowy w kierunku dwóch milicjantów.
Prokuratura wystosowała ostrzeżenia o niedopuszczalności łamania prawa do wikariusza generalnego archidiecezji mińsko-mohylewskiej bp. Juryja Kasabuckiego oraz rzecznika Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej Siarhieja Lepina.
Prokuratura oznajmiła, że na profilach Lepina i Kasabuckiego na Facebooku, a także w innych mediach społecznościowych, publikowali oni wypowiedzi dotyczące demontażu spontanicznego miejsca pamięci, powstałego w związku ze śmiercią Bandarenki.
ZOBACZ: Białoruscy literaci w liście do władz: w naszym kraju jest nieustanna eskalacja przemocy
"W oświadczeniach o umyślnie kategorycznym i agresywnym tonie użyto pewnych terminów i zwrotów (szydzenie z portretów zabitego, po co to szatańskie deptanie zniczy i obrazów itp.), które świadomie zwiększają poziom napięcia w społeczeństwie, wzniecając nienawiść do przedstawicieli organów władzy państwowej, w tym organów ochrony prawa i w konsekwencji wrogość wobec wspomnianych grup ludności" - oznajmiła Prokuratura Generalna.
Według Prokuratury wypowiedzi takie nie odpowiadają zasadniczej roli Kościołów i Cerkwi, polegającej na krzewieniu wzajemnego zrozumienia i zgody w społeczeństwie, a ponadto są sprzeczne z art. 16 konstytucji, gdzie zakazano działalności organizacji religijnych, nakierowanej przeciw zgodzie obywatelskiej.
Brutalne pobicie Bandarenki
W ubiegłym tygodniu w jednej z dzielnic Mińska został pobity, a następnie przewieziony na komendę 31-letni Raman Bandarenka, który wyszedł z domu, widząc, że zamaskowani mężczyźni zrywają biało-czerwono-białe flagi białoruskie używane przez środowiska niezależne. Zmarł w szpitalu.
W miejscu jego pobicia powstało spontaniczne miejsce pamięci, gdzie przychodziły tysiące osób składać kwiaty i zapalać znicze. Potem pojawiły się służby bezpieczeństwa i zatrzymano kilkadziesiąt osób, zaś miejsce pamięci zlikwidowano.
ZOBACZ: Protesty na Białorusi. Użyto grantów hukowych i gumowych kul
Kasabucki napisał na Facebooku, że "zniszczenie ludowego miejsca pamięci, które pojawiło się na miejscu brutalnego zatrzymania Ramana Bandarenki, to kolejna próba unicestwienia szlachetnego, czystego światła, które mają w sobie nasi mieszkańcy".
Lapin natomiast napisał na Facebooku: "Nie pojmuję, po co to szydzenie z portretów zabitego, z upamętniających go kwiatów, po co to szatańskie deptanie zniczy i obrazów, walka ze spontanicznym upamiętnieniem na podwórku, wzdłuż drogi. Gdzie tu sens? Że nie uzgodniono? A takie zachowanie zostało uzgodnione? Z kim?".
Kolonie karne za starcia ze służbą bezpieczeństwa
Z kolei 25-letni inżynier-programista Pawieł Mankinienka wyszedł 5 września na ulicę z biało-czerwono-białą flagą białoruską, używaną przez środowiska niezależne. Gdy podeszli do niego dwaj milicjanci, rozpylił w ich kierunku gaz pieprzowy, by uniknąć zatrzymania, i rzucił się do ucieczki. Jeden z milicjantów dogonił go i wraz z drugim funkcjonariuszem powalił go na ziemię. Mankinience udało się wyrwać, ale tydzień później został zatrzymany.
21-letni technik Anton Łakiszyk został zatrzymany 14 lipca koło stacji metra Niamiha. Doszło tam do przepychanki między nim a omonowcami, którzy zaczęli zatrzymywać ludzi zgromadzonych na akcji protestacyjnej przeciwko niezarejestrowaniu jako kandydata na prezydenta opozycjonisty Wiktara Babaryki. Chociaż omonowiec, z którym się szarpał, nie doznał żadnych obrażeń cielesnych, Łakiszyka skazano nie tylko na trzy lata kolonii karej, ale i nakazano wpłacić 1000 rubli białoruskich (1500 zł) tytułem odszkodowania za straty moralne.
ZOBACZ: "Zachodnie plany destabilizacji kraju". Wywiad rosyjski przekazał informacje Białorusi
Również w środę na 15 dni aresztu skazano dziennikarkę portalu TUT.by Alaksandrę Kwitkiewicz, która relacjonowała marsz emerytów w Mińsku. Według spisanego protokołu "brała aktywny udział w nielegalnym zgromadzeniu".
W stolicy Białorusi, Mińsku, zidentyfikowano obszary „podlegające wpływowi destrukcyjnie nastawionych obywateli” i zostanie tam zaprowadzony porządek - oznajmił w środę wiceszef rady miejskiej Arciom Curan na swoim kanale w komunikatorze Telegram.
"W Mińsku praca w sferze zaprowadzania porządku będzie się koncentrować na terenach, które w największym stopniu poddają się wpływom destrukcyjnie nastawionych obywateli, którzy niszczą mienie" - oznajmił Curan.
"Miejsce rozpoczęcia wojny domowej"
Dodał, że "w każdej dzielnicy zostanie określonych od trzech do sześciu miejsc wymagających szczególnej uwagi". Zostanie tam zintensyfikowana "praca edukacyjna", będą dyżury i zostaną wyznaczone osoby odpowiedzialne za te terytoria.
We wtorek Alaksandr Lukaszenka wezwał władze Mińska do zaprowadzenia porządku w mieście. W szczególności skrytykował powstawanie w stolicy spontanicznych miejsc upamiętnień, które według niego są potencjalnie "miejscem rozpoczęcia wojny domowej".
ZOBACZ: Protesty na Białorusi. Ambasada USA apeluje o robienie zapasów
Według niezależnych mediów Łukaszenka miał na myśli m.in. sprawę pobicia Bandarenki.
Na Białorusi od 9 sierpnia trwają akcje protestacyjne, których uczestnicy domagają się odejścia Łukaszenki i rozpisania nowych, uczciwych wyborów.