Ciężko poparzony Karol spędził w szpitalu pół roku. Teraz nie ma dokąd wrócić
10-letni autystyczny Karol nie potrafił sam wydostać się z pożaru mieszkania w Skorzynicach na Dolnym Śląsku. Uratowano go w ostatniej chwili. Miał tak rozległe poparzenia, że lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. W szpitalu spędził pół roku. Dziś mieszka z mamą w lokalu użyczonym przez gminę. Rodzina potrzebuje pieniędzy na rehabilitację i odbudowę mieszkania. Materiał "Interwencji".
Karol to najmłodszy z pięciu synów 50-letniej pani Danuty. Rodzina mieszkała w wielorodzinnym domu. Przez kilka lat pani Danuta z mężem i synami remontowała mieszkanie, by dostosować lokal dla chorego Karola. Niestety, 19 kwietnia tego roku rodzina straciła wszystko. W mieszkaniu wybuchł pożar.
- Do tej pory nie wiadomo, od czego to się zapaliło. Policja pytała, czy w domu był dostęp do ognia. My mamy dziecko autystyczne, u nas nie ma na wierzchu noża, zapałek, nie ma nic – opowiada Danuta Wolak, mama Karola.
ZOBACZ: Dzień Wcześniaka. Niesamowity poród w szpitalu we Wrocławiu
Pożar rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Rodzinie udało się wydostać na zewnątrz. Niestety w płonącym domu pozostał chory Karol. Przez kilka minut toczyła się dramatyczna walka o jego życie. Po kilku próbach poszukiwań w końcu udało się odnaleźć chłopca. Przestraszony płonął żywcem.
"Nie zapomnę widoku poparzonych rąk"
- Było tyle dymu, że nie było go widać, było czarno. Pomiędzy narożnikiem a komodą wbijał się całym ciałem w ścianę, był skulony cały – opowiada Danuta Wolak, mama Karola.
- Ja nie zapomnę tego widoku, jak on mi pokazywał poparzone ręce, nigdy nie zapomnę, jak je wyciągał – rozpacza pani Sylwia, synowa pani Danuty.
Karol z mamą trafił do szpitala. 10-latek miał poparzone całe ciało i wewnętrzne urazy. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie.
Wideo: Ciężko poparzony syn i zrujnowane mieszkanie. Rodzina w potrzebie
- Lekarze powiedzieli, że nie ma szans, bo ma wewnętrzne poparzenia, 75 procent. Płuca, przełyk… Ze swoich nóg miałam przeszczep, żeby ratować mu nogi, bo jego skóra się nie wyhodowała. Półtora miesiąca chodziłam o balkoniku – wspomina Danuta Wolak, mama Karola.
Walka o nowy dom
Po pół roku pobytu w szpitalu pani Danuta i jej syn trafili do tymczasowego lokalu w gminnej bibliotece w sąsiedniej wsi. Rodzina dzięki ofiarności wielu osób zaczęła odbudowywać spalone doszczętnie mieszkanie. Wciąż walczy również o zdrowie Karola.
- Pandemia utrudnia wszystko, co można rozwinąć, żeby pomóc dziecku. W dodatku ono nie może zachorować, bo byle przeziębienie może skończyć się tragicznie. Nie może wsiąść do samochodu, musi je przewieźć karetka – tłumaczy Danuta Wolak, mama Karola.
- A jaka karetka może tu przyjechać? – pyta Agnieszka Karaban, sołtys wsi Chmielno. I dodaje: gdyby nie pandemia, można by było zrobić różnego rodzaju zbiórki, festyny, zabawy, a na tą chwilę mamy związane ręce.
ZOBACZ: W Danii wybiją wszystkie norki. Tysiące martwych zwierząt wypadło na drogę
- Wszystko jest pozamykane, siostra miała jechać z nim na początku października, ale niestety wszystko zostało odwołane, nikt nie chce przyjeżdżać na rehabilitację – mówi pani Anna, siostra pani Danuty.
"Kto pomoże, jak nie my, jak nie społeczeństwo"
Mąż pani Danuty całymi dniami ciężko pracuje w lesie. Potrzebne są ogromne pieniądze na odbudowanie mieszkania i leczenie Karola. Bez pomocy innych, rodzina nie poradzi sobie sama.
- Rodzina jest w trakcie remontu, stara się, jak może, ale bardzo prosimy o pomoc. Kto pomoże, jak nie my, jak nie społeczeństwo – apeluje Agnieszka Karaban, sołtys wsi Chmielno.
Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją "Interwencji": interwencja@polsat.com.pl
Czytaj więcej