Rzecznik policji: 35 policjantów rannych w czasie Marszu Niepodległości
- Organizator, czyli pan Bąkiewicz, nie dotrzymał obietnic. Za pośrednictwem mediów wskazywał na odpowiedzialność, na świadomość zagrożenia. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z tradycyjną formą, która obecnie jest niezgodna z przepisami. Należy zwrócić uwagę, że pan Bąkiewicz sam szedł w tym marszu i nie jechał żadnym pojazdem - powiedział w Polsat News rzecznik KSP, nadkom. Sylwester Marczak.
W środę ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości; choć zapowiadano, że będzie miał charakter zmotoryzowany, przyszło wielu pieszych uczestników. Podczas przemarszu doszło do zamieszek. Policja informowała m.in., że na rondzie de Gaulle'a w stronę policjantów poleciały kamienie i race. Zostali poszkodowaniu funkcjonariusze. Komenda Stołeczna Policji informowała, że zgromadzenie pieszych jest nielegalne.
Funkcjonariusz ma złamaną rękę
Komenda Stołeczna Policji podała w czwartek, że w czasie zajść zatrzymano 306 osób, a wobec 36 osób w związku z przestępstwami trwają postępowania. Zabezpieczono także materiały pirotechniczne oraz broń.
- Mamy urazy kręgosłupa wśród policjantów, urazy głowy, mamy złamaną rękę. W tej chwili jeszcze trzy osoby przebywają w szpitalu z uwagi na stan, w którym się znajdują. To pokazuje tak naprawdę podejście części osób, które brały udział we wczorajszych wydarzeniach - powiedział nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznego policji.
ZOBACZ: "Nie może być zgody na czyny chuligańskie". Szef KPRM o Marszu Niepodległości
Część poszkodowanych policjantów nadal przebywa w szpitalach.
Marczak poinformował, że ilość rac i niebezpiecznych przedmiotów, które były rzucane w kierunku policjantów podczas środowego marszu stanowiła realne zagrożenie dla życia i zdrowia policjantów zabezpieczających wydarzenie. Dodał, że trwa identyfikacja sprawców uczestniczących w zajściach. - Z naszej strony cały czas analizowane są materiały, te pierwsze materiały pojawią się już dziś na naszej stronie internetowej - komendy stołecznej, jak również Komendy Rejonowej Policji Warszawa 1. Będziemy się starali, by systematycznie te materiały się pojawiały, być może w lepszej jeszcze jakości - powiedział rzecznik KSP.
WIDEO: nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznego policji o Marszu Niepodległości
Bąkiewicz zamiast jechać, szedł
- Mieliśmy mieć do czynienia z przejazdem dużej grupy osób, którego nie można byłoby zinterpretować wprost jako zgromadzenie. Mielibyśmy do czynienia z uczestnikami ruchu drogowego. W tym przypadku reakcje policjantów byłyby podyktowane przypadkami łamania prawa w ruchu drogowym - mówił Polsat News rzecznik Komendy Stołecznej Policji
ZOBACZ: Fotoreporter postrzelony na Marszu Niepodległości. Policja: nieszczęśliwy wypadek
- W tym przypadku organizator, czyli pan Bąkiewicz (Robert, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości - red.), nie dotrzymał obietnic. Za pośrednictwem mediów wskazywał na odpowiedzialność, na świadomość zagrożenia. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z tradycyjną formą, która obecnie jest niezgodna z obowiązującymi przepisami. Należy zwrócić uwagę, że pan Bąkiewicz sam szedł w tym marszu i nie jechał żadnym pojazdem - mówił.
"Nie można mówić o prowokacji"
Marczak odniósł się również do informacji, które sugerowały, że to policja "prowokowała demonstrantów". - Bardzo często tam, gdzie mamy do czynienia z agresją, działanie policji może być tylko jedno. Używamy środków przymusu bezpośredniego. Należy zwrócić uwagę, że bardzo często organizatorzy bez względu na to, czy są to protesty, czy marsze mówią o prowokacji policji. Pamiętajmy o jednym - policjanci w ostatnich tygodniach interweniowali w przypadkach, gdy byli atakowani, gdy było niszczone mienie - mówił rzecznik.
WIDEO: nadkom. Sylwester Marczak dla Polsat News
- W tym przypadku nie można mówić o żadnej prowokacji. To po prostu próba wytłumaczenia zachowania części chuliganów - zapewnił.
Marczak zapewnił, że starcia, do których doszło na rondzie de Gaulle'a były "bardzo niebezpieczne". - Mieliśmy tam bardzo realne zagrożenie dla życia i zdrowia policjantów. Jeden z policjantów doznał tam poważnych obrażeń, urazów twarzoczaszki. To pokazuje, że nie było to pokojowe zachowanie ze strony chuliganów, części osób biorących udział we wczorajszym wydarzeniu - mówił funkcjonariusz.
Postrzelenie fotoreportera - "wielkie nieszczęście"
- Jeśli policjant znajduje się w sytuacji zagrożenia życia, zagrożenia zdrowia, to może użyć środków przymusu bezpośredniego. Nie jest wymagana do tego niczyja zgoda. Broń gładkolufowa była użyta w jednym celu w kierunku chuliganów - mówił nadkom. Marczak.
Rzecznik odniósł się również do postrzelenia fotoreportera "Tygodnika Solidarność" Tomasza Gutrego. - Niestety mówimy tutaj o wielkim nieszczęściu. To jest coś nad czym ubolewamy wszyscy. Jest nam po ludzku, po prostu przykro. Pamiętajmy jednak, że w tamtej sytuacji mieliśmy do czynienia ze zwykłą bitwą. Jeżeli dokładnie obejrzymy sobie nagrania, jak to wyglądało na rondzie de Gaulle'a, jak atakowano policjantów - mówił.
ZOBACZ: Marsz Niepodległości. Policja zabezpieczyła niebezpieczne przedmioty
- Niestety, przy tego typu sytuacjach może dochodzić do obrażeń. Dlatego ważne jest to, żeby opuścić miejsce, w którym działają policjanci. Może dojść do niebezpiecznych sytuacji - dodawał rzecznik.
Sylwester Marczak przekazał, że na konferencji prasowej o godz. 9 policja poinformuje o liczbie zatrzymanych oraz o rannych policjantach.
- Część funkcjonariuszy musiała trafić do szpitala - dodał funkcjonariusz.
Czytaj więcej