Marsz Niepodległości. Postrzelony fotoreporter po operacji. "Jak przyjdą policjanci, to ich wyrzucę"
Postrzelony w twarz podczas Marszu Niepodległości fotoreporter Tomasz Gutry przeszedł w nocy operację i dochodzi do siebie w szpitalu. Na antenie Polsat News przekazał, że nikt z policji nie zadzwonił do niego z przeprosinami i nie odwiedził, czego z resztą sobie nie życzy. - Jak przyjdą policjanci, to ich wyrzucę - zapowiedział.
- Czuję się w miarę dobrze. Jestem po operacji, która zakończyła się po godzinie 23:00. Około 2:00 w nocy w szpitalu pojawiła się policja i zabrała nabój (gumowy pocisk - red.), który był wbity w policzek - opowiadał Gutry.
Fotoreporter "Tygodnika Solidarność" został postrzelony podczas środowego Marszu Niepodległości. Zdjęcie jego zakrwawionej twarzy obiegło w środę media.
Wydałem polecenie, by wydział kontroli zajął się sprawą zranienia fotoreportera na Marszu Niepodległości - napisał Komendant Stołeczny Policji nadinsp. Paweł Dobrodziej.https://t.co/qi1i1ERfq4
— PolsatNews.pl (@PolsatNewsPL) November 12, 2020
Gutry wciąż leży na szpitalnym łóżku, skąd opowiedział Polsat News o chwili postrzelenia. Był wówczas przy Empiku około 10 metrów od policji i robił zdjęcia. Twierdzi, że nie słyszał żadnych ostrzeżeń, czy wezwań ze strony funkcjonariuszy, ale był dobrze widoczny.
"Za mną nie było już ludzi"
W stronę policji leciały petardy, od strony Nowego Światu nadbiegł jeden z jej oddziałów. Będący za fotoreporterem tłum wówczas wycofał się. - Tłum już daleko uciekł. Za mną jakieś 10 metrów albo i więcej nie było już ludzi - relacjonował Gutry.
- To jak to się stało - zapytała prowadząca program Małgorzata Świtała.
- No, strzelił do mnie. Miałem duży aparat fotograficzny na szyi - odparł, tłumacząc, że w takim hałasie nikt nie usłyszałby jego tłumaczeń, iż jest pracownikiem mediów.
ZOBACZ: Marsz Niepodległości. Podpalono pracownię Stefana Okołowicza, znawcy sztuki Witkacego
- Policjanci jeszcze ze mną nie rozmawiali, ale jak przyjdą do szpitala, to ich wyrzucę. Po postrzeleniu też nie zareagowali. Jakaś dziewczyna zaprowadziła mnie do karetki, a ta zawiozła do szpitala przy ul. Szaserów - przekazał.
Gutry przyznał, że słyszał, że policja wyraziła żal za zaistniałą sytuację w mediach społecznościowych. - Do mnie nikt nie dzwonił - zastrzegł.
Fotoreporter oczekuje od policji przeprosin. - Wszyscy podpowiadają mi, bym wystąpił o odszkodowanie. Tak też zrobię - dodał.
Według wstępnych rokowań lekarzy Gutry do jutra ma pozostać w szpitalu.
"Po ludzku jest mi bardzo przykro"
Głos ws. postrzelenia fotoreportera zabrał Komendant Stołeczny Policji nadinsp. Paweł Dobrodziej. W wydanym oświadczeniu przekazał: "Wydałem polecenie, by wydział kontroli zajął się sprawą zranienia fotoreportera na Marszu Niepodległości". Dodał, że broni gładkolufowej użyto wobec chuliganów, w przypadku fotoreportera był to "nieszczęśliwy wypadek".
"Po ludzku jest mi bardzo przykro. Liczę na szybki powrót do zdrowia Pana Tomasza. Wyjaśnimy dokładnie okoliczności tej sytuacji. Tak samo, jak wyjaśnimy każdą inną wątpliwość" - zapewnił szef policji.
ZOBACZ: Rzecznik policji: 35 policjantów rannych w czasie Marszu Niepodległości
W czwartek w podobny tonie wypowiedział się rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak.
- Niestety mówimy tutaj o wielkim nieszczęściu. To jest coś nad czym ubolewamy wszyscy. Jest nam po ludzku, po prostu przykro. Pamiętajmy jednak, że w tamtej sytuacji mieliśmy do czynienia ze zwykłą bitwą - mówił.
WIDEO - Fotoreporter opowiedział w Polsat News o tym, w jakich okolicznościach został postrzelony
Czytaj więcej