Mutacja koronawirusa na fermie norek. W Polsce przebadano jedno zwierzę
Dania to jeden ze światowych potentatów na rynku futrzarskim. Kiedy u skandynawskich norek wykryto SARS-CoV-2, Duńczycy postanowili wybić kilkanaście milionów tych zwierząt. W Polsce jest 6,38 mln norek amerykańskich. - Do tej pory przebadano jedną, wynik był ujemny - powiedział Interii Bogdan Konopka, główny lekarz weterynarii. Ministerstwo zamierza przeprowadzić kontrole na fermach.
Reprezentanci branży futrzarskiej z Danii są wściekli i wychodzą na ulice. Tage Pedersen, prezes Duńskiego Związku Hodowców Norek mówi o "zamknięciu i likwidacji" całego biznesu.
W stanowisku z 6 listopada dotyczącym sytuacji w Danii, Światowa Organizacja Zdrowia nie przesądza o tym, że człowiek może zakazić się od zwierzęcia, ale nie wyklucza, że wirus może przenosić się z norki na człowieka.
Dodaje, że dostępne dowody sugerują, że tak właśnie jest, ale konieczne są szersze badania. Podkreśla, że podobne zjawisko zaobserwowano w sześciu państwach. Poza Danią są to: Szwecja, Hiszpania, USA, Włochy i Holandia.
ZOBACZ: Dania: kolejne osoby zakażone zmutowanym koronawirusem. "Ryzyko nowej pandemii"
O tę sytuację Interia zapytała w Głównym Inspektoracie Weterynaryjnym. - Próbujemy przeprowadzić wspólną ocenę ryzyka z inspekcją sanitarną jako organem zdrowia publicznego, żeby podjąć decyzję o pobieraniu próbek i przeprowadzaniu badań w pewnych określonych okolicznościach - mówi Bogdan Konopka.
Z kolei polscy potentaci branży futrzarskiej podkreślają, że nie udowodniono, by mutacja wirusa, na którą chorują norki, miała zagrażać człowiekowi. - Oczywiście, to może być traktowane jak kolejne ognisko COVID-19. Tylko ludzi się leczy, a zwierzęta mają zostać wybite - podkreśla Szczepan Wójcik, jeden z właścicieli polskich ferm norek.
Pytany przez Interię o stan jego zwierząt, Wójcik odpowiada: kilka miesięcy temu przebadano kilka sztuk. Nie było żadnego problemu, nie wykryto wirusa - przekazał Wójcik. - Nic złego się nie dzieje, a dbanie o sytuację leży także w naszym (hodowców - red.) interesie. Wiemy, że każdy pretekst, żeby uderzyć w branżę będzie wykorzystywany, by pokazywać nas w niewłaściwym świetle - dodał.
Kontrole na fermach
Według informacji Głównego Inspektoratu Weterynarii, do tej pory przebadano pod kątem SARS-CoV-2 zaledwie... jedną norkę. Dlaczego tylko tyle?
- Taka była widocznie potrzeba. Ktoś zgłosił, żeby się upewnić - tłumaczy Konopka. - Do tej pory podobnych badań w Polsce się nie robiło, chociaż laboratorium w Puławach jest przygotowane od kilku miesięcy - podkreśla główny lekarz weterynarii.
W Polsce badaniem zwierząt pod kątem SARS-CoV-2 zajmuje się jedno laboratorium. To Państwowy Instytut Weterynaryjny - Państwowy Instytut Badawczy w Puławach.
ZOBACZ: Mutacja koronawirusa w Danii. Region odcięty od świata
Jak dowiedziała się Interia, Ministerstwo Rolnictwa zamierza przeprowadzić kontrole na fermach. Zarządził je osobiście szef resortu Grzegorz Puda. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy w miejscach, gdzie jest najwięcej ferm zwierząt futerkowych występuje też więcej zachorowań u ludzi.
Inspekcja sanitarna będzie w tej sprawie ściśle współpracować ze służbami weterynaryjnymi. - Jeżeli dostaniemy zwrotne informacje, zrobimy badania przesiewowe - przekazał Główny Lekarz Weterynarii.
Jak ustaliła Interia, 10 lub 11 listopada Główny Inspektorat Weterynarii przebada norki z kilku ferm. Tych, gdzie występuje największa koncentracja zwierząt
Cały artykuł przeczytasz na interia.pl.