"Sytuacja jest niemal tragiczna, ale to było spodziewane". Ekspert o wzroście zakażeń

Polska
"Sytuacja jest niemal tragiczna, ale to było spodziewane". Ekspert o wzroście zakażeń
PAP/Radek Pietruszka
Ekspert zaznaczył, że do łączenia liczby zakażeń z protestami należy podchodzić z dużą ostrożnością, bo głównym problemem są przestrzenie zamknięte

- Sytuacja jest niemal tragiczna, ale takie wzrosty zakażeń SARS-CoV-2 były spodziewane - mówił dr hab. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Dodał, że do łączenia liczby zakażeń z protestami należy podchodzić z dużą ostrożnością, bo głównym problemem są przestrzenie zamknięte.

Ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski podkreślił, że notowane w ostatnich dniach rekordowe liczby nowych przypadków zakażeń SARS-CoV-2 nie są wielkim zaskoczeniem.

 

- Takie liczby nowych przypadków były przewidywane i nie są one zaskoczeniem dla tych, którzy choćby spoglądali na modele matematyczne - powiedział.

 

"Łączenie wzrostu zakażeń z protestami nie jest uzasadnione merytorycznie"

 

Ekspert pytany o ewentualny wpływ protestów, jakie w ostatnim czasie odbywają się w kraju, i w których biorą udział nawet tysiące osób, powiedział, że do łączenia liczby nowych przypadków z protestami należy podchodzić z dużą ostrożnością.

 

- Te liczby, które obserwowaliśmy przed protestami, w trakcie protestów i po protestach, były do przewidzenia. One nie są zaskoczeniem. Obecny wzrost jest też wynikiem większej liczby wykonywanych testów, a więc lepszej identyfikacji osób zakażonych w populacji. Łączenie go wprost z protestami jest myleniem korelacji ze związkiem przyczynowo-skutkowym - wskazał.

 

ZOBACZ: Kolejny dzień protestów w Polsce. "Nie będziemy ofiarami"

 

- Kolejny wzrost liczby zakażeń zaczął się praktycznie w tym samym momencie, kiedy zaczęły się protesty. Łączenie jednego z drugim nie jest więc za bardzo uzasadnione merytorycznie. Nie wskazuje na to również model matematyczny UW. Trzeba wziąć pod uwagę, że czas inkubacji wirusa wynosi przeciętnie 5 dni, ale niekiedy nawet do dwóch tygodni. Oczywiście nie można wykluczyć, że część osób zakaziła się podczas protestów, ale trzeba pamiętać, że do transmisji wirusa dochodzi przede wszystkim przy bliskim kontakcie na ogół w pomieszczeniach zamkniętych - to one są głównym miejscem podwyższonego ryzyka - dodał.

 

Ekspert tłumaczył, że "oczywiście przy większym stłoczeniu ryzyko zakażenia istnieje, zwłaszcza jeśli ktoś nie przestrzega rekomendacji noszenia maseczek, natomiast mamy w Polsce teraz mnóstwo rozproszonych źródeł zakażeń”.

 

"Około 20 proc. zakażonych przechodzi chorobę bezobjawowo"

 

Dodał, że praktycznie w każdym miejscu można spodziewać się spotkania osoby zakażonej, ponieważ "fenomen tego wirusa polega na tym, że on u ok. 20 proc. zakażonych w ogóle nie daje objawów. Osoby te zupełnie nieświadomie mogą go dalej rozprzestrzeniać i zakazać innych".

 

ZOBACZ: Dania: kolejne osoby zakażone zmutowanym koronawirusem. "Ryzyko nowej pandemii"

 

- Z moich obserwacji wynika, że nadal gro osób wychodzi z założenia, że skoro czuje się zdrowo, czuje się dobrze - to wszystko jest w porządku. Mimo tego że ludzie w dużej mierze stosują się do wytycznych, zwłaszcza gdy patrzy tzw. wielki brat, i noszą maseczki w sklepach czy podczas spotkań zawodowych - to już w weekend dochodzi do rozluźnienia: niech przyjedzie ciocia, babcia, dziadek, rodzina, przyjaciele, spotkajmy się, odpocznijmy od tego całego "szaleństwa", bo przecież wszyscy czują się dobrze - a to jest stwarzanie sytuacji podwyższonego ryzyka - powiedział.

 

"Nie ma dowodów, by zmutował i miało to wpływ na dynamikę epidemii"

 

Rzymski zaznaczył również, że spora część osób wiąże ostatnie rekordy zakażeń z tym, że koronawirus stał się rzekomo bardziej zakaźny. Ekspert zaznaczył, że "SARS-CoV-2 jest tak samo zakaźny jak był wcześniej, nie ma obecnie żadnych dowodów naukowych, które by wskazywały, że zmutował w takim kierunku, by miało to wpływ na dynamikę epidemii".

 

- Trzeba pamiętać, że przyszła jesień, a jesień sprzyja wirusowym infekcjom układu oddechowego, bo jest chłodniej, a wirus lepiej czuje się w niższych temperaturach. Poza tym właśnie jesienią częściej spotykamy się w przestrzeniach zamkniętych. Od dawna ostrzegaliśmy, że jesienią będziemy mieć złą sytuację i od różnych rozwiązań i decyzji także tych indywidualnych będzie zależało, czy ta sytuacja będzie tragiczna. A teraz jest już niemal tragiczna - zaznaczył ekspert. 

ac/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie