Lisy i jenoty konały w głodzie. Nielegalna ferma koło Krotoszyna
Opuszczone, pozbawione wody, jedzenia, zamknięte w klatkach. Tak konały lisy i jenoty na nielegalnej fermie w wielkopolskiej wsi Durzyn koło Krotoszyna. Sprawą zajmie się prokuratura.
- Wiele z nich wyraźnie padło z wycieńczenia i głodu, część z nich zjadała się nawzajem - mówił Polsat News Paweł Rawicki ze stowarzyszenia "Otwarte Klatki".
ZOBACZ: Koronawirus na fermach. W Danii ruszyło usypianie co najmniej 2,5 mln norek
Lisy, którym w jakiś sposób udało się wydostać z klatek, biegały po terenie fermy. Inne leżały martwe w klatkach. Jeszcze inne były apatyczne, słaniały się na nogach. - Natrafiliśmy na zwłoki nie tylko lisów, ale i dwóch psów - dodał Rawicki.
"Ferma działała nielegalnie"
O istnieniu fermy Powiatowy Lekarz Weterynarii dowiedział się od strażnika miejskiego. - Działała nielegalnie, bez nadzoru służb weterynaryjnych. Warunki dla zwierząt były niewłaściwe - poinformował we wtorek Wojewódzki Lekarz Weterynarii w Poznaniu Andrzej Żarnecki.
Na miejscu znajdowało się 260 lisów oraz 14 jenotów. Właścicielką hodowli była kobieta w ciąży, wszystkim zajmowała się sama, ponieważ jej mąż trafił do więzienia.
ZOBACZ: "Ferma bólu i cierpienia" na Dolnym Śląsku. Psy i lisy żyły w tragicznych warunkach
Podczas pierwszej kontroli kobieta została zobowiązana do wywiezienia wszystkich zwierząt do ferm, spełniających odpowiednie wymogi do hodowli. O miejscu ich pobytu kobieta miała poinformować miejscowe służby weterynaryjne. Tak się jednak nie stało.
Mieszkańcy wsi Durzyn zaczęli podejrzewać, że coś złego dzieje się na terenie hodowli, gdy na pobliskich polach pojawiły się wolno biegające lisy. - Ta ferma jest na uboczu, jakieś 500 metrów i jest zagrodzona. Nikt nie wiedział, co się tam dzieje, a to nie są mieszkańcy naszej wioski - tłumaczyła Barbara Krawczyk, sołtys wsi Durzyn.
WIDEO: Lisy i jenoty konały w głodzie i cierpieniach. Tragedia zwierząt na nielegalnej fermie
"Część z nich rozpoczęła rozpaczliwą walkę o życie"
Kilka dni później na miejsce ponownie przybył Powiatowy Lekarz Weterynarii w towarzystwie strażnika miejskiego. Okazało się, że większość zwierząt była martwa. - Uśpiła je, bo prawdopodobnie chciała sprzedać na futra - powiedział Andrzej Żarnecki.
Teren fermy był nieodpowiednio zabezpieczony - co powodowało, że te lisy miały możliwość wydostania się na zewnątrz. Zdaniem obrońców zwierząt "cierpienie lisów na tej fermie było niewyobrażalne, zostały porzucone na pastwę losu, skazane na śmierć z powodu głodu i pragnienia. Część z nich rozpoczęła rozpaczliwą walkę o życie, próbowały za wszelką cenę uciec z klatek. Na miejscu widzieliśmy zwłoki lisów, które do ostatniej sekundy walczyły o życie. Doprowadzone do granic wytrzymałości lisy wzajemnie się atakowały; jedyną szansą na przeżycie było dla nich zjedzenie ciała martwego innego lisa" - poinformowało stowarzyszenie "Otwarte Klatki.
Sprawą nielegalnej fermy zajmie się teraz prokurator.
Czytaj więcej