Wszystkie ręce na smartfony
Pandemia wywróciła do góry nogami relacje społeczne i sposoby działania na wszystkich niemal polach. W świecie technologii koronawirus przetestował możliwości, uwydatnił braki, dowiódł, że potrzeba jest matką wynalazku. Widać to dobrze na przykładzie exposure notification, czyli wykorzystywania technologii zawartej w smartfonach do powiadamiania o narażeniu na kontakt z osobą zakażoną COVID-19.
W Polsce tę technologię wykorzystuje aplikacja STOP COVID, stworzona na zamówienie Ministerstwa Cyfryzacji. Aplikacja jako jedyna w Polsce jest uprawniona do korzystania z całkowicie anonimowego rozwiązania wypracowanego wspólnie przez Apple i Google, dostarczycieli najbardziej popularnych smartfonowych systemów operacyjnych.
Milion pobrań aplikacji to mało
Mimo tego, że polska aplikacja została udostępniona jako jedna z pierwszych na świecie już w czerwcu, dopiero co przekroczyła milion pobrań. To mało. Wpływ na to ma kilka czynników. Przede wszystkim, udostępnienie aplikacji zbiegło się z wyraźnym spadkiem zachorowań i znużeniem przedłużającym się kryzysem. Nie pomagała też jej oryginalna, dość ekscentryczna nazwa w obcym języku. Aplikacja nie zdobyła od razu statusu środka ochronnego zalecanego na równi z innymi.
W przestrzeni publicznej część ekspertów zaczęła także podnosić wątpliwości związane z bezpieczeństwem. Choć nie miały one pokrycia w faktach i były przede wszystkim powielaniem mitów, stały się jednak podstawą do budowania strachu przed korzystaniem z tego narzędzia. Technologia Apple i Google, z której korzysta polska aplikacja, jak i jej odpowiedniczki w kilkudziesięciu krajach świata, jest jednym z najbardziej transparentnych rozwiązań technologicznych, które powstało po to, aby pomóc w walce z kryzysem o wyjątkowej skali, w sposób jednocześnie chroniący anonimowość obywateli. Szef Human Rights Watch, międzynarodowej organizacji zajmującej się prawami człowieka, określił tę technologię jako “złoty standard” w zakresie ochrony prywatności.
ZOBACZ: Wyeliminowaliśmy tłumy na cmentarzach - rzecznik Ministerstwa Zdrowia w Polsat News
Każdy z nas sam decyduje, czy chce korzystać z aplikacji, czy nie. Aplikacja nie monitoruje lokalizacji. Ani Google, ani Apple, ani twórcy aplikacji, ani inne osoby nie mogą poznać tożsamości osoby, która z niej korzysta. Trudno zrozumieć, dlaczego niektórzy w obecnej sytuacji zniechęcają do korzystania z tego narzędzia, w myśl staropolskiej zasady “na złość mamie odmrożę sobie uszy”.
Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę z wysokości stawki. Według danych Urzędu Komunikacji Elektronicznej z 2019 roku, smartfony posiada blisko 75 proc. obywateli Polski, 90 proc. w tej grupie korzysta z internetu mobilnego. Tymczasem, jak pokazują najnowsze badania Wydziału Medycyny Uniwersytetu Oksfordzkiego, adopcja rozwiązania typu exposure notification na poziomie 15 proc. danej populacji (w Polsce ok. 6 mln osób, czyli niewiele więcej niż użytkowników Netflixa) może pomóc w ograniczaniu zakażeń koronawirusem o 15 proc. a zgonów o prawie 12 proc. Z tych samych badań wynika też, że epidemia mogłaby zostać znacząco ograniczona, jeśli z tego typu aplikacji - w uzupełnieniu innych metod hamowania rozprzestrzeniania się wirusa - korzystałoby ponad 75 proc. populacji. W takim przypadku modele statystyczne przewidują ograniczenie zgonów o ponad 78 proc., a nowych zakażeń o 81 proc.. Nawet jeśli nie uda nam się osiągnąć takiego poziomu wykorzystania aplikacji STOP COVID w Polsce, to zwiększając liczbę jej użytkowników jesteśmy w stanie zredukować liczbę osób, które z powodu COVID-19 zostają zakażone koronawirusem, trafiają do szpitali i niestety umierają. Przy obecnej skali epidemii, korzystanie z aplikacji już przez 15 proc. naszego społeczeństwa mogłoby zwiększyć skuteczność innych narzędzi powstrzymywania choroby i pomóc ratować co najmniej kilkanaście osób każdego dnia. Potencjał na wspomożenie walki z koronawirusem przez aplikację jest więc duży.
Solidarnie zachęcać do korzystania ze STOP COVID
Dlatego tak ważne jest, by solidarnie zachęcać do korzystania z tego prostego narzędzia, które może pomóc ratować zdrowie i życie. Chcąc edukować ludzi o technologii, nie możemy ich do niej bezpodstawnie zniechęcać. Rolą odpowiedzialnych ekspertów jest przede wszystkim włączanie jak największej grupy ludzi do tego, by z technologii korzystali w sposób świadomy, bezpieczny i użyteczny.
Spór o rolę technologii i firm je tworzących w naszym życiu ma oczywiście różne wymiary. Jednak zupełnie inny wymiar ma w obecnej sytuacji, kiedy technologia może w istotny sposób pomóc ratować życie. Nie ignorując tego sporu, potrzeby kontroli społecznej, transparentności, ochrony praw i wolności jednostki, nieroztropnym zachowaniem jest odstraszanie od podejmowania działań, które mogą przyczynić się do ochrony zdrowia publicznego. W świetle wyników badań naukowych, zniechęcanie do aplikacji jest tym samym, co zniechęcanie do noszenia maseczek. Każdy z nas ponosi dziś odpowiedzialność za zdrowie i bezpieczeństwo swoje oraz swoich rodzin, sąsiadów, współpracowników i znajomych. Nie stać nas - emocjonalnie, ale też finansowo - na dalsze przegrywanie z pandemią i powinniśmy korzystać ze wszystkich dostępnych metod, aby jej skutki ograniczać.
ZOBACZ: Znowu rekord zakażeń koronawirusem. Prawie 22 tysiące przypadków
Dobrym przykładem służą inne kraje europejskie. W Wielkiej Brytanii ponad milion pobrań tamtejszej aplikacji korzystającej z technologii exposure notification odnotowano w ciągu pierwszych 24 godziny od jej udostępnienia. Dzięki wspólnym wysiłkom rządu, mediów i ekspertów, w kilka tygodni miało ją na swoich smartfonach ponad 25 proc. obywateli. Niemcy swoją wersję pobrali już ponad 19 milionów razy. W obydwu krajach uruchomieniu aplikacji towarzyszyły przemyślane kampanie informacyjne (np. w Anglii w dniu premiery aplikacji wszystkie dzienniki na czołówkach przedstawiły tę samą graficzną i prostą instrukcję jej pobrania), zaangażowano też lokalnie istotne instytucje (np. dużych pracodawców, związki zawodowe). Pozytywnych przykładów jest więcej. Irlandzka aplikacja po 2 tygodniach od uruchomienie znalazła się już na telefonach 1,3 mln obywateli, czyli około 1/3 użytkowników smartfonów w kraju. Pożytecznego działania aplikacji na własnej skórze doświadczyła premier Finlandii, kiedy otrzymała powiadomienie z aplikacji o kontakcie z osobą zakażoną i natychmiast zdecydowała o zmianie swojego trybu pracy na zdalny i udaniu się na kwarantannę. Szczęśliwie, jej test dał wynik negatywny, ale przy innym scenariuszu, koronawirus mógłby sparaliżować pracę fińskiego rządu.
Technologia nie będzie magicznym rozwiązaniem
Paradoksalnie, ze względu na silne zabezpieczenia zapewniające anonimowość korzystającym z aplikacji, instytucje zdrowia publicznego nie są w stanie jednoznacznie sprawdzać wpływu działania aplikacji - nie wiadomo, jak wiele osób podejmuje decyzje o zgłoszeniu się na test lub samoizolacji pod wpływem powiadomienia z aplikacji. Jednak już w kilka tygodni po uruchomieniu niemieckiej Corona Warn-App, prof. Lothar Wieler, prezes Instytutu Kocha, stwierdził że dzięki aplikacji już ponad 500 użytkowników, po uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na obecność koronawirusa, miało możliwość ostrzeżenia innych o potencjalnym kontakcie i możliwości zakażenia.
ZOBACZ: Jerzy Polaczek: w szpitalu człowiek zastanawia się, ile zobaczy zwłok
Żadna aplikacja ani technologia nie będą magicznym rozwiązaniem, które pozwoli wyeliminować koronawirusa z naszego życia. STOP COVID nie zastąpi manualnego śledzenia kontaktów i heroicznej pracy lekarzy, jednostek Sanepidu i wielu innych osób oraz instytucji. Jednak od początku tej pandemii wszyscy polegamy na różnych narzędziach, żeby minimalizować ryzyko dla naszego zdrowia - np. sprawdzając w internecie zatłoczenie sklepów czy śledząc statystyki zachorowań w krajach, do których chcemy podróżować. To jak przygotowywano i wprowadzano aplikację STOP COVID w Polsce oczywiście powinno podlegać ocenie i dyskusji, ale warto zacząć od tego, żeby samemu skorzystać z opcji jej zainstalowania i upewnienia się, że mają ją też nasi domownicy, czy osoby z którymi wciąż mamy kontakt osobisty. I być może uratować komuś życie.
Marta Poślad jest dyrektorką ds. polityki publicznej Google w Europie Środkowo-Wschodniej.
Czytaj więcej