Rząd chce pomagać biznesowi. I rozliczać z wiosennej pomocy
Na rekompensaty ze strony rządu z powodu wprowadzonego właśnie "małego lockdownu" mogą liczyć nieduże firmy z kilku sektorów gospodarki. Jednocześnie fiskus zaczyna sprawdzać, czy przedsiębiorstwa nie dopuszczały się nadużyć przy korzystaniu z pieniędzy przyznanych im wiosną.
W zamian za administracyjne ograniczenia działalności gospodarczej obowiązujące co najmniej do 8 listopada ulgi i dotacje mają otrzymać firmy reprezentujące głównie gastronomię, fitness oraz branże: targową, estradową, filmową, rozrywkową i rekreacyjną.
Pieniądze dla wybranych
Przewidziane są dodatkowe świadczenie postojowe i zwolnienia ze składek ZUS. Będzie także dotacja w wysokości 5 tysięcy złotych dla mikrofirm, o ile ich przychody w październiku i listopadzie będą o co najmniej 40 proc. mniejsze niż w tych samych miesiącach przed rokiem.
W środowiskach biznesowych zauważono, że rząd nie jest już skłonny wydawać wielkich pieniędzy na przeciwdziałanie kryzysowi. Dlatego precyzyjne określił dziedziny gospodarki objęte pomocą i ograniczył ją do małych firm.
Maciej Witucki prezydent Konfederacji Lewiatan ma wątpliwości, czy projekt wsparcia dla przedsiębiorstw jest dobrze przemyślany. Jak zauważa, spełnienie w październiku warunku przychodów o 40 proc. mniejszych niż rok wcześniej nie będzie łatwe, bo obostrzenia zaczęły wpływać na działalność firm dopiero w ostatnich dniach bieżącego miesiąca.
ZOBACZ: Koronawirus w Polsce. Konferencja premiera na Stadionie Narodowym
Kolejny problem, to brak dotacji dla firm, które rok temu jeszcze nie istniały. Jeśli rozpoczęły działalność w grudniu 2019 roku bądź na początku tego roku i przetrwały pierwszy lockdown, to teraz nie są w stanie wykazać spadku obrotów, bo brakuje im w ich historii biznesowej października i listopada 2019 roku.
Maciej Witucki podkreśla, że polskim firmom utrudnią działalność także podatki, które zostaną wprowadzone po Nowym Roku - między innymi cukrowy i od hipermarketów. Prezydent Lewiatana apeluje również o przywrócenie w tym roku niedziel handlowych, co byłoby korzystne dla branży i pożądane z punktu widzenia bezpieczeństwa sanitarnego klientów.
Z wyliczeń Federacji Przedsiębiorców Polskich i Konfederacji Lewiatan, wynika że każdy dzień wiosennego lockdownu przynosił gospodarce mniej więcej 2 miliardy złotych strat. Już latem przedsiębiorcy ostrzegali, że ewentualny jesienny lockdown miałby fatalne skutki, gdyż kumulowałyby się one z odłożonymi w czasie stratami, które są następstwem kwarantanny wprowadzonej w marcu.
Dają i sprawdzają
Do tej pory Polski Fundusz Rozwoju w ramach tarczy finansowej wsparł 346 tysięcy polskich firm. Wykorzystał w tym celu około 70 miliardów złotych z puli 100 miliardów. Przedsiębiorcy liczą, że reszta zostanie im zaoferowana w najbliższych tygodniach.
Pod koniec wakacji PFR zapowiedział kontrole w firmach, które otrzymały wsparcie. Akcja właśnie się zaczyna. Pod lupą „skarbówki” mogą znaleźć się tysiące przedsiębiorstw. Sprawdzane będą przede wszystkim dane umieszczone w oświadczeniach składanych przez podmioty ubiegające się o pomoc.
Zweryfikowana zostanie zgodność deklaracji z danymi administracji skarbowej i ZUS, a także status przedsiębiorcy z punktu widzenia jego powiązań kapitałowych. PFR przypomina, że warunkiem otrzymania wsparcia był między innymi określony spadek przychodów, brak zaległości podatkowych i liczba pracowników.
ZOBACZ: Nowe przypadki koronawirusa w Polsce. Rekord zakażeń i zgonów
"Dziennik Gazeta Prawna" zwrócił ostatnio uwagę na fakt, że przedsiębiorcy, którzy już skorzystali z pomocy przez następnych 12 miesięcy nie mogą zawiesić działalności ani jej restrukturyzować. Jeśli to uczynią, będą musieli oddać pobrane pieniądze. Ten warunek wprowadzony do przepisów wiosną wydaje się być szczególnie uciążliwy w sytuacji, gdy jesienne uderzenie koronawirusa jest poważniejsze od marcowego.
- To dorżnięcie przedsiębiorców. Te zasady należałoby jak najszybciej zmienić. W przeciwnym razie stracą wszyscy, bo firmy upadną, a państwo, reprezentowane przez PFR, i tak nie dostanie pieniędzy od niewypłacalnych podmiotów - powiedział w rozmowie z „DGP” Radosław Płonka, ekspert prawny BCC.
Podobnie twierdzi prof. Mariusz Bidziński, wspólnik w kancelarii Chmaj i Wspólnicy. Jego zdaniem, jeśli państwo de facto wprowadza kolejny lockdown, to nie może podwójnie karać przedsiębiorców - zarówno brakiem możliwości zarobkowania, jak i zobowiązywaniem do zwrócenia przyznanej kilka miesięcy temu pomocy.
Sprawa dla prawnika
Jeśli w najbliższych tygodniach roszczenia finansowe przedsiębiorców będą bardzo duże, a oferta rządu ograniczona, to w sferze prawnej wróci zapewne żywo dyskutowana przed wakacjami kwestia ewentualnego wprowadzenia przez rząd stanu wyjątkowego.
Już teraz grupa kilkudziesięciu przedsiębiorców z branży turystyczne, chce by sąd rozstrzygnął ich spór z rządem. Zgłaszają wynikające z pierwszego lockdownu roszczenia w wysokości ponad 140 milionów złotych. Po stronie biznesmenów pojawia się poważny argument prawny - wprowadzony przez władzę wiosenny lockdown był niezgodny z prawem, gdyż rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, ani innego stanu nadzwyczajnego.
ZOBACZ: Kiedy będzie najwięcej nowych przypadków koronawirusa? Prognoza ekspertów UW
Prof. Ewa Łętowska już kilka miesięcy temu przekonywała, że dla rządu działanie w warunkach stanu wyjątkowego byłoby korzystne z punktu widzenia przyszłych odszkodowań wypłacanych przedsiębiorcom.
- Ustawa o odszkodowaniach wydana na podstawie art. 228 ust. 4 Konstytucji przewiduje rekompensatę w mniejszym rozmiarze, niż to wynika z sytuacji "normalnej", gdy takiego stanu nie ogłoszono - mówiła prof. Łętowska. I dodawała, że stany nadzwyczajne nakazują odstępstwo od normalnie obowiązującej zasady pełnej rekompensaty szkód. Państwowo działa bowiem w warunkach wyższej konieczności i ma możliwość ograniczać wolności i prawa obywatelskie.
Czytaj więcej