Koronawirus w Polsce. Wirusolog przeciwny zamykaniu szkół
- Do 9. roku życia w zasadzie objawowych przypadków nie ma. Później odsetek jest niewielki, ale bardzo wzrasta ruchliwość - mówi polsatnews.pl wirusolog, prof. Włodzimierz Gut. Jak dodał, obawia się, że młodzież potraktuje naukę zdalną jak wakacje i będzie kontakować się z większą liczbą osób.
Od poniedziałku w strefach żółtych uczniowie szkół średnich oraz studenci przeszli na naukę hybrydową, w strefach czerwonych - całkowicie na zdalną. Zajęcia stacjonarnie odbywają się wciąż w przedszkolach i szkołach podstawowych.
W strefie czerwonej od soboty znalazły się 152 powiaty i miasta, w tym 11 miast wojewódzkich: Białystok, Bydgoszcz, Gdańsk, Kielce, Kraków, Lublin, Łódź, Olsztyn, Poznań, Rzeszów i Warszawa. Reszta kraju jest objęta żółtą strefą.
Wirusolog, prof. Włodzimierz Gut pytany czy jest za pełnym zamknięciem szkół, powiedział: "broń Boże". - Do 9. roku życia w zasadzie objawowych przypadków nie ma. Później odsetek jest niewielki, ale bardzo wzrasta ruchliwość - mówił profesor w rozmowie z polsatnews.pl.
ZOBACZ: Zaremba: postarajmy się, aby dzieci wróciły do szkół jak najszybciej. Szkoła to wspólnota!
Jak dodał, "wprowadziłby nawet 12 godzin zajęć". - Starsze dzieci, a szczególnie młodzież, naukę zdalną potraktują jako wakacje. Obawiam się wzrostu ruchliwości, ale jest nacisk ze strony nauczycieli, którzy się boją - podkreślił.
Pytany, czy nauczyciele mają się czego obawiać, profesor tłumaczył: "większość zakażeń przychodzi z zewnątrz". - To nie są zakażenia, które wyszły ze szkoły, tylko docierają do szkoły, do nauczycieli i uczniów - mówił.
"Objawy mają różne nasilenie"
- Większość zakażeń to są zakażenia punktowe, ze środowiska. To nie jest istotne, czy matka zakazi dziecko, czy dziecko matkę. To dziecko, będąc w domu i w szkole nie porusza się w szerokim środowisku. Środowisko jest stałe. Większa odpowiedzialność spoczywa na rodzicach, by nie posyłali do szkoły chorych dzieci - mówił prof. Gut.
Na pytanie czy są wiarygodne dane dot. przenoszenia koronawirusa przez dzieci, profesor odpowiedział: "dość sprzeczne".
- Na pewno wiemy, że źródłem zakażenia jest człowiek, a najgroźniejszym źródłem jest ten, kto wydala wirusa w dużych ilościach, czyli ma objawy. Jest dyskusja co do bezobjawowych, ale ja w ogóle nie lubię określenia "bezobjawowe", bo już Chińczycy, kiedy włączyli tomografy, to im wyskoczyła bardzo duża liczba osób z uszkodzonymi płucami - podkreślił profesor.
ZOBACZ: Nauczyciele muszą prowadzić zdalne lekcje ze szkoły. Kontrowersyjna decyzja władz Kielc
- Spisujemy objawy, piszemy pewną instrukcję, nie zwracając uwagi, że objawy mają różne nasilenie. Kaszlący górnik to normalne zjawisko. Niektórzy twierdzą, że dzieci zakażają i przedstawiają na to dowody, niektórzy twierdzą, że zakażają znacznie mniej i też przedstawiają na to dowody. Dowody muszą ulegać weryfikacji w czasie, więc bezpieczniej jest przyjmować, że zakażają. Równocześnie pobyt w szkole w takim wypadku wcale nie jest wygodną rzeczą, ale pobyt w domu także - stwierdził prof. Gut.
Zwrócił uwagę, że największym problemem jest nieprzestrzeganie przez ludzi zasad w przestrzeni publicznej. - Oglądałem nakręcone w Krakowie, w czerwonej strefie, filmy z klubów. Dziwię się, że to nie jest jeszcze czarna strefa - podkreślił.
Czytaj więcej