Ponad 170 górników oszukanych. Kupowali rzekome akcje kopalń
Co najmniej 177 górników padło ofiarą warszawskiej firmy, której przedstawiciele wmawiali im, że należą im się akcje kopalń, proponując odkupienie ich za kilkaset złotych. Był to pretekst do zawierania umów, na podstawie których od pokrzywdzonych egzekwowano później wysokie kary umowne.
Były prezes tej spółki Bartłomiej P. został zatrzymany przez policjantów z komendy w Rybniku i usłyszał zarzut wyłudzenia przynajmniej 1,7 mln zł – poinformowała Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Jak przekazali śledczy, postępowanie dotyczy oszustw na szkodę emerytowanych górników lub pracowników kopalń należących do Kompanii Węglowej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
"W roku śledztwa ustalono, że od 2011 r. przedstawiciele Real Estate Inwestorbp (...) z siedzibą w Warszawie nagabywali w przygodnych miejscach na Śląsku (np. w barach) emerytowanych górników lub pracowników kopalń węgla kamiennego, proponując im odkupienie akcji komercjalizowanych kopalń, rzekomo przysługujących tym osobom" – podała prokuratura.
ZOBACZ: Mogą stracić nowe mieszkania, bo upadł deweloper. "Oszukali nas, okradli"
Górnicy w dobrej wierze podpisywali umowy, przyjmując kilkaset złotych za "sprzedaż" akcji, do których w rzeczywistości nie mieli żadnych praw. Umowy te przewidywały kary umowne za niewykonanie ich zapisów – sięgały one 30- lub 50-krotności ceny akcji. W celu zabezpieczenia roszczenia oszukani podpisywali także weksle in blanco, które przedstawiciele spółki mogli wypełnić według własnego uznania.
"Z oczywistych względów pokrzywdzeni nie byli w stanie wywiązać się z zawartych umów. Dlatego też przedstawiciele spółki pozywali swoje ofiary, a sądy orzekały nakazy zapłaty kar wynikających z umów, wynoszących wielokrotność wartości rzekomych akcji" - podała prokuratura.
Śledczy zaznaczają, że mechanizm działania warszawskiej spółki był za każdym razem taki sam, a chodziło jedynie o wyłudzenie od pokrzywdzonych pieniędzy znacznie większych niż przekazana im gotówka. Podejrzanemu grozi do 10 lat więzienia. Prokuratura zaznacza, że sprawa jest rozwojowa