Bezrobocie w Polsce wzrośnie nieznacznie. Będą jednak zwolnienia grupowe
W czasie pandemii przekonujemy się, że w gospodarce nic nie jest tak trudne do policzenia i przewidzenia jak liczba bezrobotnych. Podczas gdy GUS stopę bezrobocia w Polsce wylicza na 6,1 proc., Eurostat podaje, że w sierpniu wyniosła ona zaledwie 3,1 proc. i w Europie była wyższa tylko od czeskiej.
Z raportów GUS wynika, że w ostatnich trzech miesiącach mamy stabilizację liczby bezrobotnych, choć oczywiście latem tego roku bez pracy pozostawało więcej Polaków niż w poprzednie wakacje. Wtedy bezrobotnych mieliśmy około 870 tysięcy, a teraz jest ich ponad milion.
ZOBACZ: Dzieci przeszkadzają w pracy zdalnej. Spółdzielnia wystosowała apel
Zwolnienia jak w Polpharmie
O niezłym stanie rynku pracy w najnowszym raporcie poinformowało Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych (BIEC). Analitycy doszli do wniosku, że nie mieliśmy dramatycznego wzrostu bezrobocia, gdyż wiosną nastąpiło w miarę szybkie otwarcie gospodarki po locdownie.
W dodatku pracodawcy starali się nie zwalniać ludzi, gdyż - jak napisano w raporcie BIEC - "mają świadomość jaki jest stanu zasobów siły roboczej, jak niski jest współczynnik aktywności zawodowej i jak duże trudności ze znalezieniem pracowników".
ZOBACZ: ZUS sprawdzi umowy o dzieło. Powstanie specjalny rejestr
BIEC spodziewa się jednak wzrostu skali zwolnień grupowych. Wynika to z analizy trendów wrześniowych. W zeszłym miesiącu liczba zarejestrowanych bezrobotnych zwolnionych z przyczyn leżących po stronie zakładów pracy wzrosła w ujęciu miesięcznym o 2 proc. Z drugiej strony, okresie kwiecień-czerwiec był pod tym względem dużo gorszy.
Zwiastunem zjawiska zapowiadanego przez BIEC jest najnowsza decyzja miliardera Jerzego Staraka, właściciela produkującej leki Polpharmy. Jak donosi „Puls Biznesu”, firma poinformowała pracowników o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych. Do końca roku pracę ma stracić 250 osób na ogólną liczbę 4,5 tysiąca zatrudnionych.
Po lockdownie i przed lockdownem
Jeszcze niedawno polskie instytucje rządowe zapowiadały na koniec tego roku wzrost stopy bezrobocia z 6 do 8-9 proc. Teraz przewidują, że nie będzie tak źle. Analiza BIEC potwierdza tę prognozę. Wynika z niej, że rosną szanse na powrót do pracy osób bezrobotnych.
W sierpniu odpływ z bezrobocia z tytułu podjęcia zatrudnienia był o 6 proc. wyższy niż w lipcu. Co prawda w tym samym czasie odnotowano spadek ofert pracy trafiających do „pośredniaków” o 10 proc., ale ich napływ był dwukrotnie większy niż w kwietniu. W dodatku, liczba nowych ofert pracy zbliżyła się do wartości notowanych rok wcześniej, a we wrześniu zmalała liczba nowo rejestrujących się osób bezrobotnych.
Nie bez znaczenia dla rozwoju wydarzeń na rynku pracy są coraz lepsze dla Polski prognozy ekonomiczne. W ostatnich dniach agencja S&P Global Ratings uznała, że w tym roku nasz PKB spadnie nie o 4 proc., a o 3,4 proc. Natomiast W 2021 roku wzrost gospodarczy w Polsce miałby osiągnąć pułap aż 4,5 proc.
ZOBACZ: Jedna piąta Polaków planuje na jesień remonty. Opóźniła je pandemia
Analitycy BIEC przewidują, że nie zrealizują się czarne scenariusze, według których nastąpi poważny wzrost bezrobocia w wyniku lockdownu i związanej z nim recesji. Jednak zarówno BIEC jak i agencja S&P Global Ratings nie biorą pod uwagę prawdopodobieństwa ogłoszenia drugiego „zamrożenia” gospodarki. Tymczasem ostatnie decyzje polskiego rządu są nazywane „małym lockdownem”, gdyż obejmują obszar kraju, na którym mieszka 6 milionów Polaków.
Polska na tle Europy
Eurostat (europejski urząd statystyczny), który stosuje inną metodologię opisywania bezrobocia niż nasz GUS, podsumował właśnie sytuację na rynku pracy w sierpniu 2020 roku. Z jego wyliczeń wynika, że najlepiej wypadają Czechy, w których stopa bezrobocia wynosi tylko 2,7 proc. Druga w rankingu jest Polska z wynikiem 3,1 proc.
Europejski outsider to Hiszpania, w której wskaźnik przekroczył 16 proc. We Włoszech i na Litwie sięga on 10 proc., we Francji wynosi 7,5 proc., a w Niemczech około 4,5 proc. Cała Unia Europejska ma bezrobocie na poziomie 7,5 proc, a strefa euro przekracza granicę 8 proc.
Różnica w metodach statystycznych stosowanych przez Polskę i instytucje unijne jest bardzo duża. W rezultacie Eurostat za bezrobotnych uznaje tylko 530 tysięcy Polaków. Ta liczba jest niemal o połowę mniejsza niż podawana przez GUS.
Eurostat bierze pod uwagę tylko osoby w wieku 15-74 lata pozostające bez pracy i zdolne do podjęcia zatrudnienie w ciągu najbliższych 14 dni, o ile aktywnie poszukiwały one zajęcia przez ostatnie 4 tygodnie. Tej właśnie aktywności potencjalnych pracowników nie uwzględnia GUS, który za bezrobotne uznaje wszystkie osoby formalnie zarejestrowane w urzędach pracy.
Rachunek dodatkowy komplikują naukowcy z polskich instytutów badawczych. Uważają oni, że duża część naszego rynku zatrudnienia pozostaje poza obserwacją urzędów pracy. Niektóre ośrodki naukowe faktyczna liczbę bezrobotnych w Polsce szacują na 1,5 miliona, czyli na trzy razy więcej niż Eurostat.
Czytaj więcej