Wyrok za zbrodnię w Debrznie. Mąż skazany za zabicie 21-letniej Angeliki

Polska
Wyrok za zbrodnię w Debrznie. Mąż skazany za zabicie 21-letniej Angeliki
KWP Gdańsk
Ciało Angeliki ukryte było pod betonową posadzką piwnicy

Zwłoki Angeliki J. przeleżały 18 lat ukryte w torbie pod betonową posadzką piwnicy domu, w którym mieszkała z małym dzieckiem i mężem Danielem M. To on widział kobietę po raz ostatni. Przez lata twierdził, że w dniu zaginięcia wyjechała do rodziny. W pierwszej instancji skazano go w procesie poszlakowym na 15 lat więzienia. Teraz wyrok wydał sąd apelacyjny - podwyższył karę do 25 lat.

Angelika miała 21 lat. Pochodziła z Piły. W połowie lat dziewięćdziesiątych poznała o dwa lata starszego Daniela. Po roku znajomości młodzi pobrali się. Niedługo po tym urodziła im się córeczka. Razem zamieszkali w Debrznie – małym miasteczku w województwie pomorskim.

 

- On był pracownikiem fizyczny w ubojni. Jego zarobki nie powalały, a poza tym mieli jeszcze niespełna roczne dziecko – opowiadał "Interwencji" oficer gdańskiego Archiwum X. Brat Angeliki, pan Dariusz wspominał, że w małżeństwie dochodziło do awantur.

 

Zginęła we własnym domu

 

2 października 1998 roku około godziny 15 Daniel M. wrócił z pracy do domu. To, co działo się później, na długie lata pozostało tajemnicą. Po Angelice zaginął wówczas wszelki ślad.

 

- Ja wróciłem z pracy, był ugotowany obiad, było wszystko zrobione, żona miała przygotowaną torbę z ubraniami… Oznajmiła mi, że chce pojechać do Piły do mojej mamy i do rodziców, znaczy do rodziny. Do swojej rodziny – mówi przed sądem I instancji Daniel M.

 

Wyjazd do bliskich nie był niczym nowym w życiu 21-latki. Tym razem Angelika miała zostawić jednak dziecko, co - jak mówił Maciej Stęplewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku - wydaje się wręcz nieprawdopodobne.

 

ZOBACZ: Zabójstwo żony sprzed ponad 20 lat. "Kara inna niż dożywocie będzie premią"

 

- Policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu dopiero po ponad 2 tygodniach... To był chyba 16 – 17 października. Daniel zgłosił zaginięcie. Pojawiła się wersja o ucieczce do Niemiec, oczywiście pojawiały się później następne wersje rozpowiadane przez niego i rozpowszechniane w swoim środowisku – twierdził Dariusz, brat Angeliki w rozmowie z "Interwencją".

 

Dzień po zgłoszeniu zaginięcia Daniel J. złożył pozew o rozwód w sądzie w Słupsku, winną rozkładu pożycia wskazał swoją małżonkę. Po jej zaginięciu szybko zaczął wiązać się z innymi kobietami. Po sześciu latach oddał córkę pod opiekę swoim rodzicom. Potem wyprowadził się i zamieszkał w bloku oddalonym o kilkaset metrów od poprzedniego domu. W 2015 roku ponownie ożenił się i przyjął nazwisko nowej żony.

 

"Przełom dzięki Archiwum X"

 

W 2016 roku na wniosek brata Angeliki sprawą jej zaginięcia zajęli się policjanci z tzw. Archiwum X. Rok później w sprawie nastąpił długo wyczekiwany przełom. Śledczy postanowili przeszukać piwnicę domu, w którym Daniel M. mieszkał wraz z zaginioną. Kiedy skuli posadzkę, ich oczom ukazał się makabryczny widok.

 

- Angelika znajdowała się na głębokości pół metra. Była w torbie, skulona -  opowiadał Maria Sowisło z "Dziennika Bałtyckiego".

 

W torbie policja odnalazła szkielet Angeliki, a także kabel elektryczny. Wiadomo, że kobieta została uduszona. - Przebadaliśmy m.in. mechanoskopijnie ten przewód, biegły stwierdził w swojej opinii, że nosił on ślady rozciągania - przekazał oficer Archiwum X.

 

ZOBACZ: Zabójstwo żony sprzed ponad 20 lat. "Kara inna niż dożywocie będzie premią"

 

Bezpośrednich dowodów na to, że za brodnią stał Daniel, nie ma. W torbie nie znaleziono jego odcisków palców ani śladów DNA.

 

- Na etapie całego śledztwa pan Daniel sukcesywnie odmawiał składania jakichkolwiek wyjaśnień, generalnie nie współpracował w ogóle z nami. Twierdzi, że on nie wie, w jaki sposób zwłoki znalazły się w piwnicy należącej do niego, do jego rodziny – poinformował oficer Archiwum X. Mężczyzna nigdy nie zgodził się też na badanie wykrywaczem kłamstw.

 

Wideo: Materiał "Interwencji" o zabójstwie Angeliki

  

 

W dniu odnalezienia zwłok Daniel M. został zatrzymany. Śledczy przedstawili mu zarzut zabójstwa. Proces był poszlakowy. Mimo to, prokurator zażądał kary dożywotniego więzienia. W październiku 2019 r. w sprawie zapadł pierwszy wyrok. Sąd wydał go dokładnie w 21. rocznicę śmierci Angeliki, skazując jej męża na 15 lat. 

 

Sąd zasądził też tytułem zadośćuczynienia na rzecz córki zamordowanej kwotę 100 tys. zł oraz 50 tys. zł na rzecz brata zabitej kobiety. Od tego wyroku odwołały się wszystkie strony procesu: prokuratura, obrońca i oskarżyciel posiłkowy.

 

Wyrok po 22 lata

 

W środę gdański sąd apelacyjny prawomocnie skazał 45-latka na 25 lat więzienia. Sędzia przyznał, że proces był w oparty na poszlakach. Podkreślił, że w przypadku takich spraw "poszlaki muszą tworzyć łańcuch".

 

- Zamknięty łańcuch, który będzie pozwalał z pełną pewnością stwierdzić, iż oskarżony rzeczywiście dopuścił się czynu, który mu zarzucono. Zespół poszlak rozumianych jako udowodnione poszczególne fakty, musi mieć charakter nierozerwalny i prowadzić do ustalenia tylko jednej wersji zdarzenia – mówił uzasadniając wyrok sędzia Sławomir Steinborn.

 

Sąd apelacyjny doszedł do wniosku, że z takim zamkniętym, nierozerwalnym łańcuchem poszlak w tej sprawie mamy do czynienia. Sędzia podkreślił, że sąd pierwszej instancji bardzo drobiazgowo zbadał wszystkie kilkanaście poszlak układających się w łańcuch dowodowy.

 

Zaznaczył, m.in., że oskarżony "nie miał chęci zgłoszenia zaginięcia żony, zrobił to dopiero pod naciskiem znajomych" i to po 16 dniach od momentu, gdy widziano ją ostatnio. - Nie interesował się, jak idą poszukiwania żony – mówił sędzia dodając, że mężczyzna mówił niektórym znajomym, że żona wyjechała do rodziny w Pile, innym z kolei, że wyjechała do Niemiec. - Już kilkanaście dni po zgłoszeniu zaginięcia żony złożył wniosek o rozwód, bardzo szybko zaczął się też pozbywać rzeczy należących do żony – mówił sędzia.

 

"Dwie twarze Daniela M." 

 

Sędzia podkreślił też, że z opinii psychologicznej wynika, iż oskarżony miał "jakby dwie twarze": znajomym prezentował się jako miły człowiek, a wobec swojej żony był "swoistym tyranem". Dodał, że w małżeństwie oskarżonego i ofiary źle się działo. - Pogarszały się stosunki w małżeństwie, można tu mówić o przemocy psychicznej ze strony oskarżonego – podkreślał sędzia dodając, że oskarżony jawi się jako "skrajny egoista, skoncentrowany na własnych potrzebach", z kolei jego żona była postrzegana jako wzorowa matka i "trudno sobie wyobrazić, by nagle opuściła córkę".

 

W ocenie sądu 15 lat więzienia było w tym przypadku karą zbyt łagodną. "Stopień winy jest bardzo wysoki, stąd 25 lat to kara sprawiedliwa" - orzekł sąd apelacyjny. Chwilę po ogłoszeniu sentencji wyroku oskarżony zażądał, by go wyprowadzić.

 

- Szanuję wyrok sądu apelacyjnego, ale nie mogę zgodzić się z pewnymi ustaleniami - powiedział obrońca oskarżonego Marek Kobyłecki dodając, że być może w sprawie zostanie złożona kasacja do Sądu Najwyższego.

 

Prokuratura uznała wyrok z satysfakcją. 

ml/ polsatnews.pl, PAP, Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie