"Co z tego, że mamy 11 tys. respiratorów, jak stoją w magazynach? Kto ma je obsługiwać?"
- Problem nie jest w sprzęcie, choć oczywiście także. Problem jest w ludziach. Co z tego, że mamy 11 tys. respiratorów, jak one głównie stoją w magazynach? Gdzie je postawić? Kto ma je obsługiwać? Mamy straszne problemy, jeśli pacjent nam się załamuje, żeby przekazać go gdziekolwiek na intensywną terapię. Dostajemy odpowiedzi: nie ma - mówił w Polsat News prof. Robert Flisiak.
Gościem "Nowego Dnia z Polsat News" był prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
- Jeśli zabraknie respiratorów, to będzie wina złej organizacji służby zdrowia i wieloletnich zaniedbań, które w tej chwili nie są porządkowane - mówił profesor.
ZOBACZ: Milion śmiertelnych ofiar koronawirusa na świecie. Ponad 30 razy więcej zakażonych
Jak dodał, "dowodem na to jest zalecenie, które nadal jest zamieszczone na stronie ministerstwa zdrowia".
- Organizuje się funkcjonowanie służby zdrowia aktami prawnymi, które są w zasadzie prawem powielaczowym z epoki mocno minionej. Mówię o zaleceniu, które jest ściśle respektowane przez lekarzy POZ, kierowania każdego pacjenta z dodatnim wynikiem testu - nawet jeśli jest bezobjawowy lub skąpoobjawowy - do oddziałów chorób zakaźnych - tłumaczył prof. Flisiak.
"Balansujemy na granicy"
Podkreślił, że "liczba miejsc w szpitalach jest już na granicy pojemności". - Słyszeliśmy, że w niektórych województwach wojewodowie zwiększają liczby, ale to będzie powrót do szpitali jednoimiennych. To nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale prawda jest taka, że na tę chwilę chyba nie ma innego pomysłu - mówił profesor.
- My mamy przekroczone o 40 proc. limit, który jest wyznaczony przez wojewodę. Były rozmowy o zwiększeniu, natomiast cały czas balansujemy na granicy - mówił prof. Flisiak ze szpitala zakaźnego w Białymstoku.
ZOBACZ: Koronawirus w Polsce. "Wiele regionów ma problemy z dostępem do łóżek"
- Staramy się utrzymać rezerwę minimalną miejsc na wypadek jakiegoś ogniska, gdy nagle zostaniemy postawieni w sytuacji kierowania większej liczby pacjentów - dodał.
- Obawiam się, że w tej chwili, gdybyśmy musieli mieć taką sytuację, jak kilka dni temu, gdzie wystąpiło jednocześnie ognisko w dużym DPS-ie i dużym szpitalu pod Białymstokiem, że zapełnilibyśmy się w całości i nie pozostałoby nic innego niż zamknięcie izby przyjęć - podkreślił profesor.
WIDEO: zobacz rozmowę z prof. Robertem Flisiakiem
Kończy się lek
Na pytanie Michała Giersza, jak działa system, skoro lekarze alarmują, a ministerstwo uspokaja, że mamy 11 tys. respiratorów, z czego zajętych jest 130 oraz mamy ponad 6 tys. łóżek w szpitalach, a zajętych jest 2,3 tys. profesor odpowiedział: "problem jest nie w sprzęcie, choć to oczywiście też, ale problem jest w ludziach".
- Co z tego, że mamy 11 tys. respiratorów, jak one głównie stoją w magazynach. Gdzie je postawić kto ma je obsługiwać? Mamy straszne problemy, jeśli pacjent nam się załamuje, żeby go gdziekolwiek przekazać na intensywną terapię. Dostajemy odpowiedź: nie ma. I tak jest w całej Polsce - tłumaczyć prof. Flisiak.
- Podobnie z informacją o liczbie łóżek. Mówi się, że jest ich ileś tysięcy, ale zapomina się, że łóżko musi równać się sali, bo pacjent wymaga izolacji. Mamy przecież innych pacjentów, nie możemy odrzucić pacjentów w ciężkim stanie, zarażonych HIV czy z zapaleniem mózgu. Mamy obowiązek zgodnie z prawem hospitalizować takich pacjentów. Kto ich będzie leczył? - pytał profesor.
ZOBACZ: Czy wystarczy miejsc w szpitalach? Rzecznik ministerstwa odpowiada
Zwrócił także uwagę, że kończą się, a w niektórych miejscach już skończyły się zapasy remdesiviru, czyli jedynego leku przeciwwirusowego, który jest zarejestrowany.
- Od kilku dni usiłuję dostać informację, kiedy będą dostawy, ale nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć, nawet jeden z wiceministrów - mówił profesor.
- Dotychczas lek był dostarczany nieodpłatnie przez producenta, wkrótce pewnie przestanie, bo są inne kraje, które chętnie go kupią i zapłacą za to. Będziemy mieli problem - dodał.
Testy na koronawirusa. "Proszę o niestosowanie"
Pytany przez Joannę Górską, ile zachorowań dziennie jesteśmy w stanie wytrzymać, by system się nie załamał, profesor odpowiedział: "jeśli przez kilka dni będzie 1,5 tys., to się zapchamy".
- Oddziały zakaźne tego nie wytrzymają. Apel do lekarzy rodzinnych o rozwagę i niekierowanie każdego z wynikiem dodatnim do oddziału zakaźnego - mówił prof. Flisiak.
ZOBACZ: Testy bliskich chorych na Covid-19. Lekarze rodzinni mają problem
Zaapelował także o niestosowanie testów antygenowych przysłanych ostatnio przez ministerstwo zdrowia. - To są testy, które nawet w wynikach badań konsultanta krajowego prof. Andrzeja Horbana, mają 40 proc. czułość. To znaczy, że sześciu na dziesięciu pacjentów, którzy są zakażeni, będzie miało wynik ujemny - dodał.
Czytaj więcej