Wiemy, co osiada na jednorazowej maseczce w komunikacji publicznej. Eksperci ostrzegają
Niemiecki magazyn konsumencki K-Tipp przebadał jednorazowe maseczki wymagane przez wiele krajów jako środek ograniczający rozprzestrzenianie się koronawirusa. Eksperci sprawdzili, co osiada na nich po jeździe do pracy publicznym transportem. Okazało się, że są tam bakterie i pleśń.
Badaniom laboratoryjnym poddano 20 zużytych masek jednorazowych uzyskanych od osób, które dojeżdżają środkami masowej komunikacji publicznej do pracy.
Maseczki pełne bakterii
Wyniki testów wykazały, że zużyte maseczki są pełne bakterii i pleśni. Zdaniem ekspertów dzieje się tak dlatego, że w wilgotnym i ciepłym środowisku, które powstaje pod wpływem oddechu, drobnoustroje i grzyby namnażają się dość szybko.
ZOBACZ: Koronawirus w Polsce. Minister zdrowia przypomina o dystansie i maseczkach
Okazało się również, że większość osób nosi te same jednorazowe maski przez kilka dni lub tygodni. Pytani dlaczego, odpowiedzieli, że nie chcą produkować niepotrzebnych odpadów.
Gronkowce, pleśnie i drożdże
11 z 20 testowanych maseczek zawierało ponad 100 tys. kolonii bakterii. Na trzech było ich ponad milion. Z kolei na 14 z 20 sprawdzonych masek mikrobiolodzy odnaleźli gronkowce, które odpowiadają m.in. za sepsę.
Z kolei na 15 ochraniaczach znajdowały się pleśnie i drożdże. Niemiecki urząd ds. zdrowia uważa, że mogą prowadzić one do podrażnień oczu oraz dróg oddechowych.
Eksperci ostrzegają, że jednorazowe maski powinny być wymienione na świeże, gdy pod wpływem oddechu staną się wyraźnie wilgotne.
Czytaj więcej