Ambasador Niemiec: ojciec był przekonany, że Hitler uzna go za dezertera
- To było pokolenie wychowane w duchu pruskiego militaryzmu, przywykłe do bezwzględnego posłuszeństwa. Nigdy nie wspierał nazizmu, ale jednocześnie był przekonany, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj - powiedział "Rzeczpospolitej" ambasador Niemiec w Polsce Arndt Freytag von Loringhoven. Odniósł się w ten sposób do doniesień dotyczących przeszłości swojego ojca.
Część mediów w tygodniach poprzedzających rozpoczęcie misji dyplomatycznej przez Freytaga w połowie września, przywoływała historię ojca Brenda von Loringhovena, oficera Wehrmachtu, który pod koniec II wojny światowej służył w bunkrze kanclerza III Rzeszy Adolfa Hitlera.
ZOBACZ: Nowy ambasador Niemiec. Prezydent przyjął listy uwierzytelniające
Wniosek o przyjęcie ambasadora był rozpatrywany przez kilka miesięcy. Ostateczną zgodę strona polska wyraziła 31 sierpnia. Prezydent Andrzej Duda 15 września przyjął listy uwierzytelniające od nowego ambasadora.
"Cieszę się na współpracę"
- Bardzo się cieszę, że uzyskałem agrément i mogłem złożyć listy uwierzytelniające prezydentowi Polski. (…) Polskę i Niemcy wiele łączy. Jako ważni partnerzy w centrum Unii mamy przed sobą pełną wyzwań agendę. Podchodzę do mojej misji tutaj z zapałem i cieszę się na współpracę - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" nowy ambasador Niemiec w Polsce.
Odpowiadając na pytanie, czy zna powody, dla których długo zwlekano z wydaniem zgody na pełnienie przez niego misji w Warszawie, von Loringhoven odpowiedział, że nigdy nie dostał merytorycznego uzasadnienia, jeśli chodzi o opóźnienie przyznania agrément. Dlatego - jak dodał - może opierać się tylko na debacie z mediów w Polsce.
- Rozumiem, jak wciąż żywe są w Polsce uczucia z powodu zbrodni, których dopuściły się nazistowskie Niemcy w Polsce. Jeżeli chodzi o mojego ojca, to może podkreślę, że wstąpił do Reichswehry również dlatego, że to zwalniało go z nacisków przyjęcia legitymacji NSDAP. Takie było wtedy prawo. Pod koniec wojny służył jako adiutant szefa sztabu generalnego. W tej roli był też w bunkrze Hitlera - powiedział.
"Tylko raz rozmawiał z Hitlerem"
Dodał, że nie może ani usprawiedliwiać, ani potępiać zachowania ojca. - Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalitarnej dyktaturze? To było pokolenie wychowane w duchu pruskiego militaryzmu, przywykłe do bezwzględnego posłuszeństwa. Nigdy nie wspierał nazizmu, ale jednocześnie był przekonany, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj, nawet jeśli ta wojna była prowadzona od pierwszego dnia zbrodniczo, również przez części Wehrmachtu - powiedział gazecie, dodając, że "ojciec pewnie wiedział o zbrodniach Wermachtu", a jego kuzyn zorganizował materiał wybuchowy "wykorzystany podczas zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 r." w Wiczym Szańcu.
ZOBACZ: Nowy ambasador Niemiec. Polska podjęła decyzję
Na pytanie, czy ojciec rozmawiał z Hitlerem w bunkrze odpowiedział: "tylko raz". - To było w ostatnich dniach wojny. Mój ojciec wymyślił dla siebie fikcyjną misję, aby opuścić bunkier i uniknąć pewnej śmierci. Warunkiem tego była zgoda Hitlera. Ryzyko było ogromne, bo mój ojciec był przekonany, że Hitler przejrzy jego plan i uzna go za dezertera. Niesamowite, ale Hitler połknął haczyk, nawet mu doradził, jak ma zmylić czujność Rosjan - mówił ambasador.
Freytag von Loringhoven dodał, że ojciec "wielokrotnie powtarzał, że nazizm i rasizm dopuściły się największych zbrodni XX wieku".
"To strona niemiecka proponuje kandydatów"
Pod koniec sierpnia wiceszef MSZ Marcin Przydacz podkreślał, że decyzja dotycząca rozpatrzenia wniosku o udzielenie zgody na przyjęcie nowego ambasadora należy wyłącznie do państwa przyjmującego.
- To jest decyzja państwa niemieckiego, jakiego chce mieć kandydata i jak chce układać stosunki z danym państwem. Osoba, jego doświadczenie, jego taki background, wykształcenie, poglądy polityczne mają znaczenie w przypadku ambasadora, więc to nie jest do mnie pytanie. To strona niemiecka proponuje kandydatów, my możemy i mamy tutaj prawo do tego, żeby daną osobę zatwierdzić. Bywały też takie przypadki, wcześniej w historii dyplomacji, że nie było zgody na tego typu kandydatury, ale też czasami ten proces jest wydłużany - mówił Przydacz.
ZOBACZ: NATO zabrało głos ws. ataku na Nawalnego. "Rosja musi teraz odpowiedzieć na pytania"
Trwającą wówczas od kilkunastu tygodni procedurę zgody na przyjęcie ambasadora krytycznie oceniał były szef dyplomacji Jacek Czaputowicz, który ustąpił ze stanowiska pod koniec sierpnia. W wywiadzie z "Rzeczpospolitą" określił tę sytuację jako "dziwną" i przypominał, że w ciągu minionych 20 lat nie zdarzyło się, aby Polska nie udzieliła agrément (zgody na przyjęcie ambasadora - red.) jakiemukolwiek ambasadorowi, w tym z Rosji, Chin czy Korei Północnej.
Arndt Freytag von Loringhoven to wieloletni urzędnik i dyplomata, w latach 2014-2016 ambasador Niemiec w Republice Czeskiej. W latach 2007-2010 był wiceszefem niemieckiego wywiadu zagranicznego (BND), a od 2016 r. pierwszym w historii szefem wywiadu NATO.
Czytaj więcej