Liban. Obóz dla syryjskich uchodźców. Reporter Polsat News towarzyszy misji PCPM
Żyją w skrajnych warunkach: bez bieżącej wody, toalet i lekarstw. Ponad milion uchodźców uciekło z Syrii przed wojną. Trafiają do miejsc, w których żyją wyłącznie dzięki międzynarodowej, także polskiej pomocy. W libańskim rejonie Arsal tuż przy granicy z Syrią znajduje się aż 160 obozów, jeden z nich odwiedził reporter Polsat News Artur Molęda.
Khaled Raad jest swego rodzaju administratorem w jednym z obozów przy granicy z Syrią.
- Przede wszystkim pomagam kobietom, które są tu same z dziećmi - mówi.
Sam jest syryjskim uchodźcą, mieszka tu z żoną od ośmiu lat. Zna ten obóz jak własną kieszeń.
- Potrzebujemy materiałów, które pomogą nam zabezpieczyć nasze domy przed wilgocią – powiedział Raad.
"Jesteśmy tu jedną, wielką rodziną"
Na miejscu nasz reporter poznał też Fatimę, pracowniczkę polskiej fundacji, która pomaga w tłumaczeniu m.in. dziennikarzom. Mieszka w Arsalu - trzy lata temu było ono oblężone przez ISIS.
ZOBACZ: Grecja: pożar obok obozu dla uchodźców. Zatrzymano podejrzanych o podpalenie
Dziś wie co to wojna, dlatego zdecydowała się pomagać uchodźcom. - Wszyscy jesteśmy ludźmi. Jesteśmy tu jedną, wielką rodziną. Moi sąsiedzi, moi przyjaciele - wszyscy są uchodźcami - mówi Fatima z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
W Arsalu znajduje się ponad 160 obozowisk, w których mieszkać może przynajmniej 30 tysięcy uchodźców. Prowizoryczne namioty praktycznie nie nadają się do zamieszkania, ale Syryjczycy nie mają wyjścia - to ich jedyne schronienie.
"Wolałabym wrócić do Syrii i tam zginąć"
Najgorsza jest zima, która potrafi tu być ekstremalnie trudna do przeżycia. - Drewno się łamie, płachty plastikowe pękają. Staramy się wzmocnić te namioty tak, żeby tę zimę, te temperatury przetrwać - relacjonuje Maciej Grześkowiak z PCPM.
ZOBACZ: Międzynarodowy Dzień Dobroczynności. Polacy chętnie angażują się w pomoc
Każdy z namiotów to osobny dramat syryjskiej rodziny. W jednym z nich Artur Molęda spotkał kobietę, która myślała, że z domu ucieka na jeden dzień. W obozie jest już 9 lat.
- Mój mąż zginął w bombardowaniu - wspomina Maysaa.
Mieszka tu z matką i córką. Brakuje jej pieniędzy i leków. Po poprzednim życiu nie zostało jej praktycznie nic.
- Wolałabym wrócić do Syrii i tam zginąć – mówi.
Zamknięta szkoła
Mimo wszystko uchodźcy starają się prowadzić normalne życie. Wśród nich są nauczyciele, którzy założyli szkołę dla syryjskich dzieci. Ze względu na epidemię została jednak zamknięta.
ZOBACZ: Śmiech wśród bomb. Tata nauczył córkę żartować z nalotów
Obozowiska nie są jednak wolne od przestępstw. Kilka lat temu mieszkał tu mężczyzna powiązany z tzw. państwem islamskim.
- Gdybym miała problem z tobą, mogłabym mu zapłacić, a on zabiłby ciebie – mówi reporterowi Polsat News Fatima.
Mężczyzna został aresztowany.
WIDEO: materiał Artura Molędy z libańskiego obozu dla uchodźców
Artur Molęda zauważa, że uchodźców od ich domów dzieli zaledwie 10 kilometrów. Z jednego ze wzgórz widać nawet objętą wojną Syrię. - Jednak dla uciekających przed bombardowaniami Syryjczyków, widok własnego państwa jeszcze przez długie lata będzie jedynie wspomnieniem – podkreśla Molęda.