Swiatłana Cichanouska w Polsce. "Minęliśmy punkt, po którym nie ma powrotu"
- Żyjąc pod obecną administracją Białorusini byli upokarzani i prześladowani. Reżim traktował wszystkich obywateli jak służących. Nikt nie wierzył, że ten stan ulegnie zmianie - powiedziała liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska podczas wizyty w Polsce. W Warszawie spotkała się z premierem, wygłosiła wykład na Uniwersytecie Warszawskim oraz spotkała się z przedstawicielami opozycji.
W środę w "Dniu na Świecie" wywiad ze Swiatłaną Cichanouską. Początek programu o 22:30.
Podczas swojego wykładu na Uniwersytecie Warszawskim liderka białoruskiej opozycji podkreślała, że "kilka miesięcy temu jeszcze nie mogłabym sobie wyobrazić, że znajdzie się w takiej sytuacji i że będzie przemawiać w imieniu swego narodu".
ZOBACZ: Jeśli Białoruś upadnie, następna będzie Rosja - uważa Łukaszenka
- Nie byłam zaangażowana w politykę. Podobnie jak wielu innych Białorusinów żyłam po prostu swoim życiem - mówiła dodając, że przez wiele lat nie wiedziała, co się dzieje na zewnątrz. - Kiedy się dowiedziałam - po prostu otworzyły mi się oczy - powiedziała Cichanouska.
"Białorusi nie mieli głosu"
Zaznaczyła, że wszystko zaczęło się od jej męża Siarhieja Cichanouskiego, który na platformie YouTube uruchomił swój kanał, na którym mówił o sytuacji na Białorusi. - Za pośrednictwem tych filmów dowiedziałam się o sytuacji w naszym kraju. Wiedziałam o korupcji, o nieprawidłowościach, o niesprawiedliwości - wymieniała. - Razem z nim i innymi Białorusinami uprzytomniłam sobie, że stabilność Białorusi to jest po prostu mit - podkreślała.
Wideo: Swiatłana Cichanouska w Polsce
"To nie była moja walka"
- To nie była moja walka, wtedy, w tamtych czasach, ale wszystko uległo zmianie, kiedy Siarhiej został zatrzymany przed kampanią wyborczą. Chodziło o to, żeby mu uniemożliwić ubieganie się o stanowisko prezydenta, żeby inni mieli takiej konkurencji. Wtedy zdecydowałam się pójść do Centralnej Komisji Wyborczej i zarejestrować moją grupę wyborców i ubieganie się o wybór na prezydenta. Uczyniłam to po prostu z miłości do mojego męża, żeby kontynuować jego dzieło - mówiła.
ZOBACZ: Cichanouska: sąd wyda wyroki ws. ludobójstwa na Białorusi
- To był mój wybór po tym wszystkim, żeby zostać liderem, ponieważ dzień po dniu zrozumiałam, że wszyscy ci ludzie, którzy uwierzyli mojemu mężowi, zaczęli wierzyć także mnie. Widziałam w ich oczach taką tęsknotę za zmianami, za przekształceniem kraju, za stworzeniem lepszych warunków dla ich dzieci. Nie mogłam z tego względu stać na uboczu - zaznaczyła
- Moja rola jest prosta: żeby dać narodowi białoruskiemu coś, oddać im coś, co zostało im skradzione - głos i władzę. Z tego względu konieczne są nowe wybory. Pewnej sierpniowej nocy Białorusinom ukradziono ich głos - powiedziała
Według niej "nie ma wątpliwości, na kogo Białorusini chcieliby zagłosować". - Jestem pewna, że zostałabym wybrana jako prezydent Białorusi, ale wszystkie te głosy zostały skradzione i nie mogę tego udowodnić, a więc Białorusini muszą stawić czoła i bronić tych głosów, które oddali - oświadczyła.
"6 osób zostało zabitych"
- Jesteśmy po środku naszej walki, nasze protesty zaczęły się w maju i nie ustaną. Minęliśmy już punkt, po którym nie ma powrotu. To był ten punkt, gdy nastąpiła wielka przemoc na ulicach w dniu 9 i 11 sierpnia. Ludzie byli bici na ulicach, niektórzy nawet byli brutalnie torturowani; 6 osób zostało zabitych na chwilę obecną - podkreśliła.
ZOBACZ: Nowe nagranie Cichanouskiej. Chce ponownego przeliczenia głosów
Zwróciła uwagę, że wciąż nie wiadomo, co dzieje się z wieloma osobami. - Wiele osób nadal znajduje się w szpitalach, niektóre kobiety zostały zgwałcone. To był wielki szok dla całego narodu białoruskiego, ponieważ naprawdę nie spodziewalibyśmy się, że w naszym kraju może zdarzyć się taka przemoc - zaznaczyła.
W swoim wystąpieniu, mówiąc o tym dlaczego fala protestów na Białorusi jest unikatowa, Cichanouska zwróciła uwagę na rolę i postawę białoruskich kobiet, które według niej przewodniczą tym protestom.
"Kobiety były zawsze na pierwszej linii frontu"
- Białoruś nigdy nie widziała takiego zaangażowania kobiet na wszystkich poziomach, na wszystkich szczeblach, ponieważ to kobiety są jedną z najbardziej represjonowanych grup na Białorusi - przekonywała.
Relacjonowała, że to głównie kobiety zbierały głosy dla opozycjonistów podczas kampanii prezydenckiej, stały z nią na scenie i "były zawsze na pierwszej linii frontu". - To one łamały kordony milicyjne i to one chroniły mężczyzn przed milicją. Nasi mężczyźni trafili do więzienia, w związku z tym znaleźliśmy tę siłę, aby poczynić krok naprzód i aby wyjść przed nich, na pierwsza - zaznaczyła Cichanouska.
linię, aby iść cały czas naprzód - mówiła Cichanouska.
Spacer Krakowskim Przedmieściem
Później oboje wyruszyli spod bramy uniwersyteckiej na spacer.
Zgromadzeni na ulicach Warszawy przedstawiciele mniejszości białoruskiej klaskali i krzyczeli: "Swieta prezydent" i "żywie Biełaruś"; mieli białoruskie flagi i transparenty z napisami "Wolna Białoruś".
Premier i Cichanouska zatrzymali się m.in. przy Pałacu Prezydenckim, gdzie znajdują się tablice upamiętniające ofiary katastrofy smoleńskiej. Swój spacer zakończyli pod pomnikiem Adama Mickiewicza.
Premierowi i liderce białoruskiej opozycji towarzyszyli m.in. wicepremier, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz, szef KPRM Michał Dworczyk oraz poseł KO Michał Szczerba.
Cieszę się, że z przyjaciółmi z @__Lewica mogliśmy porozmawiać ze Swiatłaną Cichanouską i zapewnić ją o wsparciu dla społeczeństwa białoruskiego ponad podziałami. Praca na rzecz #WolnaBiałoruś to wyzwanie. W tej sprawie rząd i opozycja muszą współpracować i mówić jednym głosem.🤝 pic.twitter.com/f3wN1Qf24z
— Michał Szczerba (@MichalSzczerba) September 9, 2020
Symboliczne klucze do Domu Białoruskiego
Przed wizytą na Uniwersytecie Warszawskim liderka białoruskiej opozycji spotkała się z premierem Morawieckim, a następnie wspólnie z nim udała się nowej siedziby Domu Białoruskiego w Warszawie. Symboliczne klucze do niego wręczył jej szef rządu.
Do tej pory Dom Białoruski mieścił się przy ulicy Wiejskiej, w niewielkim lokalu niedaleko Sejmu. Teraz Białorusini otrzymali nowy budynek na Saskiej Kępie.
Przed spotkaniem w nim doszło do wzruszającego przywitania Swiatłany Cichanouskiej i Weraniki Capkały w Polsce.
Gorące powitanie Swiatłany Cichanouskiej i Weraniki Capkały w Polsce. https://t.co/pjp4D0Dpwy pic.twitter.com/M5JCXpjBky
— PolsatNews.pl (@PolsatNewsPL) September 9, 2020
- Życzymy wszystkim Białorusinom, żeby swój prawdziwy, najwspanialszy dom jak najszybciej znaleźli na Białorusi, ale realistycznie wiemy, że ta walka musi się skądś też toczyć, być prowadzona, być wspierana. Wszystkie osoby, które chcą tę walkę w sposób zorganizowany toczyć, będą miały wsparcie ze strony Unii Europejskiej i ze strony państwa polskiego, ze strony - jestem przekonany - wszystkich sił politycznych w Polsce" - zadeklarował.
ZOBACZ: Odnalazła się zaginiona współpracownica Cichanouskiej. Wiadomo, gdzie jest
Morawiecki powiedział także, że gdy Polacy słyszą Białorusinów śpiewających "Mury" Jacka Kaczmarskiego, to przypomina im się ich walka o wolność w latach 80. "Mamy nasze doświadczenia szczególnie w tym czasie, 40 lat Solidarności i te wyrazy solidarności przekazujemy narodowi białoruskiego. Niech symbolicznie tę naszą solidarność będzie również oznaczało przekazanie kluczy do Domu Białoruskiego, do tej siedziby dla wolnych Białorusinów w Warszawie, którzy będą na pewno dbali o to, aby ta walka Białorusinów o wolność, suwerenność, demokrację, zakończyła się pełnym sukcesem" - mówił szef rządu.
ZOBACZ: Jeśli Białoruś upadnie, następna będzie Rosja - uważa Łukaszenka
Po tych słowach premier wręczył Swiatłanie Cichanouskiej klucze. - Proszę przyjąć ten dar narodu polskiego dla narodu białoruskiego jakim jest ta siedziba tutaj w Warszawie, która na pewno przyczyni się do walki o wolną Białoruś - powiedział Morawiecki.
Cichanouska: dzieją się straszne rzeczy na białoruskich ulicach
Cichanouska powiedziała, że "naród białoruski zaczął walczyć o swoje prawa". - O prawo do mówienia, wybierania i decydowania, jaka będzie przyszła naszej ukochanej ojczyzny - podkreśliła.
Mówiła, że "w tej chwili dzieją się straszne rzeczy na białoruskich ulicach, bo przemoc nie zna granic". - Ludzie nie mogą pogodzić się z tym, co było 8 i 9 sierpnia, kiedy wyszli na ulicę i zaczęli bronić swoich praw. Dla nas, dla narodu, nie ma już legitymizacji i nie możemy przyjmować (Alaksandra Łukaszenki - red.) jako naszego przywódcę - powiedziała.
ZOBACZ: Weranika i Waler Capkała w Polsce. Spotkali się z szefem MSZ
Wcześniej w środę premier spotkał się Cichanouską w KPRM. W środę liderka białoruskiej opozycji spotkała się także z szefem "Solidarności".
Czytaj więcej