Minister zdrowia: drugiego lockdownu kraju nie będzie
- Nie przewiduję możliwości drugiego lockdownu. Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym mielibyśmy do czynienia z ponownym zamknięciem całego kraju - powiedział w wywiadzie dla PAP nowy minister zdrowia Adam Niedzielski.
Nowy minister zdrowia podkreślił, że nie ma zmian w kierownictwie resortu. Poinformował, że "obszar, który nadzorował wiceminister Janusz Cieszyński nadzoruję obecnie osobiście".
Przyznał, że "kultura organizacji i zarządzania w sferze szpitalnej nie należy do najwyższych".
- Klinicznie mamy bardzo dobre wyniki. Również, jeśli chodzi np. o liczbę cytowań artykułów medycznych, to myślę, że Polska jest w czołówce międzynarodowej, ale niestety - jako ekonomista - nie mogę pochwalić się, że Polska jest w czołówce międzynarodowej, jeśli weźmiemy pod uwagę samo zarządzanie szpitalami. Obszarem najbardziej deficytowym jest organizacja i sposób zarządzania - powiedział nowy minister.
ZOBACZ: Koronawirus a ciąża. Większe ryzyko hospitalizacji na oddziale intensywnej terapii
Niedzielski podkreślił, że środki na walkę z epidemią "są zagwarantowane w funduszu covid-owym prowadzonym przez BGK". - My z tego funduszu wzięliśmy dotychczas, sumując MZ i NFZ, w granicach 4,8 mld zł - mówił.
- Warto zauważyć, że posługiwanie się liczbą zakażonych nie mówi nam w pełni o tempie rozwoju pandemii. Mamy coraz więcej wskazań ekspertów, epidemiologów, o tym że czułość testów PCR-owych jest bardzo wysoka i wskazują one często jako dodatnie, osoby, które przestały już zakażać, a ich organizm jest w trakcie wydalania pozostałości wirusa - wyjaśnił.
Jak dodał, "o tym mówią też najnowsze doniesienia literatury naukowej. Ta wiedza pozwala podejmować nieco odważniejsze decyzje w zarządzaniu pandemią. Badania pokazują, że na 10. dzień od pozytywnego wyniku testu, pacjent praktycznie nie zaraża i nie ma potrzeby dalszej jego izolacji".
"Nie stawiamy szczelnej tamy"
- Obecnie inaczej niż w pierwszym okresie pandemii, tak jak inne państwa, nie stawiamy szczelnej tamy przed koronawirusem, ale staramy się w pełni zarządzać ryzykiem z nim związanym - stwierdził Niedzielski.
Pytany, czy wysłanie dzieci 1 września do szkoły to też świadome, odważne zarządzanie ryzykiem, minister odpowiedział: "zwracam uwagę, że my musimy obecnie zarządzać ryzykiem na wielu polach i weryfikować, gdzie to ryzyko jest większe".
- Nie ma na dziś przesłanek, które wskazywałyby na możliwość szerokiego zakażania w szkołach. Będziemy tę sytuację obserwować w najbliższych tygodniach i na bieżąco oceniać charakter ryzyka. Ale decyzja o wydłużeniu okresu, kiedy dzieci nie idą do szkoły oznacza koszty - z jednej strony w sferze gospodarczej, ale z drugiej, tej ważniejszej, jest to koszt kondycji psychicznej dzieci i młodzieży - podkreślił.
- Mierzenie zysków i strat to jeden element strategii zarządzania ryzykiem związanym z epidemią. Drugi ważny element to fakt, że jest to strategia typu "smart". Na podstawie konkretnych, identyfikowalnych wskaźników, z jakim mamy do czynienia, dobieramy środki zaradcze – mówił Niedzielski.
Jak dodał, "działamy punktowo - dobierając siłę, skalę i natężenie celowanych środków".
ZOBACZ: Warszawa, Muranów. Koronawirus w szkole podstawowej. Zawieszono zajęcia
- Podstawą jest mapa stref na poziomie powiatów. Decyzje o obostrzeniach są różnicowane. Nie przewiduję możliwości drugiego lockdownu. Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym mielibyśmy do czynienia z ponownym zamknięciem całego kraju. Mogą oczywiście znaleźć się regiony, które będą – jak obecnie - mieć większe obostrzenia, ale zdecydowanie lockdown w skali kraju nie będzie miał miejsca - podkreślił.
- Wszystkie badania pokazują, iż ewolucja wirusa powoduje, że jest on coraz mniej zjadliwy. Jeżeli widzimy wzrost zachorowań na poziomie 700 zakażeń, a zajętych łóżek w szpitalu przybywa nam 10 czy 15, a liczba osób pod respiratorami utrzymuje się na stałym, niskim poziomie, to jest to argument przemawiający przeciw lockdownowi - tłumaczył minister.
Lekarze jako "bramkarze"
- W zakresie walki z koronawirusem chcemy skupić się bardziej na testowaniu osób objawowych, mając świadomość, że osoby bezobjawowe stanowią mniejsze zagrożenie dla populacji - mówił.
Jak dodał, "lekarze podstawowej opieki zdrowotnej mają kierować na badania na podstawie objawów, nie na postawie analizy ryzyka".
ZOBACZ: Müller: mniej szpitali jednoimiennych, nowe zasady dla osób z podejrzeniem koronawirusa
- Będą odgrywać rolę swoistego "bramkarza" pilnującego wejścia. Jeżeli pacjent jest bezobjawowy lub będzie miał skąpe objawy, to kierowany będzie przez lekarza rodzinnego do izolacji domowej na 10 dni, a jeśli będą one mocniejsze, to potrzebna będzie interwencja zakaźnika lub pobyt w szpitalu. Natomiast analiza ryzyka ma być domeną sanepidu i prowadzonych przez niego śledztw epidemiologicznych. Ale będą też grupy, które mają być testowane profilaktycznie - osoby przyjmowane do DPS-ów, do hospicjów, ZOL-ów (zakładów opiekuńczo-leczniczych - red.) i kuracjusze sanatoriów - poinformował.
Zaznaczył, że nie ma potrzeby testowania nauczycieli, "biorąc pod uwagę charakter rozprzestrzeniania się wirusa wśród dzieci".