Zamach w redakcji "Charlie Hebdo". Po 5 latach ruszył proces
Pięć lat po atakach terrorystycznych na redakcję tygodnika "Charlie Hebdo", supermarket Hyper Cacher oraz w Mountrouge rozpoczął się w środę w Paryżu proces 14 osób oskarżonych o współudział w tych przestępstwach. Budynek sądu znajduje się pod ścisłym nadzorem francuskich sił bezpieczeństwa.
Proces rozpoczął się około godz. 10. Środowe przesłuchania mają na celu przedstawienie postępów w śledztwach. Na świadków wezwani zostaną eksperci, rzeczoznawcy oraz niektórzy świadkowie zdarzeń.
ZOBACZ: "To makabryczna obraza ofiar kataklizmu". Włosi skarżą "Charlie Hebdo"
Na ławie oskarżonych znajduje się 11 osób, trzech kolejnych oskarżonych będzie sądzonych zaocznie.
"Nienawidzą wolności"
Ubrani w sportowe stroje oskarżeni podzieleni zostali na grupy. Pięciu znajduje się za szybą z jednej strony sali sądowej, w tym oskarżony o terroryzm Ali Riza Polat. Pięciu kolejnych umieszczono po drugiej stronie, a jeden siedzi w pierwszym rzędzie sali sądowej; wszyscy otoczeni są przez zamaskowanych policjantów.
Na sali rozpraw znajdują się również m.in. prawnicy, dziennikarze i świadkowie, w tym Lassana Bathily, zakładniczka ze sklepu Hyper Cacher, której udało się uciec zamachowcom.
ZOBACZ: Rocznica ataku na Charlie Hebdo. Tak wygląda okładka numeru specjalnego
Przed kamerami wystąpił prawnik "Charlie Hebdo" mecenas Richard Malka, który mówił o nienawiści do wolnego słowa, która według niego była "motywem zbrodni" popełnionej 7 stycznia 2015 roku podczas masakry w siedzibie redakcji dokonanych przez braci Kouachi.
- Nienawidzą wolności, nie mogą jej znieść. A jedyną odpowiedzią na korzystanie z naszych wolności jest śmierć (...). Musimy walczyć. Oni (dziennikarze "Charlie Hebdo" - red.) zginęli za nią, umarli, abyśmy mogli pozostać wolni. Nie bójmy się terroryzmu ani wolności - powiedział Malka dziennikarzom.
Potrwa do listopada
Proces przed sądem przysięgłych, któremu przewodniczy sędzia Regis de Jorna, ma potrwać do 10 listopada i będzie filmowany. Pierwotnie przewidziane na maj rozpoczęcie rozprawy zostało przesunięte ze względu na pandemię Covid-19.
Prokuratura postawiła najcięższe zarzuty współudziału w zamachach terrorystycznych dwóm z 14 oskarżonych - Mohamedowi Belhoucine i Alemu Rizie Polatowi. Główni sprawcy zostali na miejscu zastrzeleni przez policję, a trzy osoby uznane za kluczowych pomocników przy organizowaniu ataków będą sądzone zaocznie.
Ataki rozpoczęli bracia Cherif i Said Kouachi, którzy 7 stycznia 2015 roku ostrzelali z broni maszynowej redakcję "Charlie Hebdo" za publikację karykatur Mahometa.
8 stycznia Amedy Coulibaly w podparyskim Montrouge zabił policjantkę Clarissę Jean-Philippe.
Z kolei 9 stycznia Coulibaly wziął jako zakładników 18 klientów koszernego supermarketu Hyper Cacher w Porte de Vincennes w 20. dzielnicy Paryża, w tym dziewięć kobiet oraz 2-letnie dziecko. Zabił cztery osoby. Zamachowiec po czterech godzinach przetrzymywania zakładników został zastrzelony podczas szturmu sił specjalnych na sklep.
Tego samego dnia w departamencie Sekwana i Marna zostali również zastrzeleni bracia Kouachi.
Zaocznie sądzeni będą uważana do niedawna za zmarłą 32-letnia Hayat Boumeddiene, żona Coulibaly’ego oraz bracia: 33-letni Mohamed i 29-letni Mehdi Belhoucine.
Tylko jednemu grozi dożywocie
Tylko jednemu oskarżonemu, 33-letniemu Polatowi grozi dożywocie za współudział w zbrodniach popełnionych przez braci Kouachich i Coulibaly’ego. Polat jest obywatelem Francji i Turcji oskarżonym o stały kontakt z Coulibalym od grudnia 2014 do 7 stycznia 2015 roku oraz przechowywanie i transport broni, amunicji i materiałów wybuchowych użytych podczas ataków.
ZOBACZ: Rok po Charlie Hebdo. Francuzi oddali hołd zabitym
Dziewięciu innym oskarżonym w wieku od 31 do 68 lat grozi kara do 20 lat więzienia. Niektórzy z nich to drobni przestępcy z regionu paryskiego, skazywani wcześniej za handel narkotykami. Część przebywała w tym samym areszcie śledczym co Coulibaly. DNA dwóch z nich zostało zidentyfikowane na broni znalezionej w jego domu.
Przeciwko innemu dżihadyście, 37-letniemu Peterowi Cherifowi, podejrzanemu o sponsorowanie ataku na "Charlie Hebdo" i inne działania terrorystyczne, toczy się oddzielne dochodzenie.
Macron broni gazetę
Na zakończenie swojego pobytu w Libanie prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział, że nie zamierza oceniać decyzji satyrycznego magazynu "Charlie Hebdo". Pismo we wtorek zaprezentowało okładkę swego najnowszego numeru, w którym ponownie publikuje karykatury Mahometa.
ZOBACZ: Merkel i Macron ramię w ramię. Mówią o Białorusi
- Od początku III Republiki panowała we Francji wolność słowa i wyrażania myśli, która jest związana z wolnością sumienia. Jestem tu, aby chronić wszystkie te wolności. Nie mogę oceniać wyborów dziennikarzy, we Francji jest prawo do krytykowania władców czy prezydenta - powiedział Macron.
"Obowiązek powstrzymania się od mowy nienawiści"
- Prezydent Republiki Francji nigdy nie może oceniać redakcji dziennikarza lub zespołu redakcyjnego, ponieważ istnieje wolność prasy, którą trzeba szanować - dodał, nawiązując do początku procesu w sprawie "Charlie Hebdo" podkreślił, że "jutro wszyscy pomyślimy o tchórzliwie zamordowanych kobietach i mężczyznach podczas ataku na redakcję w styczniu 2015 roku".
ZOBACZ: Francja. Znacznie więcej ofiar koronawirusa, niż podawano
Jednocześnie dał do zrozumienia, że na obywatelach francuskich spoczywa obowiązek okazywania uprzejmości i szacunku oraz unikania "dialogu nienawiści". "Istnieje obowiązek powstrzymania się od mowy nienawiści" - zaznaczył francuskie prezydent, przywołując treści niektórych portali społecznościowych.
Francuski tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo" we wtorek zaprezentował okładkę swego najnowszego numeru, w którym ponownie publikuje karykatury Mahometa.
ZOBACZ: Będzie niemiecka wersja "Charlie Hebdo"
"Nigdy nie przestaniemy. Nigdy się nie poddamy" - napisał dyrektor tygodnika Laurent "Riss" Sourisseau w komentarzu redakcyjnym udostępnionym we wtorek mediom francuskim.