Piontkowski: miliony maseczek i tysiące termometrów mają trafić do szkół
- Część obaw może być zrozumiała, ale jednocześnie przygotowaliśmy przepisy pozwalające na bezpieczny powrót do szkół. Polski rząd zachował się podobnie do rządów większości państw Europy. Przywrócono stacjonarne nauczanie i pozostawiono furtkę w postaci nauczania zdalnego. (...) Próbujemy znaleźć złoty środek - mówił we wtorkowym "Graffiti" minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski.
Minister edukacji został zapytany o to, czy rozumie obawy związane z powrotem uczniów do szkół i czy może dać gwarancję, że za np. dwa tygodnie nie będzie dwóch, trzech tysięcy przypadków zakażeń dziennie, a w szkołach będą pojawiać się kolejne ogniska koronawirusa.
ZOBACZ: Nowy rok szkolny. W których szkołach nauka będzie zdalna?
- Nikt nie da gwarancji, jak będzie wyglądał rozwój epidemii. Było wiele różnych schematów prognozujących, co będzie się działo za kilka tygodni czy pół roku. Mamy co najmniej kilka różnych poglądów: z jednej strony, że nie ma żadnej pandemii, z drugiej strony przerażenie części specjalistów, którzy mówią, że to straszna choroba. Próbujemy znaleźć złoty środek i dostosować się do tego, jaki jest aktualny, realny poziom epidemii - wskazał minister.
"Dwa skrajne punkty widzenia"
Prowadzący program Marcin Fijołek dopytywał Piontkowskiego o to, czy autonomia dla dyrektorów szkół przy podejmowaniu ewentualnych decyzji o zamknięciu placówek powinna być większa.
- Mamy do czynienia z dwoma skrajnymi punktami widzenia. Z jednej strony jesteśmy oskarżani o to, że krępujemy dyrektorom ręce, a z drugiej o to, że nie wiedzą, co mają robić i ministerstwo pozostawiło ich samym sobie. (…) Daliśmy ogólne wytyczne dla dyrektorów, (…) ale zdajemy sobie sprawę, że każda szkoła jest inna - większa, mniejsza, z szerszymi bądź węższymi korytarzami i to dyrektor musi ostatecznie zdecydować, jakie elementy zastosować - wyjaśniał na antenie Polsat News.
ZOBACZ: "Minister edukacji szykuje nam katastrofę". Dyrektor o powrocie dzieci do szkół
Piontkowski mówił też o kluczowej roli sanepidów.
- To jedyna służba profesjonalnie zajmująca się zwalczaniem epidemii. (…) To inspekcja sanitarna będzie ostatecznie podejmowała decyzje. Dyrektor nie jest specjalistą od stanu zdrowia swoich podopiecznych - dodał.
Automatyczny mechanizm?
Fijołek pytał również o wprowadzenie automatycznego mechanizmu dotyczącego przejścia na zdalny bądź hybrydowy model nauczania w przypadku umieszczenia danego powiatu na liście stref żółtej lub czerwonej.
- Nie planujemy takiego rozwiązania. Sam kolor żółty w danym powicie nie oznacza, że jest realne zagrożenie epidemicznie. Może to być lokalny ośrodek zakażenia, np. DPS, gdzie choruje kilka lub kilkanaście osób. (…) Wtedy jest on zamknięty, koronawirus się nie rozprzestrzenia i nie ma potrzeby zamykać innych zakładów pracy czy szkół - powiedział szef MEN.
ZOBACZ: Spotkania dyrektorów szkół z sanepidem. "Nie chcemy biurokracji"
Zaznaczył, że "niektórzy uważają, że w przypadku kilku zachorowań na południu Polski należy zamknąć szkoły na północy".
- Tak epidemia nie działa. Stąd uznaliśmy, że nie należy podejmować decyzji w skali całego kraju, a jedynie lokalnie, gdzie występuje zagrożenie. No chyba, że zmieniłaby się sytuacja epidemiczna nie tylko w Polsce, ale także w Europie, wówczas pozostawiamy sobie możliwość takich decyzji w całym kraju bądź w kilku województwach - dodał.
WIDEO: Minister edukacji narodowej w "Graffiti"
"Płynów nie brakuje"
Szef resortu edukacji mówił o "realnych pieniądzach, które trafiły do szkół", by lepiej radziły sobie one w walce z epidemią.
- W okresie wiosennym dostarczyliśmy do szkół ponad 3,5 mln litrów płynów dezynfekujących. Ministerstwo zdrowia uruchomiło specjalną aplikację. Każda szkoła potrzebująca płynów może zgłosić przez nią takie zapotrzebowanie. Z informacji od dyrektorów placówek wynika, że płynów nie brakuje. Do szkół trafi także kilkadziesiąt milionów maseczek oraz kilkadziesiąt tysięcy termometrów bezdotykowych - wymienił.
Maseczki w przestrzeniach wspólnych?
Fijołek zwrócił uwagę na to, że niektórzy krytycznie odnoszą się do obowiązku noszenia maseczek w sklepach przy jednoczesnym braku takiego nakazu w szkołach.
ZOBACZ: Do autobusu szkolnego bez maseczki? "Kierowca będzie miał prawo odmówić"
- Dzieci i młodzież zdecydowanie rzadziej zapadają na tę chorobę, są też słabszymi i gorszymi nosicielami niż dorośli, stąd nie trzeba ich zmuszać do noszenia maseczek. Pozostawiamy dyrektorom możliwość wprowadzenia takiego obowiązku w przestrzeniach wspólnych, gdzie spotykają się uczniowie różnych klas, bo przecież klasa to taka zamknięta mała społeczność. Tak jak w pracy też nie zakładamy maseczek, gdy spotykamy się ze współpracownikami - wyjaśnił Piontkowski.
Początek roku
Z nowym rokiem szkolnym 2020/2021 szkoły - które w związku z epidemią COVID-19 od połowy marca do końca czerwca prowadziły kształcenie na odległość - mają wrócić do stacjonarnego nauczania. Mają w nich obowiązywać wytyczne sanitarne.
Ze względu na sytuację epidemiczną w tym roku inauguracje nowego roku szkolnego będą wyglądać inaczej niż zazwyczaj. Zadecyduje o tym dyrektor szkoły czy placówki oświatowej, który ma zorganizować je w taki sposób, aby zapewnić uczniom, nauczycielom czy rodzicom, którzy będą towarzyszyć dzieciom, bezpieczne warunki.
ZOBACZ: W Polsce każdy spór jest polityczny. Zaremba o powrocie dzieci do szkół
Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski będzie uczestniczył we wtorek w rozpoczęciu roku szkolnego w Zespole Szkół Mechanicznych im. Stefana Czarnieckiego w Łapach (woj. podlaskie).
Poprzednie odcinki programu dostępne są tutaj.