Kobieta mówiła, że ma koronawirusa. Pasażerowie uciekli z tramwaju
Motorniczy tramwaju, jadącego przez warszawską Wolę, zatrzymał pojazd, bo miał podejrzenie, że jedna z pasażerek jest zarażona koronawirusem. Zdesperowani współpasażerowie natychmiast opuścili pojazd, a wezwane na miejsce służby potwierdziły pozytywny wynik testu.
Do niecodziennego zdarzenia doszło w piątek. Kobieta podróżująca tramwajem w czasie rozmowy telefonicznej powiedziała, że jest zakażona koronawirusem.
Jak ustalił reporter Polsat News, to służby sanitarne o podejrzeniu koronawirusa u jednej z pasażerek poinformowały nadzór ruchu, a ten przekazał informację motorniczemu.
Po tym, jak motorniczy zatrzymał tramwaj, między pasażerami wybuchła panika i błyskawicznie opuścili oni pojazd. Według procedur, motorniczy nie może bowiem zamknąć drzwi i próbować zatrzymać ludzi w środku.
WIDEO: zobacz relację reportera Polsat News Grzegorza Łaguny
Kobieta jechała do szpitala
Służby sanitarne, które pojawiły się na miejscu potwierdziły, że kobieta miała pozytywny test na koronawirusa. Według Tramwajów Warszawskich, na swój desperacki krok zdecydowała się dlatego, że nie otrzymała od służb pomocy, jakiej sobie życzyła. Postanowiła zatem wsiąść do tramwaju i samodzielnie dostać się do szpitala zakaźnego.
ZOBACZ: Pasażerowie komunikacji miejskiej nie noszą maseczek. Będzie więcej kontroli
- Wiemy, że motorniczy nie miał kontaktu z pasażerką - zapewnił w rozmowie ze stacją rzecznik Tramwajów Warszawskich Maciej Dutkiewicz. - Zgodnie z procedurami, do momentu, w którym doszło do zakażenia tramwaju, nie wsiadali już do niego żadni pasażerowie, ani pracownicy - dodał.
Tramwaj został odholowany na teren jednej zajezdni i tam w nocy został odkażony.
Pasażerką z koronawirusem zajęli się lekarze. Na razie nie wiadomo, czy rozpoczną się poszukiwania wszystkich którzy byli w tym składzie. Gdyby się na to zdecydowano, będzie to niezwykle trudne, bo akurat w tym pojeździe nie było monitoringu, gdyż był to tramwaj starego typu.
Czytaj więcej