Jestem dowodem, że koronawirus jest i trzeba się z nim liczyć - ordynatora uratowała nowa procedura
Jak zabrać na pokład śmigłowca sztuczne płucoserce, które pomoże pacjentom najciężej przechodzącym Covid-19? Lekarze zastanawiali się nad tym jeszcze w maju. Dziś mają nie tylko odpowiedź, ale są także gotowe procedury. Pacjent, który w stanie krytycznym był przewieziony w ten sposób z Białegostoku do Warszawy, dziś dochodzi do siebie. Zobacz materiał Magdaleny Hykawy dla "Wydarzeń".
- Jestem dowodem na to, że wirus jest i że trzeba się z nim liczyć - powiedział "Wydarzeniom" Józef Zawrotny, ordynator oddziału zakaźnego w Grajewie (woj. podlaskie). Medyk leczył zakażonych wirusem SARS-CoV-2, jednak sam także się zaraził.
"Typowe objawy przeziębieniowe"
- Zacząłem mieć takie typowe objawy przeziębieniowe. Zrobiliśmy sobie badania , okazało się, że ja jestem chory i kolega - powiedział dr Józef Zawrotny, ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego szpitala w Grajewie.
A potem cała rodzina lekarza. O ile objawy żony i syna były łagodne, to stan lekarza szybko się pogarszał. Przestały działać płuca, mężczyznę podłączono do respiratora. Ale lekarze z Białegostoku, gdzie trafił chory, alarmowali, że to nie wystarczy. Wtedy po pacjenta poleciał śmigłowiec LPR ze specjalistami z warszawskiego Szpitala MSWIA.
- Dostaliśmy wiadomość, że nasz kolega, ordynator oddziału zakaźnego jest w krytycznym stanie, że wentylowanie respiratorem nie pomaga. Jestem pewien, że to był ostatni moment, kwestia najwyżej godzin, żeby udało się utrzymać pana doktora przy życiu - powiedział prof. Piotr Suwalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie.
Niewiele wcześniej oba zespoły zalegalizowały procedury pozwalające wziąć na pokład ECMO, sztuczne płucoserce. To szansa dla najciężej chorych - dzięki ECMO krążenie krwi wyprowadza się poza organizm, na zewnątrz krew się utlenowuje i wprowadzana jest z powrotem do organizmu.
Dwa tygodnie na przygotowanie śmigłowca
- Około dwóch tygodni potrzebowaliśmy, żeby móc technicznie przygotować śmigłowiec, łącznie z przewodami zasilającymi - wyjaśnił Patryk Rzońca, zastępca dyrektora Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do spraw ratownictwa medycznego, organizacji i planowania.
- Ja w tej chwili jestem bezpieczny, czuję się bezpieczny - powiedział "Wydarzeniom" dr Józef Zawrotny. Testy na koronawirusa przeprowadzone u niego są ujemne, chory dochodzi do siebie. W pamięci ma lukę, bo większość sierpnia spędził na intensywnej terapii, podpięty do sprzętu utrzymującego go przy życiu.
- Jestem bardzo osłabiony w tym momencie, ja oczywiście chodzę i dzięki bogu, że chodzę. Będę musiał przejść rehabilitację układu oddechowego i rehabilitację ogólną - mówi dr Zawrotny.
Do powrotu do pracy jeszcze daleko, ale to nie osłabia radości każdej z zaangażowanych stron.
- Na szczęście trafiłem na ekipę, która mogła mi pomóc - mówi uratowany ordynator.
"Ekipa", o której wspomina, ze zdrowiejącego pacjenta cieszy się podwójnie.
"Procedury zadziałały bardzo dobrze"
- Cieszymy się, że to jest nasz kolega, zresztą walczący na pierwszej linii i druga rzecz, że te procedury zadziałały bardzo dobrze - powiedział prof. Suwalski.
- Jest to procedura, która jest w tej chwili dedykowana tylko pacjentom covidowym, ale w przyszłości mamy plany takie, żeby tę procedurę rozszerzyć na innych pacjentów - mówi dyr. Rzońca.
A jeśli ktoś nie wierzy w koronawirusa, ozdrowieniec ma ważne przesłanie.
- Szewc może nam buty naprawiać, krawiec ubranie szyć, ale tu proszę słuchać lekarzy, pielęgniarek, pracowników ochrony służby zdrowia - powiedział dr Zawrotny.
Gdyby nie oni, jego historia mogłaby się potoczyć inaczej.
WIDEO: "W tej chwili jestem bezpieczny, czuję się bezpieczny" - powiedział "Wydarzeniom" dr Józef Zawrotny.
Czytaj więcej