Milinkiewicz: jeżeli będą wybory, to nie z chęci Łukaszenki, a z rozkazu Putina
- Nie popierałem Cichanouskiej, nie byłem przeciw. Jestem zwolennikiem tego, że w wyborach musi wystartować człowiek probiałoruski, a wśród kandydatów opozycji są sympatyczni ludzie, ale nie wiem jaką rolę odgrywają w rosyjskim scenariuszu - powiedział Aleksander Milinkiewicz, opozycjonista, były więzień polityczny, w 2006 roku wspólny kandydat opozycji na prezydenta.
Milinkiewicz był gościem programu "Dzień na świecie" w Polsat News.
Na pytanie, czy uważa, że Władimir Putin rozgrywa opozycję, odparł, iż prezydent Rosji "od lat, we wszystkich kampaniach prezydenckich miał klika strategicznych celów. Wśród nich skłócenie opozycji, popsucie stosunków z Zachodem oraz osłabienie Łukaszenki, by szybciej integrował się z Rosją".
ZOBACZ: Tysiące ludzi na proteście w Mińsku. "Marsz Nowej Białorusi"
- I w tych wyborach dzieje się identycznie. Putin dopuszcza dwie możliwości dalszego rozwoju sytuacji: osłabienie Łukaszenki lub przejęcie władzy przez osobę, którą będzie mógł sterować - zaznaczył rozmówca Jana Mikruty.
Według Milinkiewicza, Putin nie chce narazić się na sankcje Zachodu, które byłyby realne, gdyby wykorzystał wariant siłowy, dlatego będzie obserwował sytuację na Białorusi.
- Jeżeli będą możliwe wolne wybory, to nie z chęci Łukaszenki, a z rozkazu Putina - ocenił i dodał, że "najrealniejszy scenariusz to wybory, w których ma zwyciężyć kandydat Moskwy".
Wideo: Co czeka Białoruś? Aleksander Milinkiewicz dla Polsat News
Opozycjonista zaznaczył, że "protesty ludzi, ruch oddolny jest autentyczny, nieinspirowany przez Rosję, ale Moskwa ma na Białorusi jednak swoje interesy i próbuje je realizować. Nie zawsze rozumiemy w jaki sposób to robi, ale mamy przykłady Ukrainy i bardzo często te chwyty się powtarzają."
ZOBACZ: Łukaszenka w Grodnie: są tacy, którzy chcą odciąć kawałek naszej zachodniej ziemi
- Szczerze powiem, że nikt z nas nie oczekiwał, że tylu ludzi powie "dość" i wyjdzie na ulice. Mieli dość, gdy Łukaszenka powiedział, że nie widzi żadnego koronawirusa, co świadczy o jakiejś psychozie, a później wybuchło niezadowolenie, gdy przekazał, że miał 80 proc. poparcia w wyborach. Poza tym, każdy chce żyć w innym kraju, gdzie jest więcej prawdy w polityce, więcej dialogu i szacunku do człowieka - tłumaczył.
Wspomniał, że w białoruskich zakładach powstały powstały komitety strajkowe, co ocenił za "super osiągnięcie". - U nas nigdy strajków nie było - zaznaczył.
Czytaj więcej