Wezwała pomoc do... śpiącego syna. Nietypowa interwencja służb

Zaniepokojona matka wezwała pomoc po tym, jak jej syn przestał odpowiadać na telefony. Sama nie mogła dostać się do mieszkania, bo drzwi były zamknięte. Strażacy użyli podnośnika i weszli się do środka. Okazało się, że mężczyzna jest cały i zdrowy. Na sygnały nie odpowiadał, bo... spał. Ta wyjątkowo nietypowa interwencja miała miejsce w Białymstoku.
- Przyjechał pierwszy wóz straży pożarnej, później kolejny. Ciężko było się tam dostać - mówi jeden ze świadków interwencji.
Zaniepokojona matka zadzwoniła na numer 112, bo jej syn nie odbierał telefonu, a dzień wcześniej źle się czuł. Nie mogła dostać się do jego mieszkania, bo w zamku od wewnątrz tkwił klucz. Dyspozytor wysłał więc na miejsce policję, pogotowie i straż pożarną.
ZOBACZ: Ten pies zazwyczaj niesie pomoc. Tym razem to on był w potrzebie
- Przyjechaliśmy na prośbę policji, weszliśmy po drabinie przestawnej do mieszkania przez okno. Szczęśliwie okazało się, że mężczyzna jest zdrowy, cały, po prostu spał twardym snem - powiedział Polsat News bryg. Paweł Ostrowski, rzecznik Komendy Miejskiej PSP w Białymstoku.
Czy to wezwanie było uzasadnione?
Mimo to, zdaniem służb, to wezwanie było w pełni uzasadnione. - Pani miała wszelkie predyspozycje do tego, żeby obawiać się o syna. Lepiej żeby służby pojechały na miejsce i sprawdziły, niż jeżeli osobie jakiejkolwiek miałoby się coś stać - przyznał Piotr Hryniewicki z Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Białymstoku.
ZOBACZ: "Strażnik jasności" na komisariacie. Nietoperz zasnął na włączniku od światła
Wideo: matka była zaniepokojona tym, że jej syn nie odbiera telefonu i wezwała pomoc
Podobnie widzą to mieszkańcy osiedla, choć nie wszyscy. - Jest upał, jest gorąco, mógł udaru dostać, to jednak jest facet dobrze zbudowany. Różnie się mogło z nim dziać, także jestem pod wrażeniem. Reakcja ludzi jest dobra - mówi jeden ze świadków.
- Mi się wydaje, że można było zaczekać chwilę, nie od razu dzwonić i od razu wzywać, bo ktoś może być zajęty, nie mieć czasu odebrać telefonu, może korzysta z łazienki - uważa inny.
"Dużo osób dzwoni, bo zgubiło dokumenty"
Kamera "Wydarzeń" odwiedziła dziś białostockie centrum powiadamiania ratunkowego. Każdego dnia dyspozytorzy odbierają tam niemal dwa tysiące telefonów. Ponad połowa z nich (54 proc.) jest nieuzasadniona.
- Bardzo dużo osób dzwoni ze zgubionymi dokumentami, którymi służby w ogóle się nie zajmują. Wiele osób uważa, że jeżeli zgubiło telefon, to niczym w amerykańskich filmach 112 namierzy ten telefon, odnajdzie, a jeszcze policja mu przywiezie - twierdzi Hryniewicki.
Za nieuzasadnione wezwanie może grozić kara. Jeśli mamy stuprocentową gwarancję, że nie mamy do czynienia z zagrożeniem życia i zdrowia poszczególnych osób i decydujemy się na tego typu żart - to już nie jest żart. To konkretne przestępstwo z Kodeksu karnego - powiedział nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Prasowy Komendanta Stołecznego Policji.
Za to przestępstwo można dużo zapłacić albo spędzić za kratkami nawet do 8 lat.
Czytaj więcej