"W Małopolsce II fala pandemii już jest". Dyrektor szpitala bije na alarm
- Nie czekamy na II falę pandemii, ona w Małopolsce już jest. To ostatni dzwonek dla reszty kraju - powiedział Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, do którego trafia nawet 400 pacjentów na dobę. W rozmowie z reporterką Polsat News Magdaleną Hykawy zaznaczył, że standardem staje się fakt, iż wymagają oni tlenoterapii, co wcześniej było rzadkością.
Jędrychowski kieruje szpitalem przemianowanym na jednoimienny, do którego trafiają zakażeni koronawirusem pacjenci z Małopolski. Jak przekonuje, w ostatnim czasie sytuacja znacznie się pogorszyła.
- Martwi nas stan pacjentów, którzy do nas trafiają. Jest on coraz cięższy. Teraz pacjentów w sposób dosyć radykalny musimy segregować, bo miejsc w szpitalu nie przybywa - powiedział.
Dlatego jego szpital, jeden z najnowocześniejszych w kraju, musi odsyłać zakażonych na kwarantannę, podczas której stan części z nich ulega pogorszeniu.
ZOBACZ: Zmiany w funkcjonowaniu szpitali jednoimiennych. Zapowiedź wiceministra
- Obserwujemy, że większość pacjentów, którzy do nas trafiają wymagają tlenoterapii. Coś, co nie zdarzało się podczas pierwszej fali, teraz staje się standardem. Patrzymy z niepokojem na sytuację w Małopolsce - przyznał dyrektor placówki.
Zaznaczył, że nie udało się także uniknąć zakażeń wewnątrz szpitala.
"Konieczne przeorganizowanie systemu"
- Dzisiaj otrzymałem informację, że obecny czas na przyjęcie do szpitala wynosi od 6 do 8 godzin. Sukcesywnie ta liczba rosła. Od dwóch tygodni liczba zgłaszających się pacjentów przekracza 300, a czasem nawet 400 na dobę. Mamy syndrom wypalenia zespołu. Konieczne jest przeorganizowanie systemu, który od pewnego czasu jest niewydolny - zaznaczył.
ZOBACZ: Konfederacja: Szumowski nie był ani żeglarzem, ani sternikiem, był niezdecydowanym majtkiem
Wideo: o trudnej sytuacji w krakowskiej placówce mówił jej dyrektor
- Nie czekamy na II falę pandemii, ona w Małopolsce już jest. To ostatni dzwonek dla reszty kraju - zaalarmował Jędrychowski. - Jeżeli teraz nie zaczniemy reorganizować tego systemu, będziemy w poważnych tarapatach - dodał.
ZOBACZ: Koronawirus w DPS. 57 podpieczonych i 21 pracowników zakażonych
Dyrektor zwracał też uwagę na trudną sytuację w Domach Pomocy Społecznej. - Jeden DPS jest w stanie zapełnić duży oddział szpitalny w ciągu doby - mówił.
Jaka jest strategia ministerstwa?
Okrojenie liczby szpitali jednoimiennych do jednego na dwa województwa, przy jednoczesnym dostosowaniu ich do przyjmowania pacjentów z różnymi schorzeniami oraz izolatki we wszystkich innych szpitalach - to niektóre z rozwiązań jesiennej strategii resortu, o których w środę poinformował wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Kraska odnosząc się do opracowanej w resorcie strategii przygotowanej na jesienną falę epidemii mówił, że zakłada ona m.in. zmianę funkcjonowania szpitali jednoimiennych poprzez zmniejszenie ich liczby z 22 placówek, które działały w szczycie epidemii do jednego na dwa województwa oraz dostosowanie ich do przyjmowania pacjentów z różnymi schorzeniami. Jak przypomniał wykorzystywano w nich do tej pory maksymalnie do 25 proc. przygotowanych łóżek zakaźnych.
ZOBACZ: Morawiecki zdradził, kiedy poznamy następcę Szumowskiego
- Chcemy, by ten szpital jednoimienny był mniej więcej na dwa województwa, ale by był dostosowany do obsługi pacjentów z różnymi schorzeniami. Natomiast te szpitale jednoimienne, które są w tej chwili, a nie były w tej grupie, powinny posiadać w swoich zasobach oddziały zakaźne z zapleczem OIOM-owym dla tych pacjentów, którzy trafiają z zaburzeniami oddychania - wyjaśnił.
Powstaną izolatki
Wiceminister mówił również o tym, że we wszystkich szpitalach (powiatowych i wojewódzkich) stworzone zostaną izolatki, by mogły przyjąć potencjalnie chorych na COVID-19. Przy każdej z nich ma znaleźć się stanowisko OIOM.
- W przypadku, gdy pacjent oczekuje na wynik (testu - red.), a jego stan się będzie pogarszał, byłaby możliwość transportu tego pacjenta do szpitala jednoimiennego. Mamy już opracowaną logistykę, czy przez zespoły ratownictwa medycznego, czy też lotnicze pogotowie ratunkowe. Chcemy, by ci pacjenci trafiali do placówek, które będą im niosły specjalistyczną pomoc jak najszybciej - zaznaczył.
ZOBACZ: Obóz i dom seniora. Nowe ogniska koronawirusa w Śląskiem
Drugą istotną kwestią - o której wspomniał wiceminister - zawartą w rekomendacji zespołu, jest zwiększenie roli lekarza rodzinnego w diagnozowaniu chorych na COVID-19. Powiedział, że prawdopodobnie już na początku września lekarze POZ otrzymają możliwość zlecania oraz wykonywania testów na wykrycie koronawirusa pacjentom, którzy będą kwalifikowani do niego na podstawie specjalnie przygotowanej wystandaryzowanej listy. O przeprowadzeniu testu decydować będą względy medyczne.
Pacjent otrzyma zwolnienie automatycznie
- Lekarz rodzinny dostanie tę możliwość (wykonywania testów - red.), ale pod warunkiem, że na tej check liście - którą będzie miał do wypełnienia - pacjent, z którym rozmawia, spełni pewną liczbę punktów. Wtedy będzie się to odbywało z automatu, ale nie na zasadzie: kto sobie życzy. Tutaj względy medyczne są bardzo ważne - powiedział. Dodał, że pacjent otrzyma w takim przypadku automatycznie zwolnienie, zostanie skierowany na kwarantannę i zwolniony z niej będzie również automatycznie, by w tej ostatniej kwestii odciążyć sanepid.
ZOBACZ: Koronawirus u zawodnika Śląska Wrocław. "Został odizolowany od drużyny"
- Myślę, że to będzie dość sprawnie przebiegało, że pacjenci będą wiedzieli, że od razu po tym badaniu są w kwarantannie - powiedział wiceminister.
Resort zakłada też, że laboratoria diagnostyczne przygotowane będą jesienią do wykonywania większej liczby testów - 60 tys. na dobę.
Czytaj więcej