Sankcje to "koniec polityki". Białoruś o stosunkach z UE
Białoruś jest nastawiona na dialog z UE, a sankcje to "koniec polityki" - poinformował w sobotę rzecznik białoruskiego MSZ Anatol Hłaz, komentując możliwość nałożenia przez UE sankcji w związku z sytuacją po wyborach prezydenckich na Białorusi. Łukaszenka zapewnia, że na Białorusi jest "normalny rząd", a wojskom ma wystarczające zasoby by zapewnić bezpieczeństwo.
- Sankcje to koniec polityki. Dlatego teraz kluczową kwestią jest to, czy UE posiada politykę w stosunku do Białorusi. (...) W zagranicznej polityce Białorusi Unia Europejska jednoznacznie jest jednym z priorytetowych kierunków - oświadczył rzecznik w wypowiedzi dla rosyjskiej agencji RIA Nowosti.
TYGODNIK: O czym marzą Białorusini?
Hłaz zapewnił, że Białoruś "w każdych warunkach, w każdej sytuacji jest nastawiona na utrzymanie komunikacji i kontynuowanie dialogu, nawet trudnego".
UE nie akceptuje wyborów
W piątek szef unijnej dyplomacji Josep Borrell przekazał, że UE nie akceptuje wyników wyborów prezydenckich na Białorusi z 9 sierpnia. Poinformował też o rozpoczęciu prac nad sankcjami dla osób odpowiedzialnych za przemoc i fałszowanie.
ZOBACZ: Pompeo: wybory na Białorusi nie były wolne
Wcześniej tego dnia ministrowie spraw zagranicznych UE podczas wideokonferencji dali zielone światło dla rozpoczęcia prac nad sankcjami indywidualnymi wobec przedstawicieli władz Białorusi z powodu stosowania przemocy i represji.
Od niedzieli w tym kraju trwają protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich. Zatrzymano, w tym w wielu przypadkach brutalnie, blisko 7 tys. osób.
"Normalny rząd"
Na Białorusi jest "normalny rząd", sformowany zgodnie z konstytucją, nie potrzebujemy żadnych zagranicznych rządów, pośredników - oświadczył w sobotę prezydent tego kraju Alaksandr Łukaszenka.
- Mamy normalny rząd, utworzony w zgodności z konstytucją. Nie potrzebujemy żadnych zagranicznych rządów, żadnych pośredników. Wydaje mi się, że, nie obrażając władz tych republik, chcę powiedzieć: u siebie zaprowadźcie porządek - oznajmił prezydent na naradzie w Centrum Zarządzania Strategicznego w ministerstwie obrony.
ZOBACZ: Premier po rozmowie z Pompeo: nie zabrakło nam ważnych tematów
Łukaszenka, cytowany przez państwową agencję prasową BiełTA, wytłumaczył, że "żaden rząd ani za granicą, gdziekolwiek by to nie było, nam nie jest potrzebny, i kierować krajem nie będzie on nigdy".
Mówiąc o zagranicznych rządach, dodał, że "wydaje mi się, że, nie obrażając władz tych republik, chcę powiedzieć: u siebie zaprowadźcie porządek" - oznajmił.
"Kraju nikomu nie oddamy"
- Nie gorzej ode mnie wiecie, co się dzieje w kraju. Powoli zaczynają, czy też kontynuują rozhuśtywać sytuację, nasze społeczeństwo. Dobrali się do kolektywów pracowniczych. Wiele razy o tym mówiłem. I chcę jeszcze raz powiedzieć, że nic z tego nie będzie. Kraju nikomu nie oddamy. Sytuację utrzymam" - powiedział Łukaszenka. Przyznał, że sytuacja w kraju nie jest łatwa.
ZOBACZ: Dzień pogrzebu ofiary protestów na Białorusi. "Nie wybaczymy"
Mówił między innymi, że napływają groźby pod adresem żołnierzy i członków ich rodzin. "Chcę po prostu, po męsku poprosić: nie róbcie tego! Nie trzeba igrać z ogniem! Nasi wojskowi mają wystarczająco zasobów, by ochronić siebie, swoje rodziny i zapewnić bezpieczeństwo w państwie" - ostrzegł Łukaszenka.
Wypowiedział się pod adresem tych, którzy - jak powiedział - "chcą powojować, pobić się" i wezwał ich, by "nie wystawiali dziewcząt" do pierwszego szeregu i aby "nie grozili rodzinom". Nie wskazał, skąd napływają takie groźby i czy są one związane z opozycją, dał jedynie do zrozumienia, że chodzi mu o tzw. trolle w mediach społecznościowych.