Dzień pogrzebu ofiary protestów na Białorusi. "Nie wybaczymy"
- Nie wybaczymy! – skandują uczestnicy protestu na ulicy Prytyckaha przy stacji Puszkińska w Mińsku, gdzie w poniedziałek w czasie demonstracji zginął jeden z jej uczestników. W sobotę odbywa się pogrzeb mężczyzny.
"Nie wybaczymy!", "Odejdź!", "Strajk!" – krzyczą ludzie, których na skrzyżowaniu ulic Prytycjkaha i Prospektu Puszkina są już tysiące. Ludzie stoją wzdłuż wszystkich ulic odchodzących od skrzyżowania i na górce przy hotelu Orbita.
ZOBACZ: O czym marzą Białorusini?
Na miejscu symbolicznie upamiętniającym śmierć demonstranta – Alaksandra Tarajkouskiego - leży już góra kwiatów. Kwiaty są zresztą wszędzie – ludzie trzymają je w rękach, układają na krawężniku wzdłuż ulicy.
W tłumie jest cały białoruski przekrój społeczny, nie tylko młodzież. To rodziny z małymi dziećmi, emeryci, hipsterzy i nawet desantnik (żołnierz wojsk powietrzno-desantowych) w berecie i słynnej podkoszulce w biało-niebieskie paski. Takie obrazki można było zobaczyć na mityngach Swiatłany Cichanouskiej, zanim władze je zablokowały.
ZOBACZ: Robert Biedroń nie został wpuszczony na Białoruś
Prytyckaha stoi, w ostatnich dniach przejechanie tą ulicą jest dużym wyzwaniem. Ludzie wyglądają jednak, jakby się nigdzie nie spieszyli – wystawiają z okien ręce z palcami ułożonymi w kształt litery V, kierowcy aut trąbią. Od czasu do czasu ktoś przywozi butelki z wodą, którą potem inni rozdają w tłumie.
"W jego rękach wybuchł ładunek"
W przejściu podziemnym pod skrzyżowaniem jest kilka kwiaciarni, ale wszystkie sprzedawczynie rozkładają ręce: "Czekamy na dowiezienie kwiatów. Dzisiaj to już trzecie".
Alaksandr Tarajkouski zginął podczas rozpędzania przez OMON protestu na Puszkińskiej w poniedziałek. Według MSW, w jego rękach wybuchł "nieustalony ładunek wybuchowy".
Rodzina mężczyzny poprosiła mieszkańców Mińska, by nie przychodzili na pożegnanie, a pozwolili jej przeżyć je prywatnie. Ludzie zgromadzili się więc na Puszkińskiej.
Czytaj więcej