"Do rana wypuścimy wszystkich". Noc oczekiwania pod mińskim aresztem
Do 6 rano wypuścimy wszystkich zatrzymanych – powiedział wiceminister spraw wewnętrznych Alaksandr Barsukau, który ok godz. 1 w nocy przyjechał czarnym SUV-em pod areszt na ulicy Akrescina w Mińsku.
- Odsuńcie się, zejdźcie z jezdni - na zmianę krzyczą i syczą ochotnicy, którzy pilnują, by kilkusetosobowy tłum nie zrobił nic, co mogłoby rozzłościć personel aresztu. - Lepiej ich nie drażnić – wyjaśniają.
Pod aresztem należy stać spokojnie, nie pyskować milicji i nie wykrzykiwać politycznych haseł ani bić brawa wychodzącym.
Wypuszczani w grupach
Wszystko jest zorganizowane. Nazwiska wychodzących grupami po kilka, kilkanaście osób, ochotnicy zapisują na listach, które zaraz potem są wrzucane do internetu, gdzie na różnych grupach w komunikatorach krewni poszukują zaginionych.
Następnie zwolnieni otrzymują – wedle życzenia – wodę, herbatę, papierosa. Jeśli jest im chłodno- koc.
Obok dyżurują medycy, którzy w razie czego szybko mogą udzielić pomocy. Przy areszcie na stałe dyżuruje karetka pogotowia. Jeden z mężczyzn dostał ataku epilepsji.
ZOBACZ: Reakcja polskiego rządu: jutro szczegóły wsparcia dla Białorusinów
- On upadł – powiedziała kobieta, która właśnie przed chwilą przywitała przed bramą aresztu swojego syna. "Mamo, tu się to zdarza co dwie minuty".
Następni w szeregu są ochotnicy – kierowcy, którzy odwożą zwolnionych do domu. Dzisiaj jest ich zbyt dużo i organizatorzy akcji pomocowej obawiają się, że robią niepotrzebny tłum.
Minsk detention center this morning
— Dr Aliaksandr Herasimenka (@alesherasimenka) August 12, 2020
Relatives of disappeared protesters are trying to get any info about their loved ones
There are reports of torture, including of minors in this center
Media: I may be able to connect you to relatives of those who were reportedely tortured pic.twitter.com/tWFNGbUK8v
7 tys. osób w aresztach
Ok. 2 w nocy na Akrescina było jeszcze ponad pięćset osób. Ogółem na całej Białorusi trafiło od niedzieli do aresztów prawie siedem tysięcy osób. Większość z nich – przypadkowo, chociaż władze twierdziły, że udaremniają wielki antybiałoruski spisek.
- Tutaj jest bardzo kulturalnie. Nie biją, tak jak na komendzie milicji. Czasami nawet mówią na "pan". Co prawda również nie karmią, ale za to dają wodę – powiedział po wyjściu z aresztu Alaksiej.
ZOBACZ: Białoruś: wojskowi wyrzucają mundury, dziennikarze odchodzą z "reżimowej" telewizji
Na prośbę zebranych Alaksiej zdejmuje spodnie, by pokazać fioletowe od siniaków nogi. - Nie wiem, czemu bili akurat po nogach, może, żeby więcej nie wychodzić na protesty? – Alaksiej opowiada, że w rejonowym oddziale milicji w dzielnicy frunzeńskiej wszystkich zatrzymanych zapędzono do salki gimnastycznej, w której byli bici pałkami. Podobne historie opowiadali inni zatrzymani, w tym obywatele polscy, którzy w czwartek wyszli na wolność. Jeszcze kilku mężczyzn prezentuje dokładnie takie same siniaki jak u Alaksieja.
Pani Anna przez cały dzień siedziała na stołeczku przed aresztem, teraz – zmęczona – okryła się kocem. - Najbardziej się martwię, że się rozminiemy, a on przecież nie wie, że ja tu czekam na niego – mówi o swoim synu Saszy. Jechał na rowerze, gdy zatrzymała go milicja. Ma 27 lat.
Natalia w dzień stała pod aresztem i zapisywała nazwiska wychodzących. Na pytanie o to, czy jest wolontariuszką, odpowiedziała, że jest żoną. - Nie mogę znaleźć męża od czterech dni – opowiadała. Zorganizowała sieć pomocy razem z innymi żonami. To nie tylko operatywne przekazywanie nazwisk do grup w inernecie, ale też przygotowanie posiłków dla wychodzących i innego wsparcia.
Portal TUT.by poinformował, że wypuszczać zatrzymanych zaczął w czwartek w nocy także areszt w Żodzino. Wywożono ich tam, ponieważ nie mieścili się już w Mińsku.