Nowy thriller psychologiczny "Nieobliczalny". O filmie i swojej postaci mówi Russel Crowe
To pierwsza duża premiera filmowa po kilku miesiącach "lockdownu" spowodowanego pandemią. Na ekrany kin wchodzi thriller psychologiczny "Nieobliczalny". Główną rolę gra Russel Crowe. Aktor nagrodzony Oscarem za tytułową rolę w "Gladiatorze", tym razem wciela się w postać, której nikt z nas nie chciałby spotkać na ulicy. Oto, co sam mówi o swojej postaci i pracy nad filmem.
- Moja pierwsza reakcja na scenariusz była taka: to nie jest coś, co chcę zrobić. Ponieważ za działaniami mojego bohatera nie stał żaden racjonalny proces, który mógłbym dostrzec. Nie było żadnej struktury podejmowania decyzji, która mogłaby według mnie doprowadzić go do tego stanu - powiedział aktor.
ZOBACZ: Film Szumowskiej i Englerta w konkursie festiwalu w Wenecji
Jak dodaje, nie chciał zagrać takiej postaci, bo to jest coś czego się naprawdę obawia. - Że własnie znaleźliśmy się w takim momencie. Myślałem o tym przez jakiś czas, spotkałem się nawet z reżyserem, choć właściwie podjąłem już wcześniej decyzję, że nie biorę tej roboty. Ale spotkanie wypadło bardzo dobrze, znaleźliśmy wspólny język, zaczęliśmy rozmawiać o tej roli, co w niej jest i czego, ewentualnie nie powinno być - wyjaśnił.
"Pojawiło się przede mną wyzwanie"
- Nie da się usprawiedliwić czynów takiej osoby. To jego własna decyzja, że chce robić to, co robi. Ale nie ma usprawiedliwienia. Obaj zgodziliśmy się co do tego - mówił.
Wideo: O swojej postaci i pracy nad filmem mówi Russel Crowe
- Wtedy pojawiło się przede mną wyzwanie. Czy możesz zagrać postać, która ma zero uroku, jakiegokolwiek rysu ludzkiego, jest na każdym poziomie odłączona od rzeczywistości. Zacząłem się nad tym zastanawiać, zwłaszcza że na własne oczy widzimy często takie sytuacje. Ludzi, którzy sięgają po broń, albo jak w tym przypadku - włączają silnik swojego samochodu. I z pełnym przekonaniem chcą tego użyć w najbardziej niszczący sposób - dodał.
ZOBACZ: Oscary. Kiedy dowiemy się, który polski film powalczy o nagrodę?
- Oglądając zwiastun, czy cały film, można sobie pomyśleć, że na planie panowała bardzo napięta atmosfera. Nic z tych rzeczy. Mieliśmy świetną ekipę kaskaderską, świetną grupę operatorów. Bardzo dobrych makijażystów, fryzjerów, wszystko działało idealnie. (...) W rezultacie to był najbardziej relaksujący plan filmowy na jakim byłem od dwudziestu lat. Byliśmy wyluzowani. Co robimy dziś? A, miażdżymy samochód ciężarówką - relacjonował.
"Energia w stylu młodej Meryl Streep"
Aktor twierdzi, że reżyser zaprosił na casting wiele aktorek, wśród nich były także jego znajome, znane nazwiska, ale wciąż nie miał poczucia, że znalazł właściwy typ kobiety do tej roli. - Ostatni proces castingów, to były już próby przed kamerą w Nowym Orleanie z trzema najlepszymi do tej pory aktorkami. I próba Caren Pistorius była najlepsza - to było widać na nagraniu. Z perspektywy studia filmowego to może nie była wymarzona decyzja, bo rozważali wielkie gwiazdy a Caren jest stosunkowo mało znana, ale z nagranymi scenami nie dało się polemizować. Jej obecność na ekranie to energia w stylu młodej Meryl Streep - ocenił.
- Jeśli chodzi o to, że nasz film jest pierwszą premierą po "lockdownie" to stwierdziliśmy, że - choć wiele przemawia przeciwko nam - musimy wykorzystać tę przerwę w ruchu. Skoro wierzymy, w to co mamy, bądźmy pierwsi. Na pewno tą decyzją zszokowaliśmy wiele osób. Ale nie da się zaprzeczyć, że to logiczne, że za chwilę zrobi się wielki tłok, kiedy zacznie wracać ta, tak zwana normalność. Chociaż w sumie, czy ona kiedykolwiek była? Ale to już osobny temat - powiedział Russel Crowe.
Czytaj więcej