"Lampiony szczęścia". Nadmorskie miejscowości walczą z przyczyną pożarów
"Jak co roku w okresie letnim staramy się uświadamiać i przestrzegać wszystkie osoby przebywające na terenie gminy Władysławowo przed kupnem oraz puszczaniem »lampionów szczęścia«, które często niosą za sobą poważne skutki pożarowe oraz ekologiczne " - informuje Straż Miejska we Władysławowie (woj. pomorskie).
Wciąż wiele osób zapomina o tym, że "lampiony szczęścia" to otwarte źródło ognia. "Wypuszczane w niebo potrafią polecieć na odległość kilku kilometrów, a ich tor lotu jest nie do przewidzenia, co często powoduje realne zagrożenie pożarowe" - podkreśla SM we Władysławowie.
ZOBACZ: Pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego. Znamy przyczynę
"Lampiony szczęścia" już nie raz doprowadziły do pożaru wydm, pobliskich zalesionych obszarów, a także budynków.
W ostatnim czasie straż miejska podejmuje interwencje wobec sprzedawców tych uciążliwych produktów. "Co prawda, sama sprzedaż lampionów nie jest objęta zakazem, jednak należy pamiętać, iż poprzez nieodpowiednie użytkowanie oraz niekontrolowane warunki atmosferyczne istnieje duże prawdopodobieństwo przyczynienia się do prawdziwego nieszczęścia" - zaznaczają funkcjonariusze.
Wywołał pożar w ZOO
Chiński "lampion szczęścia" w sylwestrową noc doprowadził do pożaru w ZOO w niemieckim Krefeld (Nadrenia Północna-Westfalia). W wyniku całego zdarzenia spłonął pawilon dla małp - życie straciło 30 zwierząt.
German zoo fire: three women hand themselves in to police https://t.co/AvbArzfrXh
— The Guardian (@guardian) January 2, 2020
ZOBACZ: Pożar w niemieckim zoo. W sylwestrową noc spłonęło trzydzieści małp
I chociaż w Niemczech obowiązuje oficjalny zakaz sprzedaży tego typu produktów, lampion wypuściła 60-letnia kobieta z córkami. Same zgłosiły się do odpowiednich służb. - Kobiety chciały wypuścić lampion symbolizujący szczęście w nowym roku. Nie mogły przewidzieć, że w rezultacie doprowadzi to do takiej tragedii. Uważam, że zgłaszając się później na policję, zachowały się bardzo odważnie. To bardzo przyzwoite - mówił wówczas Gerd Hoppmann z policji w Krefeld.
Czytaj więcej