Szantażowani studenci porywali samych siebie. Rodzice płacili okupy
Chińscy studenci z Sydney w Australii byli szantażowani przez grupę przestępców. Oszuści najpierw przekonywali młodych ludzi, że są poszukiwani w związku z popełnieniem przestępstwa w ojczyźnie. Następnie zapewniali, że w sprawie może pomóc duża suma pieniędzy i nakłaniali studentów... do wymuszania okupów od ich rodziców. Łupem złodziei padło blisko 1,5 mln amerykańskich dolarów.
Policja z Nowej Południowej Walii określiła, że na polecenie szantażystów, studenci organizowali "wirtualne porwania".
Grozili deportacją i aresztem
Schemat w każdym z przypadków wyglądał podobnie. Najpierw oszuści dzwonili do studenta podając się za przedstawicieli ambasady lub policji. By uwiarygodnić przekręt, porozumiewali się jedynie w języku mandaryńskim.
Przekonywali ofiarę, że a jest poszukiwana w związku z przestępstwem popełnionym w kraju, a potem grozili deportacją i aresztem.
ZOBACZ: Podejrzany o porwanie Maddie McCann może być sprawcą kolejnej niewyjaśnionej zbrodni
Oszuści przekonywali, że przykrych konsekwencji można uniknąć tylko po opłaceniu "grzywny". Studentom, którzy nie mieli wystarczającej sumy pieniędzy radzono, by zerwali kontakt ze swoją rodziną i... upozorowali swoje porwanie. Nagrania, na których widać związanych, przestraszonych młodych ludzi były wysyłane bezpośrednio do ich krewnych z żądaniem okupu.
Miliony za bezpieczeństwo dziecka
Przerażeni rodzice, nie mogąc skontaktować się z dziećmi, najczęściej ulegali i przekazywali "porywaczom" ustaloną kwotę. Wysokość okupów wahała się zwykle od ok. 14 tys. do 214 tys. dolarów USA. Jedna z rodzin sądząc, że płaci za bezpieczeństwo swojego dziecka przekazała porywaczom ponad 1 mln 400 tys. dolarów.
W niektórych przypadkach rodziny oddawały oszustom oszczędności życia.
NSW police have released dramatic images of Chinese students tied up in “kidnapping” incidents that have been used to extort millions of dollars from family members. https://t.co/Iucs2WfraG
— The Australian (@australian) July 27, 2020
Po przekazaniu pieniędzy kontakt się urywał. Dopiero wtedy rodziny informowały o zdarzeniu policję. W efekcie, studenci, którzy mieli paść ofiarą porywacza, odnajdowali się cali i zdrowi następnego dnia.
Poszkodowani milczeli ze wstydu
Wielu młodych ludzi nie chciało zgłaszać sprawy, bo wstydzili się swojego postępowania.
ZOBACZ: Porwał nastolatkę dla okupu. Wytropili go "łowcy głów"
Policja ustaliła, że przestępcy działali na masową skalę - ich celem padały numery telefoniczne osób, które miały chińsko brzmiące nazwiska. Choć nie każdy dawał się nabrać, to inspektor Darren Bennett podaje, że ofiary zgłaszają się do nich średnio "co weekend".
"Studenci mogą zrobić dwie ważne rzeczy, by się chronić. Po pierwsze: muszą sobie zdawać sprawę, że takie przekręty istnieją. Po drugie powinni prosić o pomoc służby, kiedy domyślają się, że oni lub ich koledzy mogli paść ofiarą oszustów" - poradzili policjanci z Nowej Południowej Walii.
Czytaj więcej