Bitwa o miliony. Pandemiczne porachunki biznesu z rządem
Przedsiębiorcy z branży turystycznej, którzy w czerwcu wezwali rząd do zapłaty odszkodowania "covidowego" w wysokości 141 milionów złotych, po 30 dniach czekania nie dostali ani pieniędzy, ani oficjalnej odpowiedzi. Do Skarbu Państwa pod koniec lipca dotarło kolejne wezwanie - około 40 firm z sektora rozrywkowo-rekreacyjnego chce 17 milionów złotych odszkodowania.
Czerwcowa grupa protestujących wystąpiła z postulatem wypłacenia 141 milionów złotych do ministra zdrowia, ministra spraw wewnętrznych i do Rady Ministrów. Chce rekompensaty za szkody wywołane zakazami i ograniczeniami narzuconymi w związku z epidemią Covid-19 przy jednoczesnym zaniechaniu wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Podobną argumentację znajdujemy we wniosku drugiej grupy przedsiębiorców.
Teraz droga sądowa
Po stronie protestujących biznesmenów pojawił się więc poważny argument prawny - wprowadzony przez władzę wiosenny lockdown był niezgodny z prawem, gdyż rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, ani innego stanu nadzwyczajnego.
ZOBACZ: Najgorsze mamy za sobą. Lekki wzrost produkcji przemysłowej w czerwcu
- Państwo, walcząc z epidemią ograniczyło prawa człowieka i prawa przedsiębiorców oraz złamało zasady konstytucyjne. Gdyby zastosowało przewidziany konstytucją stan nadzwyczajny musiałoby w drodze administracyjnej pokryć straty przedsiębiorców, którym ograniczono lub uniemożliwiono działalność gospodarczą. Rząd wolał jednak wprowadzać ograniczenia rozporządzeniami, nawet nie ustawą, co jest niedopuszczalne - argumentuje adwokat Jacek Dubois reprezentujący branżę turystyczną. I zapowiada, że po tym jak państwo nie wypłaciło żądanych odszkodowań, następnym krokiem przedsiębiorców będzie wstąpienie na drogę sądową.
Tarcze nie pomogły
Właściciele firm zrzeszeni w Turystycznej Organizacji Otwartej (TOO), podkreślają, że stosowane przez rząd tarcze antykryzysowe w wypadku ich branży tylko w znikomym stopniu pokrywały straty poniesione w czasie pandemii. Na przykład, Krzysztof Matys, prowadzący biuro turystyczne w Białymstoku twierdzi, że od rządu dostał tylko jedną dziesiątą tego, co stracił z powodu koronawirusa.
Przedstawiciele branży zrzeszeni w TOO straty obliczyli na 141 milionów złotych. Kwota powstała po odjęciu świadczeń finansowych, jakie uzyskali oni z tarcz antykryzysowych. Każdy z podmiotów dokonał indywidualnego wyliczenia swojej szkody rzeczywistej i utraconych korzyści. Szkoda rzeczywista to wszystkie koszty związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, stale ponoszone przez przedsiębiorcę. Natomiast utracone korzyści to marża, którą przedsiębiorcy mogliby uzyskać, gdyby nie obowiązujące zakazy i ograniczenia.
Inicjatorami powstania TOO było 84 przewodników, touroperatorów, agentów turystycznych, pilotów i właścicieli firm transportowych. Organizacja przyjmuje w swoje szeregi wszystkich chętnych z szeroko rozumianej branży. W nieoficjalnych rozmowach z urzędnikami Ministerstwa Rozwoju przedsiębiorcy turystyczni usłyszeli, że "państwo wpompowało już miliardy złotych w programy pomocowe i na więcej nie można liczyć". Padały też sugestie, by protestujący przebranżowili się.
Niewystarczający bon turystyczny
Sytuacja sektora turystycznego może się wyraźnie pogorszyć we wrześniu lub październiku. Wtedy upłyną 194 dni, czyli czas na wypowiadanie umów biurom podróży za niezrealizowanie wycieczek. Po tym okresie trzeba zwrócić klientom pieniądze, ale nie będzie z czego oddać, ponieważ wyjazdów odwołanych wiosną nie da się sfinansować z wakacyjnego utargu.
Bon turystyczny (500 złotych na każde dziecko) - zdaniem przedstawicieli branży - nie jest dla niej wielką pomocą. - To kolejny projekt socjalny, którego celem jest zdobycie przychylności wyborców. Z bonu mogą teoretycznie skorzystać hotele i organizatorzy wypoczynku dzieci i młodzieży, ci jednak stanowią ułamek branży - twierdzi prezes Turystycznej Organizacji Otwartej Alina Dybaś.
Przedsiębiorcy z sektora turystycznego są rozczarowani zmianą koncepcji bonu. Najpierw rząd obiecywał bon pieniężny 1000 plus na ratowanie firm, ale szybko porzucił ten pomysł. Zrealizowano koncepcję, którą w kampanii wyborczej przedstawił prezydent Andrzej Duda. Wprowadzono bon 500 plus dla dzieci na wakacje w Polsce. Jednak ta forma pomocy kompletnie nie uwzględnia turystyki zagranicznej, kluczowej dla naszego rynku.
ZOBACZ: Ekonomiczne prognozy Polaków. Lęk przed drugą falą epidemii
Następna fala roszczeń
Nie tylko przedstawiciele branży turystycznej uważają, że władza naruszyła ich prawa w okresie najgłębszego kryzysu pandemicznego. Około 40 firm z sektora rozrywkowo-rekreacyjnego domaga się od Skarbu Państwa 17 milionów złotych odszkodowań.
- Przedsiębiorcy, zrzeszeni w nieformalnej grupie małych i średnich firm reprezentującej organizatorów imprez, właścicieli obiektów rekreacyjnych, sal zabaw oraz parków rozrywki, podkreślają, że ich sytuacja jest dramatyczna, bowiem nie tylko nie otrzymują systemowej pomocy ze strony rządu, ale również przez niekonsekwentną i wprowadzającą w błąd politykę informacyjną władz, są dyskryminowani i nadal, mimo zniesienia obostrzeń, pozbawieni możliwości zarobkowania - czytamy w komunikacie.
Protestujący uważają, że choć formalnie ich działalność została przywrócona 6 czerwca, to rząd wciąż oficjalnie o tym nie informuje. Urzędowego stanowiska w tej sprawie nie można znaleźć zarówno na stronach Ministerstwa Zdrowia, jak i Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Zniesienie lockdownu to za mało
- Odnotowujemy spadek odwiedzin o 75-80 proc. Uważamy, że wpływ na to ma w dużym stopniu niespójna polityka informacyjna rządu. Mimo zniesionych obostrzeń oraz pełnego dostosowania do wymagań sanitarnych nasze przedsiębiorstwa nie są postrzegane jako miejsca bezpieczne. Co więcej, wielu klientów śledząc wytyczne władz, może odnieść mylne wrażenie, że nasze obiekty są wciąż zamknięte - mówi Szymon Paprocki, dyrektor Centrum Zabaw Rodzinnych Family Park w Bydgoszczy.
Protestujący przypominają, że musieli ponieść ostatnio dodatkowe koszty, gdyż ich powrót do funkcjonowania wiązał się z wykonaniem szeregu inwestycji podnoszących standardy bezpieczeństwa sanitarnego. Zgłaszają także długą listę postulatów, których realizacja byłaby kontynuacją wiosennych programów pomocowych rządu.
Branża rozrywkowo-rekreacyjna upomina się o dopłaty do wynagrodzeń pracowników przez okres 12 miesięcy i chce być zwolniona ze składek ZUS też przez rok - bez względu na rodzaj stosunku pracy. Potrzebne są jej także bezzwrotne pożyczki z gwarancją Skarbu Państwa pod warunkiem zachowania zatrudnienia. Listę postulatów zamykają: dopłaty do odsetek kredytów lub leasingów oraz umorzenia podatków od nieruchomości.
Czytaj więcej