Kaczyński: blokujący wybory w maju jawnie złamali konstytucję
- Wiem, że wybory powinny się odbyć nie później niż 75 dni przed końcem kadencji. To nie zostało dotrzymane na skutek działań, które według mnie powinny podlegać ocenie prawno-karnej, bo były w oczywisty sposób przekroczeniem uprawnień. W większości były podejmowane przez tych, którzy wybory blokowali. To były przede wszystkim samorządy - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia o protesty wyborcze, które są składane do Sądu Najwyższego po wyborach prezydenckich, również przez Platformę Obywatelską, która oceniła, że wybory odbyły się w terminie niekonstytucyjnym, Kaczyński odparł, że protesty są czymś normalnym po wyborach, natomiast - jak zaznaczył - "jaka będzie decyzja Sądu Najwyższego, to oczywiście nie ja o tym decyduję i nie mam na to żadnego wpływu".
- Ale biorąc pod uwagę przepisy prawa, bieg wydarzeń w ciągu ostatnich miesięcy, no i po prostu zwykły zdrowy rozsądek, to nie ma nawet cienia podstaw do tego, żeby te wybory uznać za niezgodne z prawem, doprowadzić do ich powtórzenia - ocenił prezes PiS.
ZOBACZ: Protesty wyborcze. "Szacujemy, że wpłynęło ich już ponad 2 tys."
Jak przyznał, "wiem o tym, że wybory powinny się odbyć nie później niż 75 dni przed końcem kadencji, to nie zostało dotrzymane". - To nie zostało dotrzymane na skutek działań, które według mnie powinny podlegać ocenie karnej, prawno-karnej, bo były w oczywisty sposób przekroczeniem uprawnień i skądinąd godziły bezpośrednio w konstytucję. To były działania podejmowane przez tych, którzy wybory blokowali - ocenił.
Prezes PiS wskazał w tym kontekście przede wszystkim na samorządy, w tym samorządy wielkich miast oraz stowarzyszenia samorządowe. - To było jawne łamanie konstytucji. To był główny powód, dla którego te wybory nie odbyły się w terminie do 23 maja, bo to był taki ostatni termin sensu stricto konstytucyjny. Później działaliśmy już w stanie wyższej konieczności, i musieliśmy brać pod uwagę taką sytuację, która mogłaby się wydarzyć, gdyby wybory były później niż 28 czerwca i 12 lipca, to znaczy sytuacji, w której 6 sierpnia urząd prezydenta Rzeczypospolitej nie zostałby obsadzony, i nie byłoby podstaw prawnych do tego, żeby tymczasowo te obowiązki przejął marszałek Sejmu - zaznaczył. Jak dodał, "oczywiście tym bardziej nie było najmniejszych podstaw prawnych, żeby przejął te obowiązki marszałek Senatu".
"SN powinien uczynić wytyk samorządom"
- I w tym świetle musi to także oceniać Sądu Najwyższy. Dla mnie, nie tyle może sama sentencja orzeczenia Sądu Najwyższego, ale uzasadnienie, powinno zawierać także jasną ocenę prawną działań samorządów, bo ona może być tylko i wyłącznie oceną bardzo surową - ocenił.
Kaczyński zaznaczył, że nie wie, czy tak się stanie, jednak przyznał, że według niego, "taki wytyk samorządom" ze strony SN powinien być.
ZOBACZ: Kierwiński: wiemy, że idą ciężkie czasy. Będzie atak na samorządy, na niezależne media
- Uważam, że Sąd Najwyższy, jeżeli rzeczywiście chce być Sądem Najwyższym z prawdziwego zdarzenia, rzeczywiście najwyższą instancją, pomijając innego rodzaju instancję, jaką jest Trybunał Konstytucyjny, to wtedy powinien jednak taki wytyk samorządom tutaj uczynić - powiedział lider PiS.
Jak zastrzegł, "to jest moje zdanie, jako obywatela Rzeczypospolitej, a nie coś, co może mieć jakikolwiek wpływ na orzeczenia sądu".
"Tradycyjne wartości"
- Jeśli ktoś uważa, że warto być Polakiem, to musi być po tej stronie, która tradycyjnych wartości broni i jednocześnie chce naszą rzeczywistość przebudowywać w ten sposób, by była dużo bardziej sprawiedliwa niż obecnie. Chociaż tutaj nastąpiła bardzo znacząca poprawia, ale do stanu, który można uznać za satysfakcjonujący, jeszcze daleko - podkreślił Kaczyński.
Jak dodał, "nie ma nic złego ani dziwnego w tym, że Polska chce być krajem, który jeśli chodzi o poziom rozwoju gospodarczego, cywilizacyjnego w niczym nie ustępuje Niemcom". - Musimy przejść pod górę jeszcze kawałek drogi, ale to jest możliwe - mówił Kaczyński.
ZOBACZ: Sondaże: Hołownia wchodzi do Sejmu, Trzaskowski liderem opozycji
Pytany o wynik wyborów, prezes PiS odpowiedział: "to jest bardzo ważny sukces i to w tym najbardziej głębokim tego słowa znaczeniu, bo to było starcie cywilizacyjne". - Między tymi, którzy chcą otworzyć Polskę na swego rodzaju rewolucję, która odbywa się dziś na Zachodzie, narzucić ją Polakom i tymi, którzy są świadomi, że niczego dobrego to nie przyniesie, a wręcz przeciwnie - może przynieść bardzo wiele złego - mówił Kaczyński.
Według niego Rafał Trzaskowski "był kojarzony ze złymi wydarzeniami tylko przez część opinii publicznej". - Przekaz, który dociera do większej części był inny. Ogromna większość Polaków nic o tym nie wiedziała. Do momentu, w którym został zgłoszony jako kandydat na prezydenta w miejsce marszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, pan Trzaskowski był osobą mało znaną - mówił prezes PiS. - Co w tym momencie było zaletą - dodał.
"Trzaskowski próbował się odwoływać do tradycji Lecha Kaczyńskiego"
- Nieporównywalnie trudniej było o nim mówić i mówić kim jest naprawdę. On bardzo łatwo mógł mówić, że jest kimś innym niż jest, nawet jeżeli bardzo niedawno przedtem pokazywał czy oświadczał coś zupełnie innego niż to, co mówił w trakcie kampanii wyborczej, a dokładnie w drugiej części kampanii wyborczej - mówił.
Jak podkreślał, "ta kampania miała wyraźnie dwa etapy: pierwszy - to było zwrócenie się do tego twardego elektoratu, wtedy było o wypalaniu gorącym żelazem tego wszystkiego, co z PiS-u, likwidacji telewizji publicznej".
Na uwagę, że Trzaskowski mówił językiem PiS, prezes Kaczyński odpowiedział: "W jakiejś mierze rzeczywiście tak". - Próbował się odwoływać do tradycji Lecha Kaczyńskiego - mówił.
ZOBACZ: Trzaskowski: zrobię wszystko, by pracować nad zszyciem Polski
- Tworzył wrażenie, jak się okazało dzięki sile wspierających go mediów, w wielu wypadkach skutecznie, że on jest tym człowiekiem, który może Polskę jakoś pogodzić, bo bardzo wielu Polaków sobie tej wojny politycznej, która się w Polsce toczy nie życzy, ale pan Trzaskowski - można powiedzieć - jest jednym z ostatnich ludzi, którzy by mogli uchodzić za tych zdolnych do budowy jakiejś ugody, ale takie wrażenie mógł stworzyć - ocenił Kaczyński i dodał, że to jest siła mediów.
Kaczyński był też pytany o odpływ młodego elektoratu od PiS pod kątem tego, że Zjednoczona Prawica przegrała walkę w internecie. Odpowiedział, że pełną odpowiedź będzie można dać po kilkumiesięcznych, pogłębionych badaniach.
- Dużą role odgrywa to, że w tej chwili w ciągu bardzo krótkiego czasu nastroje tego najmłodszego wśród pełnoletnich pokolenia się zmieniają. Są grupy rocznikowe, które mają różne nastawienie. Ta grupa rocznika, która pięć lat temu poparła w większości Andrzeja Dudę już jest dzisiaj w starszej części tej grupy do 30 lat, a najmłodsza się od tej poprzedniej wyraźnie różni, była też ukształtowana w innym okresie, bo w tym wieku pięć lat to jest naprawdę dużo i to jest właśnie ten okres kształtowania się osobowości, poglądów, ten potężny atak na rządy Prawa i Sprawiedliwości tutaj musiał odegrać wielką rolę - podkreślał.
W II turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda zdobył 51,03 proc. (10 mln 440 tys. 648 głosów), uzyskując reelekcję. Kandydat KO Rafał Trzaskowski osiągnął wynik 48,97 proc. (10 mln 18 tys. 263 głosy).