"Ja bym do Końskich pojechał, to była stracona szansa". Sikorski zdradza jak poprowadziłby kampanię
- Ja bym do Końskich pojechał, to była szansa na wejście w tamten bąbel informacyjny, na pokazanie się kilku milionom rodaków, którzy normalnie nie oglądają przekazów opozycji - mówił w "Graffiti" Radosław Sikorski. Ocenił, że wyborców mniej interesują nazwiska. - To nie osobista lojalność. Polacy chcą, by zatrzymać tę falę autorytaryzmu - dodał.
- To (że wybory nie były demokratyczne - red.) mówi szef sztabu kandydata, którzy przegrał, ale także OBWE, czyli ta organizacja międzynarodowa, która ocenia jakość i demokratyczność wyborów na świecie - wskazał były szef MSZ pytany o to, czy PO liczy na powtórzenie wyborów w kontekście składanego przez tę partię protestu wyborczego.
ZOBACZ: Polityk PSL przeprasza za wulgarne wpisy po wyborach
- Wybory nie były demokratyczne od samego początku, bo to pole gry, na którym grali kandydaci było skrajnie przechylone w stronę kandydata partii rządzącej, jeżeli chodzi dostęp do mediów publicznych czy dostęp do zasobów państwa - ocenił Radosław Sikorski.
"Ktoś staruszkom wypełniał karty"
- Demokratyczne wybory, to nie tylko uczciwe liczenie głosów, a i z tym są kłopoty. Jeżeli w dziesiątkach Domów Pomocy Społecznej było 100 proc. głosów na jednego kandydata, to ja w cuda nie wierzę. To znaczy, że ktoś tym staruszkom wypełniał karty. Do mojego biura przychodzą dziesiątki zdegustowanych obywateli, którym odebrano prawo do głosowania za granicą - przyznał gość "Graffiti".
ZOBACZ: Sztabowcy Trzaskowskiego złożą protesty wyborcze. Mówią o wyborach za granicą
Tomasz Machała pytał Radosława Sikorskiego czy, gdyby sam kandydował na urząd prezydenta, poprowadziłby swoją kampanię w inny sposób niż zrobił to Rafał Trzaskowski. - Tak i grałbym zgodnie z dyplomatyczną zasadą wzajemności. Jeżeli jest się brutalnie atakowanym, to trzeba się bronić, ale także wyprowadzać ciosy. Nie da się wygrać takiego pojedynku bez brudzenia sobie rąk - mówił.
Wideo: Sikorski zdradził jak sam poprowadziłby kampanię startując na stanowisko prezydenta RP
- Ja bym do Końskich pojechał, to była stracona szansa. To była szansa na wejście w tamten bąbel informacyjny, na pokazanie się kilku milionom rodaków, którzy normalnie nie oglądają przekazów opozycji - dodał gość Polsat News.
"Ogromne ryzyko, które ja bym podjął"
- Tam można było zapytać prezydenta dlaczego ułaskawił pedofila. Jak się ma 13 proc. do nadgonienia, to nie można zachowywać się zachowawczo. Końskie były tym ogromnym ryzykiem, które ja bym pojął. A słyszę plotki, że sam kandydat chciał się tam pojawić - powiedział Sikorski.
ZOBACZ: Ostatnie takie 1:0. Pokazujemy, jak kampania wyglądała od środka
Pytany czy jest szansa, by PO "miała dwóch tenorów": Budkę, pracującego wewnątrz partii i Trzaskowskiego na zewnątrz Platformy, odparł: - Wydaje mi się, że to byłoby złudzenie, że te 10 mln głosów, to jakaś osobista lojalność wobec kandydata - mówił Sikorski odnosząc się do liczby głosów zgromadzonych przez prezydenta stolicy w II turze wyborów.
"Fantastyczny" wynik Kidawy-Błońskiej
- Małgorzata Kidawa-Błońska też miała fantastyczny wynik w Warszawie, ale to są zwolennicy opozycji, przestrzegania konstytucji. My, politycy nie powinniśmy tego brać tak do siebie. Wyborcom jest obojętne, który z nas zatrzyma tę falę autorytaryzmu, która się jeszcze wzmoży - wskazał.
Prowadzący pytał swojego gościa, czy jego zdaniem Jarosław Kaczyński, zgodnie z dawnymi zapowiedziami, zdecyduje się na "dorżnięcie watahy".
- Zapowiada to, więc zakładam, że dotrzyma słowa. Prezes PiS to człowiek, który lubi łamać charaktery, a nieograniczona władza sprawia mu satysfakcję. Co do mediów nierządowych, to już mają gotowy projekt ustawy. Zatrzymali się w pierwszej kadencji, wydaje się, że dokończą dzieła w drugiej - mówił.