Budzyński: nie mam głowy do streamingu

Kultura
Budzyński: nie mam głowy do streamingu
Facebook/ ARMIA
Tomasz Budzyński, lider zespołu Armia

Zrobiono z chrześcijaństwa moralizm. Nikt mi nie mówił o miłości Boga do mnie. Ale trafiłem z żoną na katechezy Drogi Neokatechumenalnej i to jest tak, jakby w ciemności zabłysło światło! - mówi Tomasz Budzyński, lider zespołu Armia w rozmowie z Piotrem Witwickim w dodatku "Rzeczpospolitej" "Plus Minus".

Płyty Armii pojawiły się w streamingu. Ludzie wracają do „Legendy”, jednej z najważniejszych płyt polskiego alternatywnego grania. Pan utożsamia się dziś z własnymi tekstami z tego okresu?

 

Te teksty były pisane ponad 30 lat temu i ja byłem wtedy innym człowiekiem. Dziś pewnie napisałbym to wszystko trochę inaczej. Inaczej bym napisał i inaczej bym zaśpiewał. Wiele tekstów z tego okresu wydaje mi się na wyrost.

 

Co było na wyrost?

 

Myślę, że do pewnych treści trzeba po prostu dojrzeć. Nie wiem, czy ja w ogóle rozumiałem to, co śpiewam. To były takie pojedyncze przebłyski. Dziś nie podchodzę do tego tak wizjonersko i mam mniejsze problemy. W sumie i tak nie chodzi tu o „rozumienie”, bo poezja nie jest skierowana do intelektu, tylko do duszy. Słowo „czuć” chyba bardziej oddaje to, co ja przeżywam i chcę przekazać.

 

Dla sporej grupy ludzi te teksty są bardzo ważne. Uformowały ich. Jakkolwiek to brzmi, „Legenda” jest dziś legendą.

 

To wszystko przychodziło mi nie wiadomo skąd. Ja nie jestem pisarzem, nie potrafię usiąść i napisać piosenki. Ja jestem malarzem. Moje teksty to nie są idee, tylko obrazy opisane słowami. Mnie bardziej interesuje piękno jakiegoś słowa, jego przedziwne brzmienie, a nie taki czy inny sens. To piękno, o którym mówię, wyzwala we mnie ciąg plastycznych wizji. Tak sobie wyobrażam i potem to opisuję. Jacaszek (Michał, producent muzyczny – red.) na przykład twierdzi, że nasza muzyka jest ilustracyjna. Ja się z tym zgadzam. Z tych dawnych tekstów najważniejszy jest dla mnie „Jeżeli”: „Jeżeli nam zabraknie sił. Zostaną jeszcze morze i wiatr. Nadejdzie nasz czas”. Od tego wszystko się zaczęło – ten nasz styl, ta „armijność”. Napisałem tę piosenkę, jadąc autobusem na próbę Armii z Puław do Warszawy, gdzieś w okolicach Garwolina. Patrzyłem sobie przez okno i nagle przyszedł do mnie ten tekst, mówię przyszedł, a nie, że ja go wymyśliłem. Ja czekam na to natchnienie, które ni stąd, ni zowąd przychodzi w okolicach jakiegoś Garwolina. Czasem można na nie czekać bardzo długo, bo ono „wieje, kędy chce”.

 

Ile tak można czekać?

 

W naszym przypadku zawsze jest tak, że muzyka jest już dawno zrobiona i wszyscy czekają, aż wokalista wymyśli jakieś teksty. To może trwać nawet przez rok. Dla wielu fanów Armii najlepszym utworem jest „Opowieść zimowa”. Tekst do tej piosenki pisałem rok: „Jest w lesie ptak. Na wieży dzwon”. Zacząłem od cytatu z wiersza mojego ulubionego poety Rimbauda, a potem jakoś poszło, ale trochę się męczyłem. To jest bardzo malarski tekst.

 

A skąd przyszedł mój ulubiony tekst „Gdzie ja tam będziesz ty”?

 

Po koncercie podbiegła do mnie jakaś dziewczyna i dała mi list. Wziąłem go do ręki, a ona uciekła. Przeczytałem ten list dopiero w domu. Opowiadał o cierpieniu i samotności. Byłem wzruszony i napisałem tekst w formie jakby odpowiedzi na ten list. Nie wiem, czy to dla niej, bo nawet nie pamiętam jej twarzy. To były słowa skierowane do samotnej duszy. Ten tekst to taka rozmowa dusz.

 

A ja zawsze myślałem, że to jest tekst napisany dla żony.

 

Nie, ten tekst nie jest skierowany do mojej żony, bo kiedy go pisałem, mojej żony jeszcze nawet nie znałem. Ta osoba jest właściwie anonimowa, ale myślałem o tym, że ta piosenka może kiedyś odnajdzie tę osobę. Ja chciałem tylko napisać jakieś słowo pokrzepienia dla kogoś, kto cierpi i ma złamane serce.

 

Ta piosenka jest jak silne męskie ramię.

 

Nie myślałem tak o tym. Jak powiedziałem, tu chodzi o ciche braterstwo dusz. Czas i przestrzeń nie mają tu znaczenia, bo dusze mogą się spotkać nawet w jakiejś nadprzestrzeni. Oczywiście, że wszystko ma gdzieś tam jakiś ukryty kontekst i trudno sobie to wszystko przypomnieć. Ja wiele rzeczy już zapomniałem i dziś jestem kimś zupełnie innym niż ten młody człowiek, który pisał te pierwsze piosenki.

 

A czym różni się ten dzisiejszy Budzyński od tego sprzed 35 lat?

 

Poznałem trochę siebie samego. Nie mam już pewnych złudzeń, które miałem kiedyś.

 

Jakie to były złudzenia?

 

To, że jestem dobrym człowiekiem albo że mam rację.

 

Nie czuje pan, że jest pan dobry?

 

Nie, nie czuję…

 

Biblia jest cały czas obecna w pana życiu?

 

Czytam ją codziennie.

 

Ona nie daje panu siły?

 

Słowo Boga daje światło, aby zobaczyć samego siebie, zobaczyć, kim się jest naprawdę. Wtedy dopiero można próbować jakoś się nawracać. To jest podstawa. Trzeba zobaczyć, kim się jest, by wiedzieć, z czego się nawraca. Trzeba zobaczyć tę ciemność i osobiste zło. Jak się go nie zobaczy, to nie można się nawrócić. O własnej „racji” można sobie teoretyzować na kanapie w domu. Fakty w życiu szybko to zweryfikują.

 

Czyli pan nie jest nawrócony, tylko nawraca się każdego dnia.

 

Ja jestem na Drodze, która do tego prowadzi. Każdego dnia mogę upaść i powstać. Bóg jest dobry i mi w tym powstawaniu, podnoszeniu się pomaga. Na moje teksty miały wpływ obrazy, wiersze, książki, a nawet filmy. Jest taka powieść Hermanna Hessego„Podróż na wschód”, która mnie dawno temu bardzo zainspirowała. Tam główny bohater przeżywa takie „poznanie” samego siebie.

 

Jest też piosenka Armii „Podróż na wschód”: „Krok za krok, jak dudni most. Zostaw to. Uciekaj stąd”.

 

To jest piosenka o duchowej Drodze, która prowadzi do Chrystusa.

 

Pan jest radykałem? Tak w nawiązaniu do książki „Radykalni”, która zawierała wywiady z panem i innymi muzykami rockowymi, którzy opowiadali o swojej wierze w Jezusa.

 

Tytuł tej książki wymyślił Marcin Jakimowicz, który przeprowadzał z nami te wywiady, ja nie uważam siebie za osobę radykalną.

 

Ale należy pan cały czas do wspólnoty neokatechumenalnej?

 

Tak, od 25 lat jesteśmy z żoną na tej Drodze.

 

To radykalna droga.

 

To jest Droga wtajemniczenia chrześcijańskiego, bo chrześcijaństwo jest Tajemnicą.

 

Miał pan takie momenty, gdy zastanawiał się pan, czy to właściwa droga?

 

To jest tak, jak się w kimś zakocha. To nie jest żaden przymus, tylko pragnienie. Żeby czegoś pragnąć, trzeba najpierw tego skosztować. Trzeba usłyszeć tę Dobrą Nowinę, która mówi, że Bóg kocha grzesznika, a miłość jest możliwa. To może całkowicie zmienić życie.

 

Jak to zmienia życie w praktycznym wymiarze?

 

Jak byłem dzieckiem, wmawiano mi, że Pan Bóg kocha tylko ludzi dobrych i świętych, i powtarzano, żebym w związku z tym był grzeczny. Ale dziecko zaczyna dorastać i z tą świętością zaczyna być problem.

 

Wiele osób to słyszy.

 

Bo zrobiono z chrześcijaństwa moralizm. Nikt mi nie mówił o miłości Boga do mnie. Ale trafiłem z żoną na katechezy Drogi Neokatechumenalnej i tam usłyszałem tę „głupotę przepowiadania”. To jest tak, jakby w ciemności zabłysło światło! Taka świadomość zmienia wszystko. To się musi przełożyć na relacje codzienne, bo skoro mnie wszystko przebaczono, to ja też powinienem przebaczać innym.

 

I potrafi pan to zrobić?

 

Najlepiej, co potrafię, to grzeszyć. Wszystko weryfikuje się od razu w najbliższym otoczeniu: czy potrafię przebaczyć mojej żonie, służyć jej i prosić ją o przebaczenie. To nie o to chodzi, że poeta cierpi za miliony, tylko o codzienne życie. Jeżeli dzieci widzą awanturę, to powinny też widzieć przebaczenie. Jeśli widzą grób rodzinny, to powinny też widzieć zmartwychwstanie. Dlatego, jak z żoną się kłócimy, to prosząc ją o przebaczenie, chcę, aby dzieci to widziały. Miłość polega na tym, aby służyć tej drugiej osobie i przebaczeniu. Czasem wydaje się to niemożliwe, ale ja się o to modlę. Nie chodzi zresztą tylko o rodzinę, ale również różne kontakty w pracy czy w sklepie, gdzie można obrazić ekspedientkę. Później można wrócić do tego sklepu i prosić ją o przebaczenie. Ten otaczający nas świat słowami Sartre’a mówi, że „piekło to inni” – my mówimy, że „drugi jest Chrystusem”.

 

Zrobił pan tak kiedyś?

 

Powtarzam, że to wydaje się czasem niemożliwe, ale Bóg daje Ducha Świętego, żeby móc to zrobić. Trzeba Go prosić o pomoc i zaryzykować. Ja to zrobiłem i ta pani była bardzo zadowolona, a i mnie było lżej.

 

Armii można dziś słuchać na portalach streamujących muzykę, a co z płytami zespołu 2Tm2,3 w którym wraz z Litzą i Maleo śpiewał pan psalmy?

 

Płyty Armii umieścił na tych portalach wydawca, a w przypadku 2Tm2,3 wydawcą był Litza i trzeba go zapytać, czy się na to zdecyduje. Szczerze mówiąc, to nie myślę za dużo o tych sprawach. Ludzie mnie o to pytają, ale nie mam w głowie takich rzeczy. Jestem starej daty i mam wszystko na płytach, choć widzę, że mój syn słucha już tylko ze smartfona. Trochę trudno mi się przestawić na to myślenie. Dla mnie muzyka wiąże się z konkretnym przedmiotem, jakim jest płyta.

 

Tylko one się zużywają, a nowych nie ma. Może powinniście zastanowić się nad streamingiem, bo te piosenki są ważne dla całkiem sporej grupy ludzi.

 

Ja myślę, że to tylko kwestia czasu.

 

A będziecie nagrywać nowe jako 2Tm2,3?

 

Mam nadzieję, że na jesieni nagramy nową elektryczną płytę. Z tego, co wiem, to teraz każdy jest trochę zajęty: Litza nagrywa właśnie nową płytę Luxtorpedy, a Darek pracuje z nowym zespołem Hyperhemon. Po prostu nie jest łatwo nas razem skrzyknąć. Jesienią będzie czas wolny i myślę, że jest szansa na nową płytę.

 

Jak zaczynaliście, to był kop energetyczny. W cztery lata wyszły trzy płyty, a teraz macie problem ze skrzyknięciem się. Nie macie już takiej potrzeby grać religijnych piosenek?

 

Oczywiście, że mamy, ale w naszym wieku już są trochę inne emocje niż 30 lat temu. Jak byłem młody, to w jakiejś piwnicy w Puławach darłem się do upadłego z zespołem Siekiera i czułem się szczęśliwy, że w ogóle trzymam w ręku mikrofon.

 

Te ekscytacja czasami wraca?

 

Wystarczy, że gramy koncert i od razu wraca! Ja teraz jestem w trakcie tworzenia czwartej płyty solowej. Muzyka, którą nagrałem wraz z synem, jest już dawno zrobiona, a ja się od roku męczę nad tekstami. Mam nadzieję, że skoro się tak męczę, jak w przypadku słynnej „Opowieści zimowej”, to może i efekt końcowy będzie podobny? Ale z muzyki jestem, na razie, bardzo zadowolony.

 

Na tylu płytach pokazywał pan już swój poetycki talent. Może trzeba go jakoś pobudzić.

 

Staram się pobudzać, jak mogę, ale włącza mi się autocenzura: to już było, a to banalne, a to podobne do czegoś itp., itd. Ja mam kilka zeszytów wypełnionych pomysłami, ale to, co by przeszło 20 lat temu, dziś już nie przejdzie. I to jest mój problem. Maluję za to bardzo dużo obrazów.

 

A jak bywało wcześniej? Raczej natchnienie czy ciężka praca i osiem godzin za biurkiem?

 

Zawsze czekałem na natchnienie. Ale jak powiedziałem wcześniej, ono ma swoje własne drogi i być może teraz świeci sobie pod jakimiś paprociami, a nie na szczycie „najwyższej wieży”.

 

Natchnieniu można pomóc?

 

Owszem, tylko może trzeba się po nie po prostu schylić albo samemu zmaleć? No i szybko zapisać, żeby nie zapomnieć!

 

Tomasz Budzyński (ur. 1962) – wokalista, malarz, poeta, kompozytor. W 1983 r. współzałożyciel punkrockowego zespołu Siekiera, od 1984 r. lider Armii, jednej z najważniejszych grup polskiej sceny niezależnej. Znany także z zespołów 2Tm2,3, Budzy i Trupia Czaszka. Autor trzech solowych płyt

Piotr Witwicki/ "Plus Minus", "Rzeczpospolita", polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie