Piłkarza wyproszono z pubu, bo... jego fani łamali obostrzenia
Norweski napastnik Borussi Dortmund Erling Braut Haaland przebywając w Stavanger miał według zagranicznych mediów zostać wyrzucony z jednego z pubów. Według miejscowej informacji powodem było nie zachowanie piłkarza, lecz zainteresowanie nim powodujące łamanie obostrzeń sanitarnych.
Filmy nagrane przez gości pubu w sobotni wieczór pojawiły się w mediach społecznościowych, a ilość odsłon przekroczyła w niedzielę milion. W niemieckich i brytyjskich mediach napisano o Haalandzie, że "został po szarpaninie z ochroniarzem wyrzucony z nocnego klubu".
Fani wchodzili na stół
Oeyvind Soerensen, menedżer lokalu Beverly Hills Fun Pub w Stavanger, zaprzeczył, że doszło do jakiejkolwiek awantury z ochroniarzami i nazwał sytuację nieporozumieniem medialnym. Zaznaczył, że restauracja jest normalnym pubem, a nie nocnym klubem.
ZOBACZ: Awantura w studiu Polsatu Sport. Prowadzący musieli rozdzielać gości
- Mieliśmy rezerwację dla Haalanda i jego kolegów i jak wszystkie restauracje w Norwegii trzymamy się obostrzeń dotyczących odległości pomiędzy stolikami, więc ustawiliśmy go z boku. Niestety, jak tylko wszedł, wszyscy chcieli robić sobie z nim zdjęcia i przy stoliku zrobił się tłum. Niektórzy wchodzili nawet na stół, przy którym siedział. W końcu sytuacja wymknęła się spod kontroli i ochroniarz poprosił go o chwilowe opuszczanie lokalu "dla dobra wszystkich" - wyjaśnił Soerensen na antenie telewizyjnego kanału TV2.
Erling Haaland was kicked out of a club in Norway last night. 🇳🇴🍺 pic.twitter.com/oaeLJUyBMw
— Football Tweet (@Football__Tweet) July 12, 2020
"To była tylko rozmowa"
- Na zdjęciach i filmach publikowanych w mediach sytuacja wygląda tak, jakby Erling szarpał się z ochroniarzem, lecz była to tylko rozmowa. Zresztą później, jak już nie było tłoku, wrócił do nas, co w przypadku wyrzucenia nie byłoby możliwe - dodał.
Soerensen podkreślił, że jest zaskoczony i wstrząśnięty opisami tej sytuacji za granicą.
- Media bulwarowe, szczególnie w Niemczech i Wielkiej Brytanii, są jak sępy i często przedstawiają zwykłe sytuacje jako wielkie sensacje, bez dokładnego sprawdzenia, zwłaszcza że ich reporterzy nie byli na miejscu - zaznaczył.
Czytaj więcej