Radny oskarżony o kradzież energii. Nie przyznaje się do winy
Prawie 10 tys. zł stracił zakład energetyczny przez to, że radny powiatu puławskiego miał korzystać nielegalnie z instalacji. Do sądu wpłynął już akt oskarżenia przeciwko Zbigniewowi A. Samorządowiec nie przyznaje się do winy - informuje "Dziennik Wschodni".
- Przysięgam, że nie kradłem prądu. Ale nieprawidłowości faktycznie były i sam wielokrotnie je zgłaszałem – zapewniał jeszcze w styczniu w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" Zbigniew A., radny związany z Prawem i Sprawiedliwością.
ZOBACZ: W czasie pandemii Belgowie zużywają do 25 proc. mniej prądu
Jak relacjonował, na jego działce stoi dom po zmarłym ojcu, w którym nikt nie mieszka, dlatego zużycie energii powinno być tam minimalne. Natomiast – jak stwierdził – rachunki, które przychodziły, były o różnych kwotach. Niektóre z nich sięgały nawet 500 zł. – A licznik raz chodzi, raz nie. Na pewno nie powinno tak być – stwierdził Zbigniew A.
PGE straciło prawie 10 tys. zł
Na początku tego roku na posesji samorządowca w miejscowości Brześce-Kolonia (woj. lubelskie) pojawili się technicy Polskiej Grupy Energetycznej oraz funkcjonariusze policji. Podczas prowadzonego postępowania wobec Zbigniewa A. powołano biegłego. To właśnie jego opinia pozwoliła na postawienie zarzutów radnemu.
Do sądu wpłynął już także akt oskarżenia. Według informacji w nim zawartych, proceder miał trwać od grudnia 2016 r. do stycznia 2020 r. Nielegalne przyłącze było zamieszczone w starym drewnianym domu i prowadziło do dwóch budynków, położonych na posesji Zbigniewa A. Cały proceder kosztował spółkę PGE stratę na blisko 10 tys. zł.
Za kradzież energii grozi kara pozbawienia wolności do 5 lat. Sprawca jest także zobowiązany do zwrotu kosztów, które naliczy dostawca.
Czytaj więcej