Chciał zrobić miejsce dla śmigłowca LPR, przejechał dziecko. Usłyszał zarzuty
Nie żyje dwuletni chłopiec, który w Chrząstowie (woj. wielkopolskie) został potrącony przez samochód. Kierowca auta próbował zrobić miejsce dla lądującego helikoptera Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, choć piloci nie potrzebowali takiej pomocy. Usłyszał już zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Zobacz materiał Bartosza Kwiatka.
Ratownicy mieli udzielić pomocy mężczyźnie z cukrzycą, który zasłabł.
Na posesji, na której miał wylądować helikopter stały zaparkowane samochody. Kierowcy musieli jest przestawić. Miejsce interwencji zabezpieczała straż pożarna.
Jeden z kierowców potrącił dwuletnie dziecko. Nie wiadomo, w jaki sposób chłopiec znalazł się w pobliżu auta. Mimo szybko udzielonej pomocy, dziecka nie udało się uratować.
Mężczyzna oddalił się z miejsca zdarzenia przed przyjazdem policji. Dzielnicowy zatrzymał go w sąsiedniej wsi. We wtorek usłyszał zarzut. Przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe nie komentuje tej konkretnej sprawy, ale przypomina o podstawowej zasadzie, kiedy dochodzi do wypadku.
WIDEO: zobacz materiał "Wydarzeń"
"Ważniejsze udzielanie pomocy"
- Rolą osoby wzywającej nie jest zabezpieczanie miejsca dla śmigłowca. Ważniejsze jest, żeby takie osoby udzielały pierwszej pomocy osobie poszkodowanej - tłumaczy Łukasz Chalupka, pilot LPR.
Oznacza to, że mężczyzna nie musiał przestawiać samochodu we własnym zakresie. To pilot podejmuje decyzję o miejscu lądowania.
ZOBACZ: Auto przejechało po mężczyźnie, gdy próbowano wypchnąć je z błota
- Śmigłowiec ląduje tam, gdzie pilot uzna, że jest bezpiecznie i jak najbliższej poszkodowanego - mówi Ireneusz Woliński z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Lotnicze Pogotowie Ratunkowe jest wzywane do pomocy średnio 30 razy dziennie.
Dokładne przyczyny zdarzenia z niedzieli bada policja w Śremie.
Czytaj więcej