Wirus zmienił cenniki i nawyki. Nowa "normalność"
Kupujemy mniej samochodów osobowych, ale więcej kamperów i rowerów. Najczęściej wybierany przez nas kierunek wakacyjnych wypraw to Polska, choć nad naszym morzem jest drożej niż nad Adriatykiem. Efektem masowej pracy online jest wielki wzrost sprzedaży laptopów. Spadają zyski z wynajmu mieszkań, bo opuścili je studenci i cudzoziemcy. Tak wygląda nasza nowa "normalność".
Las, jezioro, grill i domek letniskowy oddalony od innych siedzib ludzkich. Takie jest teraz marzenie wielu Polaków o bezpiecznych wakacjach, spędzanych w kraju, bo szacuje się, że popyt na wyjazdy zagraniczne jest o 70 proc. mniejszy niż rok temu.
Mniej samochodów, więcej rowerów
Wakacje w lesie i nad jeziorem to często także wakacje rowerowe. Główny Urząd Statystyczny policzył, że w maju 2020 roku wyprodukowano o ponad 33 proc. więcej rowerów niż rok temu. W podobnej skali wzrosła ich sprzedaż. Sukces branży rowerowej wyróżnia się na tle całej gospodarki, bo w zeszłym miesiącu produkcja przemysłowa w Polsce spadła o 17 proc.
Potrzebujemy więcej rowerów nie tylko na wyjazdy wakacyjne, ale także na wycieczki w okolicach miejsca zamieszkania i po to, by zastąpić nimi ryzykowne w czasie pandemii środki komunikacji publicznej.
ZOBACZ: Drastyczny spadek liczby turystów w polskich hotelach. GUS podał dane
Rośnie również sprzedaż kamperów, a popyt na sprzęt kempingowy - jak twierdzą przedstawiciele branży - w tym roku przewyższy podaż. Zainteresowanie caravaningiem rośnie lawinowo, mimo że do jego uprawiania konieczne jest poniesienie sporych wydatków związanych z zakupem i utrzymaniem sprzętu. Średnia wartość kupowanych przez klientów pojazdów kempingowych to 220-280 tysięcy złotych netto. W przypadku przyczep kempingowych przeciętna cena to 80-100 tysięcy złotych netto.
Jednocześnie klasycznych samochodów osobowych kupujemy wyjątkowo mało. Instytut Samar szacuje, że w tym roku zostanie zarejestrowanych o 25 proc. mniej pojazdów niż w 2019 roku.
Drogo nad Bałtykiem
Wielu Polaków zmęczonych wiosenną kwarantanną i odciętych od wyjazdów zagranicznych już teraz wyjechało nad Bałtyk, by się przekonać, że takie wczasy bywają zdecydowanie droższe niż spędzane nad Adriatykiem czy Morzem Egejskim.
Osoby decydujące się na wypoczynek na polskim wybrzeżu w niemal wszystkich kurortach muszą liczyć się ze wzrostem cen noclegów w porównaniu z poprzednimi wakacjami - często o 20-25 proc. Większość wczasowiczów zapłaci za noc od 200 do 500 złotych. Najdrożej jest w Sopocie, Kołobrzegu i Jastarni, a względnie najtaniej w Stegnie i Helu.
Wyżywienie też nie jest tanie. W internecie można znaleźć zdjęcia paragonów, które są dowodem, że w miejscowościach nadmorskich za pełny obiad z daniem rybnym dla jednej osoby trzeba zapłacić nawet ponad 100 złotych.
Restauratorzy tłumaczą, że są w sytuacji bez wyjścia, bo to dystrybutorzy i rybacy podwyższają ceny.
ZOBACZ: Pendolino znów z wagonami gastronomicznymi
Oficjalne wyjaśnienia drożyzny nie mają nic wspólnego z epidemią koronawirusa. W Bałtyku żyje coraz mniej ryb, dlatego obowiązują bardzo restrykcyjne limity połowowe, co podnosi koszty rybołówstwa. Flądry podrożały ostatnio ponad dwukrotnie, a wzrost ceny dorsza jest tylko odrobinę mniejszy.
Drożej niż w 2019 roku jest również w nadmorskich budkach, gdzie za zapiekankę płaci się co najmniej 10 złotych, a za pizzę z mikrofalówki 20 złotych. Kufel zimnego piwa kosztuje więcej niż 10 złotych, nawet w mniej atrakcyjnych miejscach.
Są także tańsze hotele
Nie wszędzie jest drogo i nie wszędzie trzeba płacić więcej niż rok temu hotelarzom i restauratorom. Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego (IGHP) informuje, że 77 proc. hoteli miejskich i 45 proc. położonych poza miastami deklaruje, że liczba rezerwacji na lipiec i sierpień nie przekracza 20 proc. posiadanych pokoi. Efekt jest taki, że aż 60 proc. hoteli, by przyciągnąć klientów, postanowiło obniżyć ceny.
- Trudności związane z utrzymaniem płynności finansowej ma zdecydowana większość, bo aż 87 proc. ankietowanych hoteli. 84 proc. nie przewiduje osiągnięcia zysku w tym roku, a co trzeci hoteli dokonał redukcji pracowników zatrudnionych na umowach o pracę - czytamy w informacji IGHP.
ZOBACZ: Rekordowe rachunki za obiad nad morzem. Para zapłaciła 250 zł za dwie ryby
Według Izby, ponad 93 proc. hoteli skorzystało z pomocy państwa w ramach tarcz antykryzysowych, ale wysokość rządowego wsparcia finansowego pozytywnie oceniło tylko 5,5 proc. ankietowanych.
Szukanie tańszego hotelu w Polsce jest warte zachodu, bo nie możemy liczyć na niższe od ubiegłorocznych ceny wakacji zagranicznych. Touroperatorzy podkreślają, że co prawda popyt jest mniejszy, ale i podaż ograniczona.
Biura turystyczne szacują, że zainteresowanie wyjazdami na zagraniczny wypoczynek nie przekracza w tej chwili 30 procent tego, co miało miejsce w 2019 roku. Liczą, że w sierpniu ten odsetek wzrośnie do 50 proc. i że pojawi się potem efekt przesunięcia wakacji na wrzesień i październik.
Kino tak, ale ...domowe
Pandemia może mocno zmienić nawyki Polaków dotyczące oglądania filmów i seriali. W marcu i kwietniu, czyli w okresie surowej kwarantanny, gdy kina były zamknięte, a ludzie pozostawali w domach, e-handel zwiększył sprzedaż sprzętu RTV i AGD o ponad 70 proc.
Klienci kupili telewizory lepszej jakości, a liczba sprzedanych kart podarunkowych do Netflixa wzrosła o ponad 500 proc.
ZOBACZ: Zakaz handlu. W wyborczą niedzielę sklepy będą otwarte
Ogromny, nawet 200-procentowy, przyrosty sprzedaży zanotował także sektor gier.
Wiosna tego roku to również czas wielkiego kupowania laptopów. W marcu sprzedano ich 27 proc. więcej niż rok wcześniej, a w kwietniu aż 65 proc. Ze wstępnych szacunków wynika, że maj i czerwiec też były bardzo udane dla branży. Laptopy stają się instrumentami być może wielkiej zmiany cywilizacyjnej - początku epoki ludzi pracujących i uczących się zdalnie.
Mniejsze zyski z najmu mieszkań
Pandemia zaczyna zmieniać sytuację także na polskim rynku mieszkaniowym. Znacznie zmalał popyt na wynajem długoterminowy. W kwietniu w Warszawie ceny najmu spadły o 7,2 proc.
Kawalerek i trochę większych mieszkań nie potrzebowali studenci, którzy uczelniane zajęcia mieli prowadzone w trybie online, cudzoziemscy pracownicy, którzy często opuszczali Polskę i osoby w delegacjach, bo praktycznie wstrzymano wyjazdy biznesowe. Wynajem krótkoterminowy też znalazł się w impasie - brakuje turystów korzystających z lokali wynajmowanych na doby.
Posiadacze mieszkań na wynajem chyba nie mogą liczyć na szybką poprawę sytuacji. Co prawda premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że w październiku szkoły wyższe wrócą do normalnego funkcjonowania, ale sprawa nie jest przesądzona. Władze wielu uczelni zapowiadają, że jesienią będą kontynuować zajęcia zdalne, choćby po to, by nie mieć akademików wypełnionych studentami w momencie, gdy - być może - nadejdzie druga fala zachorowań na Covid-19.
ZOBACZ: Pierwszy kwartał nie był zły, ale gospodarka zmierza ku recesji
Kupno mieszkania pod wynajem to w Polsce popularna forma inwestowania, często finansowana kredytem. Każdy kto rozważa zaciągnięcie kredytu na zakup nieruchomości musi przeanalizować ryzyko związane z taką inwestycją. Spadek dochodów czynszowych może dramatycznie zmienić sytuację inwestorów.
Co ciekawe, z najnowszych danych wynika, że w ostatnich tygodniach w wielu dużych miastach ceny mieszkań poszły w górę - zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. W dodatku, większe mieszkania drożeją bardziej niż kawalerki (te czasami nawet tanieją). Jedną z przyczyn tego zjawiska może być przechodzenie coraz większej liczby osób na pracę online. Ludziom potrzebne będą większe mieszkania, skoro mają być nie tylko miejscem życia prywatnego, ale także codziennej aktywności zawodowej.
Jeszcze jedną konsekwencją popularyzacji pracy zdalnej może być spadek popytu na powierzchnie biurowe - zwłaszcza w największych miastach. Jeśli tak się stanie, to będzie to czas wielkiego egzaminu dla branży nieruchomości komercyjnych.
Czytaj więcej