Rekordowe rachunki za obiad nad morzem. Para zapłaciła 250 zł za dwie ryby
Ostatni długi weekend pokazał, że Polacy chętnie wyjeżdżają nad polskie morze. Półwysep Helski pękał w szwach, ale po powrocie turyści w mediach społecznościowych zaczęli zwracać uwagę na wysokie ceny. Zjawisko nazwano „paragonami grozy”, a my - razem z kolejną falą turystów - ruszyliśmy ich tropem. Materiał "Interwencji".
- Raz byłam we Włoszech, strasznie się męczyłam. I doszłam do wniosku, że za własne pieniądze więcej tam nie pojadę. A nad polskim morzem jest najlepiej - mówi pani Wioletta.
Dziś ostatni dzień roku szkolnego. Dla kurortów takich jak Chałupy zaczyna się gorący sezon, a plaże pękają w szwach.
ZOBACZ: Ile dzieci wyjedzie na kolonie? Minister edukacji podał dane
- Boże Ciało pokazało, że na całym półwyspie ciężko było znaleźć wolne miejsce i przestrzeń na wodzie, tak samo na lądzie. Wszystkie kwatery były wypełnione i myślę, że sezon tak samo dopisze i będzie w środku lata tak samo - mówi Daniel Michalski, instruktor windsurfingu.
Wideo: Kosmiczne ceny nad morzem. "Paragony grozy"
"Paragony grozy"
Może się jednak okazać, że w tym roku wypoczynek nad słonecznym Bałtykiem bardziej uszczupli rodzinne budżety. Już kilka tygodni temu w sieci zaczęły pojawiać się tzw. „paragony grozy”. Za rybę z frytkami trzeba było zapłacić nawet dwieście złotych. Śladem rachunków ruszyliśmy na Hel.
- Rzeczywiście, te ceny… Taki obiad z rybki swoje kosztuje - mówi pani Anna.
A o tym, że swoje kosztuje, przekonała się także pani Anna, która za dwie zupy, dwie porcje ryby, frytki i surówki zapłaciła aż 251 złotych.
ZOBACZ: 300 zł "na szkolną wyprawkę". Sprawdź, kiedy można składać wnioski
- O cenach nad morzem dyskutujemy od wielu lat, w przededniu każdego wysokiego sezonu, więc ten rok nie jest żadnym wyjątkiem - mówi Jarosław Lichacy, prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Lokalnych Organizacji Turystycznych. - Musimy wiedzieć, że ci restauratorzy, właściciele obiektów, są to również przedsiębiorcy, a może przede wszystkim przedsiębiorcy. A przedsiębiorcy muszą się kierować osiągnięciem zysku. Jeżeli takiego zysku nie osiągną, to po prostu prowadzenie takiego przedsiębiorstwa będzie bezsensowne - dodaje.
"Nie sposób kupić rybę"
- Jeszcze do niedawna port w miejscowości Hel zaopatrywał półwysep w świeże ryby. Teraz kutry stoją w porcie i kupić ryb tutaj nie sposób - wyjaśnia nam pan Andrzej - pośrednik w handlu rybami. U niego kilogram dorsza kosztuje 35 złotych. W restauracji ta cena rośnie nawet czterokrotnie.
Weszliśmy do restauracji, w której paragon wyniósł 251 złotych.
- Wzięli sobie największą, najcięższą rybę, jaka może być. Wzięli sobie wszystko na pełnej opcji po dwa, no to wyszło tyle - mówi właścicielka.
- Mnie najbardziej wkurzyło to na tym paragonie, że tam jako takiej nie ma tej ryby zważonej. I nie ma porcji tej ryby. Jest napisane tylko: 1 x 138 złotych. Ryba na wagę - mówi pani Anna.
"Uważam, że to przesada"
Pani Elżbieta: Ja zapłaciłam za obiad z mężem, w przeciętnej restauracji 140 złotych. Maleńka rybka, frytki, surówka i dwa piwka. Uważam, że to jest bardzo duża przesada.
Reporter: A jak pani myśli, skąd to się bierze? Restauratorzy odbijają sobie ten sezon trochę opóźniony?
Pani Elżbieta: Po prostu ten czas, taki niezarobkowy, sobie po prostu teraz odbijają.
- Oczywiście, że zawsze się znajdą takie osoby, które będą próbowały wykorzystać daną sytuację. Dlatego też apeluję do turystów, którzy wypoczywają tutaj, szczególnie w regionie nadmorskim, żeby po prostu kontrolowali ceny. Żeby samoistnie po prostu, gdzie jest za drogo, nie korzystać z tego - mówi Jarosław Lichacy.
Reporter: Czym to polskie morze wygrywa z innymi miejscami?
Pan Andrzej: Czym? Chyba niczym. Tylko tym, że polskie i blisko.
I mimo, że czasami pogoda płata figle, czasami bywa drożej niż zwykle - ceny nie odstraszają turystów. - Trzeba gdzieś pojechać i odpoczywać. Trochę się portfel bardziej uszczupli, ale wakacje będą - przekonuje pan Andrzej.
Czytaj więcej