Śmierć konia nad Morskim Okiem. Górale odpierają zarzuty

Polska
Śmierć konia nad Morskim Okiem. Górale odpierają zarzuty
Policja w Zakopanem
Konia na drodze ku Morskiemu Oku spłoszył przelatujący helikopter. Zwierzę spłoszyło się i zginęło, zeskakując z drogi

"Nieprawdziwe są przekazy o rzekomym cierpieniu zwierzęcia w trakcie transportu" - napisali fiakrzy, którzy wożą turystów do Morskiego Oka konnymi wozami. W miniony czwartek nisko przelatujący helikopter spłoszył zaprzęg, a jeden z koni wypadł za bariery i został uśpiony wskutek obrażeń. "Rozstrzygająca jest wiedza wezwanego weterynarza" - głosi oświadczenie wozaków.

Jednak zanim poturbowane zwierzę zostało uśpione przez weterynarza, zostało wydostane na drogę i załadowane na przyczepę. Pojawiły się zarzuty, że cierpiący koń był przewożony i traktowany niehumanitarnie.

 

ZOBACZ: Kangur w lesie pod Włocławkiem. Trwają poszukiwania zwierzaka

 

"Koń został na miejscu opatrzony i wszedł o własnych siłach na przyczepę, a następnie został przetransportowany na dalsze badania. Lekarze weterynarii niestety musieli wówczas podjąć decyzję o uśpieniu zwierzęcia. Według naszej wiedzy nieprawdziwe są przekazy medialne dotyczące rzekomego cierpienia zwierzęcia w trakcie transportu i istnienia przesłanek dla uśpienia konia już w chwili i na miejscu zdarzenia" - napisało w oświadczeniu Stowarzyszenie Przewoźników do Morskiego Oka.

 

Dodało, że "w tej kwestii rozstrzygające jest wiedza specjalisty: lekarza weterynarii obecnego na miejscu, a nie opinie osób postronnych, negatywnie nastawionych do wszystkiego, co ma związek z naszą pracą".

 

"Taki wypadek mógł wydarzyć się w każdym innym miejscu"

 

Zdaniem fiakrów, wypadek nie miał związku z przewozami na trasie turystycznej, a gdy się wydarzył, na wozie nie było turystów.

 

"W czwartek 18.06.2020r. w miejscu wyznaczonym do postoju koni na Włosienicy, w czasie odbywania regulaminowego wypoczynku koni, kiedy jeden z fiakrów wykonywał czynności pielęgnacyjne i nakrywał konie derkami, zwierzęta zostały spłoszone przez bardzo duży hałas przelatującego na niskim pułapie śmigłowca" - piszą wozacy.

 

ZOBACZ: Hałas spłoszył konie z Morskiego Oka. Jeden "przeleciał przez bariery i leżał do góry nogami"

 

Podkreślają także, że na miejsce zdarzenia wezwana została policja, straż pożarna i Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Opiekę nad rannym koniem przejął wezwany na miejsce lekarz weterynarii. Według stowarzyszenia weterynarz "zdecydował o dalszym postępowaniu".

 

"W wyniku zdarzenia ucierpiał również fiakier, który usiłował uspokoić konie. Został on poturbowany przez konie i wciągnięty pod wóz, przez co wymagał hospitalizacji" - napisano w oświadczeniu.

 

"Taki nieszczęśliwy wypadek mógł mieć miejsce w każdym innym miejscu, dlatego też niezasadne jest wiązanie zdarzenia z przewozami do Morskiego Oka" - piszą górale.



Konne wozy do przewozu turystów wróciły na trasę z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka 18 maja po przerwie wywołanej koronawirusem. Władze Tatrzańskiego Parku Narodowego wstrzymały ruch fasiągów 13 marca.


hlk/wka/ polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie