Śmierć Kobego Bryanta. Nowe ustalenia ws. przyczyn katastrofy śmigłowca

Świat
Śmierć Kobego Bryanta. Nowe ustalenia ws. przyczyn katastrofy śmigłowca
Wikimedia Commons/Keith Allison/CC BY-SA 2.0
Rada Bezpieczeństwa ujawnia - do katastrofy mogło dojść z winy pilota śmigłowca

Pilot śmigłowca, w katastrofie którego zginął m.in. legendarny koszykarz Kobe Bryant, stracił orientację we mgle i źle ocenił wysokość, na której się znajdował - wynika z fragmentu raportu Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), jaki zdecydowano się opublikować. Na pełen raport i końcowe wnioski ws. przyczyn katastrofy trzeba jeszcze poczekać.

Do katastrofy Sikorsky S-76B doszło pod koniec stycznia w Calabasas, 65 km na północny-zachód od Los Angeles. W wypadku zginęło dziewięć osób, czyli wszyscy którzy znajdowali się na pokładzie. Jedną z ofiar była 13-letnia córka koszykarza - Gianna.

 

Zaczął tracić wysokość

 

W środę amerykańskie media dotarły do liczącego ponad tysiąc stron raportu dot. okoliczności zdarzenia. Eksperci NTSB krok po kroku prześledzili kolejne etapy lotu śmigłowca, za sterami którego siedział Ara Zobayan - ulubiony pilot Kobego Bryanta.

 

ZOBACZ: Śmierć Kobego Bryanta. Są wyniki sekcji zwłok

 

Z ustaleń śledczych wynika, że przed każdym lotem, w którym brał udział koszykarz, osoby za niego odpowiedzialne - m.in. koordynator i pilot - wymieniali się SMS-ami na temat warunków pogodowych i stanu technicznego maszyny. 26 stycznia, ok. 45 minut przed odlotem Zobayan zapewniał, że warunki "są ok" i nie ma przeciwwskazań do wzbicia śmigłowca w powietrze, pomimo niewielkiej mgły. Po godz. 9 czasu lokalnego, maszyna wystartowała z lotniska im. Johna Wayne'a w hrabstwie Orange.

 

Po oderwaniu maszyny od ziemi pogoda nagle się pogorszyła - mgła znacznie utrudniała widoczność. Zobayan przekazał kontrolerom, że będzie się starał wzlecieć ponad warstwę chmur, na wysokość ok. 4 tys. stóp (ok. 1200 metrów). Po chwili jednak maszyna zaczęła gwałtownie tracić wysokość. Pilot nie odpowiedział na kolejne wezwania.

 

Był trzeźwy, nie było awarii silnika

 

Helikopter ok. godz. 10 miał lądować nieopodal akademii sportowej im. Bryanta w Los Angeles. Gianna chciała wziąć udział w turnieju koszykówki. Jednak śmigłowiec zniknął z radarów o godz. 9:45. Firma, do której należała maszyna próbowała namierzyć ją za pomocą zainstalowanych nadajników GPS, na poszukiwania wysłała również drugi śmigłowiec. Na ratunek było jednak za późno - Sikorsky S-76B rozbił się o górskie zbocze, nikt nie przeżył katastrofy.

 

ZOBACZ: Wyciekły zdjęcia zwłok Kobe'ego Bryanta. Żona "zdruzgotana"

 

Zdaniem ekspertów pilot mógł być "zdezorientowany przez trudne warunki pogodowe" i "źle ocenić swoją wysokość". Niewykluczone, że to właśnie jego błąd doprowadził do rozbicia maszyny. Do tej pory jednak nie zdecydowano się na podanie dokładnej przyczyny katastrofy - fragmenty dotychczas opublikowanego raportu liczą 1700 stron. Wcześniej NTSB wstępnie wykluczyła awarię silnika.

 

W maju ujawniono wyniki sekcji zwłok katastrofy helikoptera. Ustalono, że 50-letni Zobayan w momencie wypadku nie był pod wpływem alkoholu ani narkotyków.

bas/ CNN, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie