Mieszkanie po "wampirze z Bytowa" sprzedane

Polska
Mieszkanie po "wampirze z Bytowa" sprzedane
Polsat News
Według śledczych, "wampir z Bytowa" od 1984 r. do 1992 r. mordował kobiety w całej Polsce, bijąc je i dusząc, a następnie gwałcąc

Sonia i Marcin Burandt byli jedynymi chętnymi na kupno mieszkania po "wampirze z Bytowa" - w śledztwie Leszek P. przyznał się do ponad 60 morderstw. Nabywcy stawili się na czwartkowym przetargu ogłoszonym przez gminę Borzytuchom i kupili lokum za 39 tys. 390 zł. - Chcemy ten budynek doprowadzić do stanu użytkowego, zachować charakter i smak architektury - powiedzieli nabywcy.

Lokal o pow. 56,50 mkw. znajdujący się w budynku w miejscowości Osieki 7, w którym mieszkał wraz z wujkiem skazany za morderstwo i gwałty Leszek P., nazywany "wampirem z Bytowa", wraz z przynależnym udziałem w gruncie i częściach wspólnych nieruchomości wystawiła na sprzedaż gmina Borzytuchom (Pomorskie). Cenę wywoławczą określono na 39 tys. zł. Przetarg zaplanowano na 18 czerwca. Wymagane 4 tys. wadium w ostatnim możliwym terminie (12 czerwca) wpłacił jeden zainteresowany i choć pieniądze na konto gminy trafiły dopiero 15 czerwca, to przetarg się odbył.

 

Mieszkanie po "wampirze z Bytowa" kupiło za 39 tys. 390 zł małżeństwo mieszkające w gminie Borzytuchom. To Sonia i Marcin Burandt, którzy działają w branży weselnej.

 

"Mamy masę pomysłów"

 

- Chcemy ten budynek doprowadzić do stanu użytkowego. Przede wszystkim zainspirowała nas architektura. Interesują nas obiekty poniemieckie. Sami też mieszkamy w budynku z architekturą XIX-wieczną - powiedziała nabywczyni.

 

ZOBACZ: Dożywocie za 136 gwałtów. Doktorant z Manchesteru "najbardziej masowym gwałcicielem w historii"

 

Przyznała, że gdy z mężem weszła do budynku i zobaczyła ruinę, poczuła lekkie przerażenie. Zachwycił ją jednak strych, mimo że na pierwszy rzut oka wydawało się, że belki stropowe będą nie do uratowania. - Marcin po konsultacjach z kolegami z branży budowlanej doszli jednak do wniosku, że jesteśmy w stanie doprowadzić ten dom do użytku. Mamy masę pomysłów i codziennie rozmawiamy, co tam zrobimy i jak to zrobimy. Sama już się nie mogę doczekać pierwszych prac - zaznaczyła Burandt.

 

Mąż kobiety podkreślił, że to żona sprawiła, że zgłosili się do przetargu i kupili to mieszkanie. To ona będzie zajmować się urządzaniem wnętrza. Podkreśliła, że zamierza zachować surowy, rustykalny klimat budynku, oryginalna cegłę. Liczy, że uda jej się zachować drzwi wejściowe. - Mamy dużo starych mebli, które zamierzamy tam przenieść - powiedziała.

 

"Może ta wioska będzie się w przyszłości rozwijała turystycznie" 

 

Oboje podkreślili, że nie zamierzają się wprowadzić do kupionego lokum. - Nam to mieszkanie nie będzie służyło. Może ta wioska będzie się w przyszłości rozwijała turystycznie i w tym kierunku i my pójdziemy z naszą inwestycją - mówił Burandt w kontekście ewentualnego wynajmu.

 

Zaznaczył przy tym, że "motorem napędowym" do nabycia nieruchomości po "wampirze z Bytowa" nie był "jej poprzedni lokator". - On tam zresztą tylko pomieszkiwał, jak mówią mieszkańcy, był skrzywdzonym dzieckiem, ofiarą tamtych czasów - powiedział nowy właściciel mieszkania w Osiekach.

 

Małżeństwo czeka jeszcze kilka formalności związanych z nabyciem nieruchomości, w tym podpisanie aktu notarialnego.

 

Burandtowie zapowiedzieli, że prace remontowe zamierzają rozpocząć nie wcześniej niż zimą.

 

Poniemiecki trzyrodzinny budynek

 

Gmina Borzytuchom wymeldowała Leszka P. z mieszkania w budynku Osieki 7 w marcu 2020 r. Kilka lat wcześniej przeprowadziła jego wujka do lokum w Borzytuchomiu.

 

Nieruchomość w Osiekach to poniemiecki trzyrodzinny budynek. Po upadku pegeerów przejęła go Agencja Nieruchomości Rolnych. Obecnie mieszkają w nim dwie rodziny, które wykupiły mieszkania na własność i jak powiedział wójt gminy Borzytuchom dr Witold Cyba, dbają o swoje części. Natomiast lokum, w którym jako ostatni faktycznie mieszkał krewny Leszka P., jest w gestii gminy. Pustostan popadł w ruinę, wymaga generalnego remontu. Jeszcze w 2019 r. gmina planowała go sprzedać, ale wycofała się z przetargu. Zdecydowała, że przeprowadzi postępowanie, gdy Leszek P. zostanie wymeldowany.

 

Decyzja administracyjna o wymeldowaniu z mieszkania gminnego Leszka P. nie została zaskarżona. Dr Witold Cyba poinformował, że Leszek P. kontaktował się z urzędem, rozmawiał z pracownicą, pytał o wujka, o to, co ludzie o nim mówią. Nie interesował się sprawą przetargu.

 

Przyznał się do ponad 60 morderstw

 

Leszka P. uważano za największego seryjnego mordercę w Polsce. Po raz pierwszy skazany został w 1992 r. za zgwałcenie 40-letniej kobiety: dostał wyrok dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Później prokuratura oskarżyła go o 20 przestępstw, w tym 17 zabójstw. Według śledczych, "wampir z Bytowa" (jak go nazwała prasa) od 1984 r. do 1992 r. mordował kobiety w całej Polsce, bijąc je i dusząc, a następnie gwałcąc. W śledztwie P. przyznał się do ponad 60 morderstw. Podczas procesu zmienił jednak wyjaśnienia i nie przyznał się do żadnego zarzutu. Twierdził, że do obciążenia samego siebie namówili go policjanci, obiecując lepsze traktowanie oraz dając paczki z żywnością i alkohol.

 

ZOBACZ: Szokująca zbrodnia na 23-latce. Oprawca interesował się okultyzmem, kanibalizmem

 

W grudniu 1996 r. Sąd Wojewódzki w Słupsku uznał P. za winnego tylko jednego zabójstwa i zgwałcenia - 17-letniej Sylwii D. spod Słupska i orzekł karę 25 lat więzienia. Od pozostałych zarzutów uniewinniono go. Sąd podkreślił słabość aktu oskarżenia i uznał, że P. podpowiadano wiele szczegółów dotyczących zbrodni. "Dochodzenie prowadzono tendencyjnie, dopasowując dowody do treści wyjaśnień oskarżonego. Zapewne wielu spraw objętych aktem oskarżenia już nigdy nie uda się wyjaśnić" - konkludował sąd.

 

Po wyroku "wampir z Bytowa" trafił do placówki w Gostyninie

 

Od wyroku odwołał się zarówno prokurator, który żądał dla P. dożywocia, jak i obrona - która wnosiła o uniewinnienie. W marcu 1998 r. gdański Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. Obie strony procesu wniosły kasację do Sądu Najwyższego. Ostatecznie prokuratura kasację wycofała, a tą wniesioną przez obronę SN odrzucił jako "oczywiście bezzasadną" i utrzymał karę 25 lat więzienia za zabójstwo 17-latki.

 

Kara zakończyła się 11 grudnia 2017 r. P. jednak nie wyszedł na wolność. Został umieszczony w placówce w Gostyninie, gdzie trafiają sprawcy najpoważniejszych przestępstw, którzy odbyli karę więzienia, ale w opinii dyrektorów placówek powinni nadal być izolowani, bo z powodu preferencji seksualnych lub zaburzeń osobowości mogą nadal popełniać kolejne przestępstwa.

grz/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie