"Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z doktorem Mengele, bo jesteś stracona"

Polska
"Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z doktorem Mengele, bo jesteś stracona"
Polsat News
Lucyna Adamkiewicz brała udział w Powstaniu Warszawskim i trafiła do niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz oraz Gusen II.

- Byłam poinstruowana przez więźniarkę, która w obozie była dwa lata: nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z doktorem Mengele, bo jesteś stracona - wspomina Lucyna Adamkiewicz w rozmowie z Marcinem Fijołkiem. Kobieta brała udział w Powstaniu Warszawskim i trafiła do niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz oraz Gusen II.

W niedzielę przypada 80. rocznica pierwszej deportacji Polaków. Niemcy umieścili 728 mężczyzn przywiezionych z Tarnowa w piwnicy budynku zajmowanego obecnie przez Małopolską Uczelnię Państwową. 14 czerwca 1940 r. uznawany jest za dzień, w którym obóz zaczął funkcjonować. Obecnie obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady.

 

"Cud się stał"

 

Lucyna Adamkiewicz do obozu trafiła w czasie Powstania Warszawskiego. Miała 17 lat. - Przez miesiąc nie brali nas do pracy. Po miesiącu zostałam wcielona do komanda kamiennego. Nie było łatwo – dodała.

 

Jak wspomina, oficera SS i lekarza w obozie koncentracyjnym Auschwitz Josefa Mengele, widziała "na wyciągnięcie dłoni". - Byłam poinstruowana przez więźniarkę, która w obozie była dwa lata: nie nawiązuj kontaktu wzrokowego z doktorem Mengele, bo jesteś stracona – dodała.

 

ZOBACZ: Auschwitz-Birkenau. Machina śmierci ruszyła 80 lat temu

 

Później trafiła do szpitala, chora na dur. - Tam lekarka, Polka, wysmarowała nam twarz gencjaną i zrobiła kropki. Jak wszedł Mengele, to powiedziała: panie doktorze, proszę nie wchodzić, bo ja jeszcze nie mam zidentyfikowanej tej choroby. Cud się stał, bo jednym kiwnięciem mógł nas skierować do komory gazowej - dodała.  

 

Następnie trafiła do obozu Gusen II.

 

WIDEO: Rozmowa Marcina Fijołka z Lucyną Adamkiewicz

  

"Odruchy dobroci"

 

Powiedziała, że zdarzały się też "odruchy dobroci". - Esesman posłał mnie do kantyny z kartką po pięć bułek. No to ja rozkaz wykonuję, przynoszę bułki. Odsunął mi jedną. Mówię: "dziękuję, nie jestem głodna". Ironicznie przyglądał się, wiedział, że jestem głodna. "Masz, rozkazuję ci to wziąć". I tak się to powtarzało przez pięć dni - opowiada.

 

Kiedy o zdarzeniu wspomniała matce, ta powiedziała: "dziecko kochane, on będzie chciał zapłaty za to". - Piątego dnia zaczęłam strasznie płakać, mówić: "proszę pana, nie wezmę od pana tej bułki" - powiedziała. - Domyślam się, co ty myślisz, ale ja mam córkę, która nazywa się tak, jak ty i ma tyle lat, co ty – odparł.  

pgo/luq/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie