Widzisz podobny gest na wideoczacie? To wołanie o pomoc
Mechanizmy przemocy w rodzinie to złożony temat i "bierność" ofiar wydaje się często niezrozumiała, szczególnie osobom postronnym. Ofiary przemocy domowej często podlegają ścisłej kontroli swoich oprawców, a przez to trudniej im zwrócić się do otoczenia o pomoc. Niektóre organizacje kobiece promują dyskretne sygnały lub inne rozwiązania, które mogą ułatwić nieme wołanie o pomoc.
Mimo że obostrzenia związane z koronawirusem są na całym świecie stopniowo znoszone, wiele rodzin wciąż pozostaje w zamknięciu - czy to ze względu na kwarantannę, czy brak możliwości powrotu do pracy stacjonarnej. Od początku epidemii specjaliści z całego świata sygnalizują, że sytuacja ta dla wielu osób doświadczających przemocy w rodzinie może być dramatyczna w skutkach.
Kanadyjska organizacja Canadian Women's Foundation wypromowała w ostatnich tygodniach dyskretny sygnał, który można zastosować w czasie wideoczatu z bliską osobą, aby zasygnalizować, że jest się ofiarą przemocy, nie zostawiając przy tym śladów, do których mógłby dotrzeć oprawca. Chodzi o gest zaciśnięcia kciuka na otwartej dłoni. Można to zrobić niepostrzeżenie, kontynuując przy tym zwykłą rozmowę.
Dyskretny sygnał powinien być dyskretny
Do Polski przed kilkoma laty dotarła viralowa kampania zainicjowana w mediach społecznościowych. Chodziło o symbol czarnej kropki narysowany we wnętrzu dłoni.
Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie osobę, która ma czarną kropkę na dłoni, powinniście natychmiast zawiadomić policję. Czarna kropka oznacza, że ta osoba ma kłopoty. "Kampania Czarnej Kropki" zaczęła się na Facebooku i ma pomóc w rozpoznaniu ofiar przemocy domowej. Ta zwykła czarna kropka na ręce sygnalizuje, że proszą o pomoc. W ten sposób mogą pokazać, że są w niebezpieczeństwie. Więc jeżeli zauważycie kogoś z czarną kropką na dłoni, pomóżcie mu, wzywając policję - głosił post udostępniany przez użytkowników w formie "łańcuszka".
ZOBACZ: Bosak chce wypowiedzenia konwencji stambulskiej
Specjaliści czynnie zaangażowani w pracę z przemocowymi rodzinami bardzo szybko zasygnalizowali, że tego rodzaju "kampanie" prowadzone spontanicznie i "po partyzancku" mogą jednak przynieść więcej szkody niż pożytku. "Dyskretny" sygnał przestaje być dyskretny, jeżeli może z łatwością dotrzeć do agresorów.
Warto zaufać specjalistom
W sieci można znaleźć również wiele innych pomysłów na to, jak wezwać pomoc - na przykład dzwoniąc pod numer 112 z zamówieniem pizzy. Trudno jednak założyć, że każdy dyspozytor linii alarmowej zorientuje się, że nie chodzi o dowcip, a być może o sprawę życia lub śmierci.
ZOBACZ: Znęcał się nad rodziną podczas kwarantanny. Trafił do policyjnego aresztu
Najbezpieczniej oczywiście skontaktować się z odpowiednimi organizacjami, które zajmują się niesieniem pomocy i zapewniają ofiarom profesjonalne wsparcie psychologiczne oraz prawne. W Polsce są to m.in. Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" lub Feminoteka.
Jeżeli z jakichkolwiek przyczyn nie jest to możliwe, warto umówić się na własny, naprawdę dyskretny znak z bliską osobą, do której mamy zaufanie.
Polacy: prawo niedostatecznie chroni ofiary przemocy
Badanie Kantar przeprowadzone w 2019 roku na zlecenie ministerstwa rodziny wykazało, że aż 57 proc. Polaków doświadczyło w swoim życiu jednej z form przemocy: psychicznej, fizycznej, ekonomicznej lub seksualnej. Przy tym 72 proc. ankietowanych zgodziło się z tezą, że prawo niedostatecznie chroni ofiary przemocy w rodzinie. Na pierwszym miejscu tego niechlubnego zestawienia znalazły się: przemoc psychiczna, której osobiście doświadczyło 53 proc. ankietowanych, oraz fizyczna - 23 proc.
Z kolei w badaniu zleconym przez MRPiPS w 2014 roku "tylko" 24,7 proc. respondentów deklarowało, że w ciągu życia osobiście doświadczyło co najmniej jednej z czterech form przemocy (psychicznej, ekonomicznej, fizycznej, seksualnej).
ZOBACZ: Dramat bliźniaczek spod Lęborka trwał miesiącami. Podejrzani nie przyznają się do winy
"Najnowsze liczby urealniają zjawisko. Myślę, że dzięki temu przechodzimy mentalnie z grupy krajów zaściankowych, które niewygodne problemy zamiatają pod dywan, do tych bardziej wyedukowanych, które z problemami walczą" - stwierdziła wówczas Renata Durda, szefowa Niebieskiej Linii Instytutu Psychologii Zdrowia cytowana przez "Dziennik Gazetę Prawną".
Sylwia Bąba z firmy Kantar dodała, że wcześniejsze sondaże opierały się na wywiadach telefonicznych, tymczasem w ubiegłorocznym badaniu wykorzystano pogłębione wywiady online. Jej zdaniem dalsze działania, np. kampanie społeczne i zmiany w prawie, powinny nauczyć nas, jak działać, komu zgłaszać problem i jakiej reakcji oczekiwać.
Czytaj więcej