Spotkania wyborcze bez obowiązkowego dystansu. "Wysyłają sygnał, że epidemii nie ma"
Za nami pierwsze dni kampanii wyborczej. Kandydujący na urząd prezydenta RP jeżdżą po całej Polsce, spotykając się z mieszkańcami miast i wsi. W konwencjach uczestniczy często kilkaset osób stojących blisko siebie, niezachowujących dystansu. Kandydaci robią sobie z nimi zdjęcia, przytulają i ściskają. Czy zapomnieli o koronawirusie?
Andrzej Duda, Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz, Robert Biedroń i Krzysztof Bosak - każdy z tych kandydatów na prezydenta w ciągu ostatnich kilku dni przynajmniej jeden raz złamał zasadę związaną z utrzymywaniem bezpiecznego dystansu.
ZOBACZ: Internauci pytali premiera o wesela w czasie epidemii. "Dystans jest potrzebny"
Choć początkowo mogą mieć plan i wszystko wydaje się bezpieczne, potem - szczególnie po spotkaniu - wyborcom trudno zapanować nad emocjami. Wielu z nich chce zrobić sobie zdjęcie lub uściskać faworyta i życzyć mu powodzenia. Przekraczanie wskazanej odległości staje się niebezpiecznie nie tylko dla kandydatów, ale również dla obecnych na konwencji.
"Nie jest to rozsądne"
Dr Paweł Grzesiowski - ekspert w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń - w rozmowie z polsatnews.pl zaznacza, że "nie ma powodu myśleć, że jesteśmy w innym momencie epidemii".
ZOBACZ: Papież Franciszek apeluje w sprawie koronawirusa
- Likwidowanie dystansu może spowodować wzrost zakażeń. Przypominam, że wciąż nie można organizować zgromadzeń większych niż 150 osób. Jeśli kandydaci na prezydenta nie przestrzegają zaleceń i przepisów, które dla wszystkich są takie same, wysyłają społeczeństwu podprogowy sygnał, że epidemii nie ma. Myślę, że nie jest to rozsądne. Źle się dzieje i obawiam się, że totalne rozluźnienie obostrzeń doprowadzi do nowej fali zachorowań teraz, nie jesienią - wyjaśnia.
Czy czeka nas scenariusz włoski lub hiszpański?
- Nic od marca się nie zmieniło, wirus wciąż krąży. Może 2 proc. przechorowało Covid-19, ale to zdecydowanie za mało, by mówić o odporności zbiorowej - podkreśla lekarz.