Sprawa spółdzielni Ujeścisko. Protest poszkodowanych przed prokuraturą
Kilkadziesiąt rodzin zapłaciło za mieszkania i domy na terenie spółdzielni mieszkaniowej Ujeścisko w Gdańsku i zostały z niczym. Budowa nieruchomości ciągnie się już kilka lat i nie wiadomo, kiedy zakończy. Po ubiegłotygodniowym incydencie na terenie spółdzielni, poszkodowani w tej sprawie zebrali się przed budynkiem gdańskiej prokuratury. Apelują o interwencję Zbigniewa Ziobry i ukaranie winnych.
W piątek na terenie spółdzielni doszło do incydentu z udziałem jej byłego prezesa. Kilka minut po godzinie szóstej mężczyźni podający się za policjantów wtargnęli do budynku spółdzielni Ujeścisko. Ochroniarz został poinformowany, że mają nakaz.
- Agent ochrony obiektu uchylił drzwi i został wepchnięty - relacjonował Marcin Redosz, szef firmy ochroniarskiej. Potem w ruch poszedł gaz pieprzowy. Ochroniarzy trzeba było zawieźć do szpitala. Na miejsce wezwano funkcjonariuszy policji. Jeden z mężczyzn został zatrzymany pod zarzutem nielegalnego posiadania broni.
Były prezes spędził na terenie spółdzielni wraz z mężczyznami podającymi się za policjantów dwie godziny. Nie wiadomo co robili w środku, kamery zostały zasłonięte. Gdy wychodził, w ręce trzymał dokumenty.
ZOBACZ: Wojna spółdzielni... o drogę. Na konflikcie cierpią mieszkańcy osiedla
Wpłacili oszczędności życia
W odpowiedzi na piątkowe zajścia, poszkodowane rodziny, które dotąd nie odebrały mieszkań, zorganizowały pikietę przed budynkiem Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Jak relacjonował reporter Polsat News, zebrało się kilkadziesiąt osób.
Poszkodowani opowiadali, że wpłacili za nieruchomości oszczędności życia - po 200-300 tys. złotych. Zaciągnęli kredyty, które muszą spłacać, a mieszkań wciąż nie ma.
Protestujący postawili przed budynkiem prokuratury dwie kukły, które mają symbolizować byłych prezesów spółdzielni. To oni - zdaniem poszkodowanych - są głównymi winowajcami ich nieszczęścia.
Rodziny twierdzą, że prokuratura nie zrobiła nic, aby im pomóc. Stąd pikieta właśnie w tym miejscu.
ZOBACZ: Zapłacili, a mieszkań nie ma. Kłopoty spółdzielni
- Spotkaliśmy się, żeby wyrazić swoje oburzenie i niezadowolenie wobec działań prawdopodobnie przestępczych poprzedniego zarządu, który doprowadził do wielomilionowych długów spółdzielni - mówił pan Łukasz.
Mężczyzna przedstawił także postulaty, z jakimi protestują poszkodowani: o jak najszybsze postawienie zarzutów osobom odpowiedzialnym za zadłużenie, o zabezpieczenie majątku wyprowadzonego ze spółdzielni, o ograniczenie możliwości mataczenia przez poprzednie zarządy, o intensyfikację śledztwa prokuratorskiego oraz o "niezwłoczne wyjaśnienie kwestii kryminalnych w związku ze zmianami władz spółdzielni". Mężczyzna wymienił m.in. kwestię założonych podsłuchów na terenie spółdzielni oraz zajść, do jakich doszło w piątek.
"Zgłosiło się 190 poszkodowanych"
Na miejsce przyjechał także wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak, który przekonywał, że miasto działa, aby pomóc w uporządkowaniu sytuacji finansowej spółdzielni.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prok. Grażyna Wawryniuk powiedziała Polsat News, że śledztwo w tej sprawie jest wielowątkowe, a śledczy gromadzą materiał dowodowy.
- Prokuratura już w ubiegłym roku widziała potrzebę zwrócenia się do osób, które zawarły umowy ze spółdzielnią na wybudowanie lokalu, aby - jeżeli czują się poszkodowane opóźnieniami związanymi z realizacja tych inwestycji - zgłaszały się do prokuratury - mówiła. Jak dodała, dotychczas zgłosiło się 190 osób, z czego około 100 zostało już przesłuchanych.
WIDEO: protest przed gdańską prokuraturą
Ponad 30 mln zł zadłużenia
Piątkowe wejście do budynku spółdzielni komentował obecny, nowo wybrany prezes, który wraz z mieszkańcami chce wyprowadzić budżet na prostą.
- Myśleliśmy, że może to być zadłużenie kilku milionów. W tej chwili jesteśmy pewni, że jest to więcej, niż 30 milionów złotych - poinformował Cezary Pawłowicz, prezes spółdzielni Ujeścisko.
Sprawą spółdzielni zajmowały się redakcje "Interwencji" i "Państwa w Państwie", bo konflikt trwa od kilkunastu lat. - Tutaj mamy oszukanych kilkaset rodzin, które twierdzą, że wpłaciły oszczędności życia, zapłaciły za mieszkania i nie mogą tych mieszkań od kilku lat uzyskać, odzyskać - powiedziała Agnieszka Zalewska, reporterka "Państwa w Państwie".
- Czekamy od listopada 2017 roku, to już trzecia Wigilia, a mój mąż nie wiadomo, czy dożyje. On już mówił, że prezesa będzie straszył, jak umrze. W ogródku miał siedzieć, a tak na czwartym piętrze jest uwięziony - opowiadała "Interwencji" jedna z osób czekających na mieszkanie.
ZOBACZ: Mają wysypisko śmieci tuż pod oknami. Mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce
- W moim przypadku to jest około 200 tysięcy złotych. Tak naprawdę nie wiem, co się stało z tymi pieniędzmi. Czekam, to już jest na zasadzie ufności mojej – mówi kolejna osoba.
Decyzją Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej w spółdzielni prowadzona jest kontrola, a Prokuratura Okręgowa w Gdańsku bada, czy nie doszło do sprzeniewierzenia środków finansowych.