Opiekowały się seniorami w Niemczech. Pieniędzy nie dostały
Alicja F. prowadzi w Zgorzelcu agencję, która zatrudnia opiekunki do pracy przy osobach starszych w Niemczech. Po zakończonym zleceniu nie płaci za pracę. Poszkodowane latami czekają na pieniądze. Zaległości są znaczne - zaczynają się od 12 tys. złotych. Alicja F. podpisuje kolejne oświadczenia, że pieniądze odda i na tym się kończy. Lista poszkodowanych wciąż się wydłuża. Reportaż "Interwencji".
66-letnia pani Zyta i 56-letnia pani Barbara nie mają ze sobą wiele wspólnego. Mieszkają w różnych miastach. Zupełnie się nie znają. Połączyła je jednak krzywda, o której postanowiły opowiedzieć reporterom "Interwencji". Obie potrzebowały pieniędzy, więc pracowały jako opiekunki do osób starszych w Niemczech. Zatrudniała je Alicja F. ze Zgorzelca.
- Pani, którą opiekowałam się w Berlinie, była chora psychicznie. Ja po tygodniu chciałam wracać. Ona do mnie w nocy przychodziła, drzwi otwierała, nie wiedziałam, co chce. Bełkotała - mówiła pani Zyta Murawska.
"Kazała czekać, bo firma ma problemy"
Dziś Alicja F. prowadzi w Zgorzelcu agencję pośrednictwa pracy za granicą. Wcześniej miała podobną firmę, ale o innej nazwie. Bohaterki reportażu "Interwencji" to byłe pracownice obu tych firm. Twierdzą, że kłopoty zaczynają się po zakończeniu kontraktu. Poszkodowane na swoje pieniądze czekają już ponad dwa lata. Każdej z nich Alicja F. jest winna ponad 10 tysięcy złotych.
- Rozmowę kwalifikacyjną odbyłam przez telefon. Pytała, czy umiem mówić po niemiecku. Zawarłam dwie umowy: jedną za 1650 euro, a drugą za 1400 euro - wyliczyła pani Barbara Boruc.
ZOBACZ: Twierdzą, że 86-latka zużyła gaz za 21 tys. zł
- Jest moją niedaleką sąsiadką. Nasi mężowie się znają. Kiedyś mąż przyszedł i powiedział, że ona otworzyła firmę w Zgorzelcu. Zaproponowała mi pracę. Ja pani Ali powiedziałam, że pracuję na piec centralnego ogrzewania. Gdy wróciłam z Niemiec kazała czekać, bo firma "ma problemy". Mam SMS-y: "przyjdź jutro", "przyjdź pojutrze" - dodała pani Zyta.
WIDEO: Materiał "Interwencji"
Właścicielka agencji: mam dowody, że płacę
Alicja F., jak mówiły "Interwencji" poszkodowane, kilkukrotnie obiecywała, że pieniądze zapłaci. Dawała też zobowiązania na piśmie. Dziś do winy się nie poczuwa. Odmawia też oficjalnej wypowiedzi przed kamerą. Tymczasem poszkodowanych może być znacznie więcej.
Reporterzy "Interwencji" starali się porozmawiać z Alicją F. Kobieta zamknęła przed nimi drzwi, mówiąc przedtem jedynie, że "płaci pracownikom" i "ma na to dowody".
Następnego dnia drzwi dziennikarzom otworzył jej syn, który przekazał, że prowadzi firmę wspólnie z matką. Zapewniał, że Alicja F. wyjechała do Niemiec. - Wszystkie pracownice są spłacone - zapewnił mężczyzna.
ZOBACZ: Wyrafinowany oszust. Naciągnął na nieistniejące akcje giełdowe i zniknął
- Pani Alicja przestała odbierać telefony. Przestała w ogóle się kontaktować. Okazało się, że wcale tych pieniędzy nie mam. Moja zmienniczka też ma niezapłacone pieniążki - stwierdziła Anna Mazurkiewicz, poszkodowana przebywająca w Niemczech. Kobieta ostrzega w internecie przed zatrudnianiem się w firmie ze Zgorzelca.
Coraz więcej poszkodowanych
Kobiety zwierają szyki. Mają listę poszkodowanych, która cały czas się wydłuża. Szukają też kolejnych osób, które czują się oszukane przez Alicję F. Wierzą, że doczekają się zwrotu swoich pieniędzy.
- Warto spróbować dochodzenia swoich praw na drodze postępowania karnego. Podjąć próbę złożenia zawiadomienia w prokuraturze rejonowej. Mam na uwadze tę, która jest właściwa dla miejsca prowadzenia działalności przez panią, która prowadziła to pośrednictwo pracy - poradziła adwokat Magdalena Łokucijewska.
- Gdybym mogła, to powiedziałabym jej, żeby oddawała ludziom pieniądze z całej Polski. Oni i tak się zgłoszą. To jest po prostu przykre - dodała Barbara Boruc.
Czytaj więcej